18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W cztery oczy z wpływową kobietą

Redakcja
Jan Filipowski
Z Elżbietą Koterbą, kobietą wpływową i zastępcą prezydenta, rozmawia Piotr Rąpalski

Wpływowa Kobieta Małopolski - to brzmi dumnie.
Gdy znalazłam się na liście 35 wpływowych kobiet w Małopolsce, uznałam, że to tylko dlatego, iż jestem zastępcą prezydenta Krakowa. Ale kiedy okazało się, że tak dużo głosów na mnie oddano, poczułam się zaszczycona. Pracuję na tym stanowisku niewiele ponad rok, ale myślę, że krakowianie szczególnie docenili mój styl pracy, efekty działań i prowadzone konsultacje społeczne dotyczące planów miejscowych. Wiem, wiem, ma być zabawnie i nie powinnam mówić o planowaniu, ale to trudne. (śmiech)

Dlaczego Pani uciekła z Zamościa?
Nie uciekłam. Tylko zakochałam się w Krakowie jeszcze w liceum w Zamościu. Chodziłam do tego samego, co Marek Grechuta. Ale byłam znacznie młodsza i starszy kolega był dla mnie niedostępny. (śmiech) Gdy przyjechałam do Krakowa, to wydał mi się on takim ogromnie dużym Zamościem. Później rozpoczęłam studia na Wydziale Architektury Politechniki Krakowskiej.

Ile wtedy się jechało pociągiem do Krakowa?
Całą noc, ale ja z pociągów korzystałam krótko. Wolałam jechać osiem godzin PKS-em. Ale za to jakim! Obok kierowcy siedział pilot pełniący także rolę stewarda, który serwował napoje. I był nawet telewizor na pokładzie.

Fiu, fiu. A skąd pomysł, aby studiować architekturę?
Zaskoczyłam tym rodziców. Ich marzeniem było, abym poszła w ślady brata. Został chirurgiem. Mnie widzieli w roli stomatologa. Presji w domu jednak nie było i wybrałam własną drogę. Architekturą interesowałam się od liceum i od zawsze miałam zdolności manualne, niestety odwrotnie proporcjonalnie do zdolności wokalnych. (śmiech) Choć był czas, kiedy śpiewałam w kościelnym chórze. W trzecim głosie, najniższym. Tam, gdzie z reguły posyła się chłopców. (śmiech)

Ile ma Pani żakietów?
(śmiech) Niezliczoną ilość, ale wolę sukienki. Najbardziej lubię czarne, choć może z powodu wieku powinnam już nosić jaśniejsze kolory. Czarny to najpiękniejszy kolor, bo to suma wszystkich kolorów. Nie zwracam jednak uwagi na modę. Chodzę w tym, co lubię i uważam, że wyglądam estetycznie.

A w biurze ma Pani ascetycznie jak u mnicha w celi.
Bez przesady. Po prostu nie lubię bibelotów. Lubię połączenia starych mebli z nowoczesnym wnętrzem oraz ciekawe dodatki, jak ten obraz.

To jakaś opalona kobieta na plaży.
To akt autorstwa Jerzego Nowosielskiego.

Przez niego pewno cały czas myśli Pani o wakacjach.
Ja marzenia realizuję. Może mam je niezbyt wygórowane. Choć jest jedno niespełnione.

Pewno lot w kosmos?
Tak, zgadł Pan!

Wiedziałem. W której dzielnicy Pani mieszka?
Na Prądniku Białym.

Tam nie ma tramwaju.
Chciałabym, aby był. Widzi pan, niby taka wpływowa kobieta, a nie mogę sobie torowiska pod dom poprowadzić.

Jak spędza Pani wolny czas? Tylko proszę nie mówić, że Pani go nie ma.
Ale tak właśnie jest. Choć jak już go znajdę, to lubię spędzić ten czas na lekturze.

Pewno projektów i planów.
(śmiech) Nie, ale literatury związanej z architekturą, urbanistyką, z moją pasją, bo tak traktuję tę pracę. W niej trzeba być na bieżąco z wszelkimi nowościami.

"Claudii" Pani nie czyta?
Takie kolorowe czasopisma mogłyby dla mnie nie istnieć.

Może muzyki Pani słucha?
Aż boję się przyznać. Starego, dobrego rocka - Dire Straits. Im jestem starsza, tym bardziej ich lubię.

Jest Pani bezpartyjna, to jak zostanie Pani prezydentem?
(śmiech) Nie wyobrażam sobie siebie na tym stanowisku.

Nie jest Pani feministką?
Nie różnicuję ludzi pod względem płci. Kobiety mają tylko ten problem, że wiele osób myśli o nich tak, iż w pewnym wieku są trochę za młode i za ładne, żeby byłymądre. Ale jak już przez to przejdą, stają się doceniane i osiągają sukcesy. Są przecież bardziej systematyczne i pracowite.

Pewnie była Pani kujonem.
Akurat. Nie da się być kujonem na architekturze. To specyficzny kierunek. Oceny były mniej ważne, liczyły się głównie piękne projekty i pomysły. Dyplom robiłam u prof. Tomasza Mańkowskiego, projektując zespół usługowo-mieszkaniowy w miejscu, gdzie dzisiaj stoi Galeria Kazimierz.

Trzeba było deweloperowi dać projekt, żeby zbudował.
Wtedy nie było deweloperów, tylko spółdzielnie mieszkaniowe. Miałam potem szczęście pracować u mistrzów architektury Janusza Ingardena i Romualda Loeglera. Później projektowałam sama lub z mężem, który też jest architektem. Syn również.

To przy wigilii mówicie tylko o projektowaniu?
Nie, wolimy rozmawiać o tym, czy uszka są dobrze ulepione.

Od linijki?
O, przepraszam. Architektura nie musi być od linijki. Formy organiczne są mile widziane.

Pani rządzi w domu?
Broń Boże! Przecież mój mąż jest góralem pienińskim z Krościenka nad Dunajcem. (śmiech) Ja mam dość rządzenia w pracy.

Podobno Pani mąż robi świetne nalewki.
Zgadza się, są znakomite. Podstawą jest miód i tu pomaga hobby mojego męża - pszczelarstwo. Ale reszta składników to tajemnica.

Euro 2012 coraz bliżej! Zobacz, co będzie się działo w Krakowie

Nowa lista leków refundowanych**[SPRAWDŹ!] **

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska