Amerykanie nie są przyzwyczajeni do wygrywania spotkań mniejszą różnicą niż 10 punktów, a tym bardziej do takich dreszczowców i to jeszcze w fazie grupowej mistrzostw świata. Mistrzowie olimpijscy pokonali Turcję 93:92, ale żaden z zawodników i nikt ze sztabu nie ma prawa się cieszyć z wtorkowego meczu.
USA rozpoczęło w dobrym stylu szybko obejmując prowadzenie 10:2 i wygrywając pierwszą kwartę 26:21. W drugiej odsłonie wyszli nawet na 15-punktowe prowadzenie (41:26), ale reprezentacja Turcji się nie poddała i od razu odpowiedziała, zdobywając 12 punktów z rzędu.
Mecz był wyrównany do samego końca, ale historia przyzwyczaiła nas, że tak jak w piłce nożnej na końcu wygrywają Niemcy, tak w koszykówce na końcu wygrywają Amerykanie. Na 12 sekund przed końcem Turcja objęła jednak prowadzenie 81:79 po dobitce weterana NBA Ersana Ilyasovy.
W ostatniej akcji regulaminowego czasu gry Popovich powierzył losy meczu Khrisowi Middletonowi. Zawodnik Millwaukee Bucks nie trafił jednak zza łuku, ale Amerykanie zdołali zebrać piłkę i podać do 21-letniego Jaysona Tatuma. Skrzydłowy Boston Celtics próbował trafić za trzy, ale sfaulował go Cedi Osman na 0,1 sekundy przed końcem. Tatum miał szansę skończyć spotkanie trzema rzutami osobistymi - trafił pierwszy, spudłował drugi i ostatnim doprowadził do dogrywki.
W niej Turcy nie wytrzymali po prostu presji. Osman i Dogus Balbay spudłowali cztery rzuty wolne w końcówce i USA dostało szansę z niebios. Na 2,1 sekund przed końcem Middleton został sfaulowany i nie pomylił się z linii dając swojemu zespołowi jednopunktowe prowadzenie i ostatecznie wygraną.
Przez całe spotkanie Amerykanie mieli duże problemy ze skutecznością z gry, trafiając tylko 35 proc. rzutów podczas, gdy rywale 44 proc. Tatum, Kemba Walker i Donovan Mitchell trafili razem tylko 11 z 37 prób z gry. Dla Turków najlepiej wypadł Ilyasova, który zdobył 23 punkty i zebrał aż 14 piłek.
