- Radni nie zgodzili się na to, żeby w mieście był pyłomierz, dzięki któremu przez cały czas wiedzielibyśmy, czy danego dnia jest na tyle czyste powietrze, by ciężarne kobiety albo dzieci mogły spokojnie wyjść na spacer - mówi Jarosław Kamyk z Kalwarii Zebrzydowskiej.
To jedno z najbardziej zanieczyszczonych miast naszego regionu. Zdaniem ekologów, dzieje się tak m.in. z powodu działalności lokalnych producentów mebli. Oskarżają ich o spalanie odpadów produkcyjnych.
Burmistrz tej miejscowości Augustyn Ormanty mówi, że dba o zdrowie mieszkańców. Tymczasem od stycznia zniknie stąd mobilny pyłomierz, dzięki któremu od roku mieszkańcy dowiadywali się, że żyją w smogu.
- Radni zdecydowali, że nie kupimy własnego sprzętu, a ten musimy oddać - tłumaczy.
Krytykuje go burmistrz Wadowic Mateusz Klinowski. - To jedyne miasto w powiecie wadowickim, którego władze nie poparły uchwały antysmogowej - podkreśla. W Wadowicach jednak punkt pomiarowy także zlikwidowano, a burmistrz Klinowski temu nie zapobiegł.
O tym, że powietrze nad Wadowicami i okolicą jest fatalne, mieszkańcy mają okazję przekonać się niemal codziennie w sezonie grzewczym.
Tak jest od lat, ale do 2015 r. przynajmniej wiedzieli, czym oddychają. Często więc dowiadywali się, że poziom rakotwórczego pyłu przekraczany był tu dziesięciokrotnie. Teraz żyją w nieświadomości, po tym jak Małopolski Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska zlikwidował tu stację pomiarową. Zdecydowano, że przyda się ona w innym małopolskim mieście.
Alarmujące raporty uwzględniają tylko te miasta, w których na stałe wykonywane są pomiary zanieczyszczenia powietrza, czyli już nie Wadowice.
- Wiemy, że nadal powietrze jest zatrute. Widać to gołym okiem, ale odkąd nie ma jak badać jego jakości, nie wiemy, o ile normy są przekraczane. Dopóki problem nie zostanie dostatecznie rozpoznany, to trudno z nim walczyć. Do tego potrzebne są specjalistyczne pomiary - dziwi się decyzji urzędników Arkadiusz Kowalczyk z Wadowic.
Z kolei w Kalwarii Zebrzydowskiej pyłomierz, postawiony w styczniu tego roku na środku Rynku, z końcem grudnia także zniknie.
Pomiary były tu prowadzone przez 16 tygodni, w seriach dwa razy po dwa tygodnie na kwartał. Tu też uznano, że nie potrzeba stałego punktu pomiarowego. To tam w lutym zarejestrowano najwyższe stężenie dobowe pyłów w Małopolsce: aż 316 procent powyżej normy.
Lokalni aktywiści z grupy „Płuca Kalwarii” chcieli namówić samorządowców, by gmina na swój koszt i dla dobra mieszkańców zakupiła takie urządzenie, które mogłoby działać na stałe.
Burmistrz Augustyn Ormanty przychylił się do prośby ekologów i w listopadzie złożył do rady miejskiej wniosek o zakup urządzenia za ok. 90 tys. zł. Grupa „Płuca Kalwarii” argumentowała , że taki zakup wydaje się konieczny ze względu na społeczne zapotrzebowanie na aktualną informację o poziomie zanieczyszczonego powietrza.
- Tego wniosku radni nie zaakceptowali - rozkłada ręce burmistrz Ormanty.
Radni uznali, że 90 tys. zł wydanych na pyłomierz plus ok. 40 tys. zł na obsługę urządzenia to za drogo.
- Nie ma sensu wydawać pieniędzy na coś, co i tak widać i czuć i o czym wszyscy wiemy - mówił na sesji przewodniczący rady miejskiej Marcin Krawczyński, a zdaniem radnego Marcina Zadory w gminie są pilniejsze wydatki.
- Lepiej wydać te pieniądze na modernizację przedszkola -uważa.
Część mieszkańców gminy jest zdania, że na ich decyzję wpływ miało lobby lokalnych biznesmenów, o czym otwarcie mówi też oburzony postawą samorządowców z pobliskiej Kalwarii Zebrzydowskiej burmistrz Wadowic.
- Miejscowi producenci mebli i obuwia palą odpady jawnie i są z tego najwyraźniej dumni, a kalwaryjski smog to prawdziwa golgota dla mieszkańców - twierdzi Mateusz Klinowski, który jednak także nie zadbał o zakup pyłomierza dla Wadowic.