Zwiedził Pan kilka amerykańskich parków narodowych. W czym przejawia się wyjątkowość Yellowstone?
Yellowstone kojarzy mi się z próbą odtworzenia biblijnego raju, przywrócenia utraconego dziewictwa natury. Spotkać się tam mogą oko w oko człowiek, bizon, wilk, świstak i setki "białych kruków" natury niszczonych przez cywilizację - łącznie z czarnym krukiem. Jeździłem z przyjaciółmi przez trzy dni po tym sztucznym raju, usytuowanym w prostokącie 96 na 80 km, wdychając woń gejzerów i zachwycając się tym, czym tylko się dało. A to zmumifikowaną sekwoją sprzed 50 mln lat, zasypaną przy wybuchu lawy wulkanicznej, a to "czapką wolności", czyli trzymetrowym grzybem-gejzerem skrystalizowanym przez miliony lat z roztworów soli tryskających spod ziemi, to znowu widokiem bizona patrzącego na nas parę kroków od auta.
Wyszliście z tej przygody cało?
W motelu dowiedzieliśmy się, że wystawianie się na strzał jego rogów nie było najbezpieczniejsze. To bydlę z brodą waży tysiąc kilogramów i galopuje szybciej od konia. Może więc stratować człowieka i poturbować auto. Miałoby zresztą do tego prawo w zemście za holocaust zgotowany mu przez białego człowieka. Słynny Buffalo Bill zabił w ciągu 18 miesięcy 4200 bizonów. W 1900 r. przy życiu pozostało ich tylko tysiąc. Dziś jest sto tysięcy w USA i Kanadzie. W samym Yellowstone, który przyczynia się do odnowy ginących gatunków, żyje ponad tysiąc bizonów.
Czy tak jak nasze żubry, w cudownej dziewiczej puszczy?
Chyba mają dobre warunki, skoro ochoczo się rozmnażają. Jednak dziś w Yellowstone uwagę turysty skupia nie piękno lasów, ale skutki nieszczęścia, które dotknęło park w 1998 roku, kiedy to lasy w jednej trzeciej zostały wypalone przez pożary. Gasiło je 10 tysięcy strażaków, a i tak się nie udało. Dopiero ulewy przyszły ludziom w sukurs. Dziś u stóp osmalonych szkieletów pni i suchych gałązek rosną sosnowe i świerkowe drzewka. Widmowy las powoli się odradza, ale nadal wygląda, jakby był rodem z baśni braci Grimm.
Co jeszcze zwróciło Pana uwagę?
W parku znajduje się połowa czynnych na Ziemi gejzerów. Syczą, strzelają w górę pod wysokim ciśnieniem, mienią się kolorami. W błotnych kotłach bulgocze maź, z ziemi tryskają gorące źródła i obłoki pary.
Czy można się tam poczuć odkrywcą, który błądzi własnymi ścieżkami, podziwiając osobliwości Yellowstone? A może jest się skazanym tylko na samochodowe zwiedzanie?
Wędrowaliśmy jednym ze szlaków, których jest tu mnóstwo. Wzruszający był widok pary zakochanych orlików, która założyła gniazdo na moście wiszącym nad przepastnym kanionem i rwącą rzeką, stwarzając w nim od nowa życie. Popatrzyły na nas sarny, od niechcenia podszczypujące trawę, a po chwili powróciły do swego zajęcia. Olbrzymie kamienie i głazy w ogóle nas nie zauważyły - chyba dlatego żyją miliony lat, bo są na wszystko obojętne, albo przynajmniej takie sprawiają wrażenie. Gdy na nie patrzyłem, przypomniałem sobie wiersz Wisławy Szymborskiej "Rozmowa z kamieniem", niosący przesłanie, że to my nie potrafimy się z nimi porozumieć.
Udało się spotkać niedźwiadka grizzly, niewątpliwą ozdobę parku, którego waga dochodzi do 700 kg? O misia Yogi z kreskówek nie pytam, bo - może przez pomyłkę - zamieszkał w bajkowym Jellystone.
W pewnym momencie Barbara uparła się, że widzi przez lornetkę niedźwiedzia, którego jeszcze brakowało nam do kolekcji wypatrzonych zwierząt. Zawiesiliśmy więc z Leszkiem abstrakcyjne rozważania i ćwiczyliśmy wzrok. Odległość była jednak na tyle duża, że nie jestem pewien, czy leżał tam głaz czy niedźwiedź. Gdy opuszczaliśmy Yellowstone, strażnik przy bramie wiodącej do parku śmiał się do nas jednym zębem, co nawet dodawało uroku temu fascynującemu miejscu. Jakiś czas jeszcze jechaliśmy wzdłuż parku, mijając po drodze imponujący wodospad, stado bizonów, wilka z podkulonym ogonem i czarnego kruka, który żyje 150 lat i ma ponoć właściwości czarodziejskie. Niewątpliwie ma je sam park Yellowstone, którego tajemnice warto poznać.