Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wałęsa donosił na kolegów. Powinien uderzyć się w pierś

Edyta Zając
Andrzej Szkaradek, twórca Solidarności w Nowym Sączu
Andrzej Szkaradek, twórca Solidarności w Nowym Sączu Edyta Zając
O absurdalnym procesie Józefa Jareckiego, kłamstwach Lecha Wałęsy i ukrytych teczkach rozmawiamy z Andrzejem Szkaradkiem, legendą sądeckiej „Solidarności”

Józef Jarecki, działacz Solidarności i wiceprezes MPK, został uznany kłamcą lustracyjnym. Pan stanął za nim murem. Jako TW Czarny 2 miał w 1978 roku informować o nastrojach panujących w ZNTK. Teczki kłamią?

Nie wykluczam, że niektóre fakty mogły być fałszowane przez SB, choć sam nigdy się z tym nie spotkałem. Ale w tym wypadku problem jest inny. Jarecki nigdy nie podpisał zobowiązania, ani nie pobierał pieniędzy za współpracę, nie donosił na kolegów. Rozmowy z SB polegały na udzielaniu odpowiedzi na pytania o sytuację gospodarczą zakładu. Dlatego nie rozumiem tego wyroku i uważam go za krzywdzący.

Czemu Sąd Apelacyjny w Krakowie nie uwzględnił tych argumentów?

Nie wiem, jak mogło do tego dojść. Śledczy IPN, jak i sąd wykazali się rażącym brakiem wiedzy na temat ówczesnych realiów. W 2008 roku Jarecki wypełnił oświadczenie lustracyjne, gdy miał objąć funkcję prezesa w PKS. IPN dokonał weryfikacji jego oświadczenia i uznał Jareckiego za kłamcę lustracyjnego, bo rozmawiał z SB. Absurd polega na tym, że do 1980 roku każdy pracownik wyższego szczebla musiał rozmawiać z esbekami. Nie podejrzewam sędziów o złą wolę, to efekt tego, że nie powołano Sądu Lustracyjnego, gdzie orzekaliby ludzie odpowiednio przygotowani.

Przenieśmy się do Nowego Sącza końca lat 70. jak wyglądały wizyty esbeków w zakładach pracy?

Każdy zakład miał swojego opiekuna z ramienia Służby Bezpieczeństwa. Funkcjonariusze regularnie przychodzili na kontrole i trzeba było wydawać im dokumenty oraz udzielać informacji. To była powszechna praktyka, a odmowa skutkowała zwolnieniem. Józef Jarecki nigdy nie ukrywał przede mną, że był nagabywany.

Pozostanie bohaterem sądeckiej „Solidarności”?

Oczywiście. Od początku tworzył struktury „Solidarności” w Nowym Sączu, kolportował podziemną prasę, uczestniczył w strajkach. Wiele razy się narażał. Za swoją działalność został skazany na cztery lata więzienia. Odsiedział półtora roku. Po 1980 roku, gdy już mieliśmy instrukcje o tym jak postępować z bezpieką, nie znalazłem żadnego, najmniejszego nawet śladu w aktach o tym, że Józef Jarecki współpracował. Nigdy się nie złamał i nigdy mnie nie zawiódł.

Pana też próbowano złamać?

Oczywiście, każdy był nagabywany. Prawdziwy horror rozpoczął się dopiero w stanie wojennym. W moim przypadku represje wywoływały odwrotny skutek. Im były większe, tym byłem bardziej radykalny. Choć bywało ciężko. W 1984 roku wspólnie z żoną zostaliśmy osadzeni w więzieniu. Nie wiedzieliśmy, co się dzieje z dziećmi. Później zostałem zwolniony z pracy, zakazano zatrudniania mnie i innych kolegów, którzy wtedy wyszli z więzienia, w państwowych przedsiębiorstwach.

Nie wszyscy byli tacy niezłomni. Byli tacy, którzy donosili dla zysku, a inni ze strachu. Czy mamy prawo oceniać tych drugich?

Chodzi tylko o to, by nie zakłamywać historii. Uczciwie powiedzieć: bałem się, nie dałem rady, współpracowałem. Najgorsze jest zaprzeczanie faktom, jak to się dzieje teraz w przypadku Lecha Wałęsy.

Lech Wałęsa, to - Pana zdaniem - donosiciel TW Bolek?

Wałęsa nie tylko donosił, ale - jak wskazują dokumenty - domagał się coraz więcej pieniędzy za przekazywane informacji o swoich kolegach i akcjach, które planowali. To oburzające. Nie jestem zaskoczony medialnymi doniesieniami. Od dawna wiedziałem, że współpracował z SB. Dokumentuje to również publikacja historyka Sławomira Cenckiewicza. Wałęsa miał dużo czasu, by z honorem się z tego rozliczyć i uderzyć się w pierś. Tymczasem zamiast przeprosić pogrąża się

w kłamstwach, a nawet obraża kolegów, na których sam donosił. To obrzydliwe i niegodne człowieka, który dostał Pokojową Nagrodę Nobla i był prezydentem RP.

Niektórzy uważają, że trzeba przeszłość oddzielić grubą kreską: zlikwidować IPN, spalić teczki. Po co nam lustracja?

Nie możemy milczeć o tym, co się działo. Trzeba odróżnić kata od ofiary, rozliczyć się z historią. Jeśli mamy budować nowe, musimy rozliczyć stare. Taka postawa nie przysparza przyjaciół. Gdy zdecydowałem się opublikować listę agentów SB w „Dzienniku Polskim”, wybuchła burza. Sprawa Wałęsy udowadnia po raz kolejny, że trzeba porządnie rozliczyć tamten czas.

Co by Pan powiedział dziś Wałęsie? Czy sprawa jego współpracy z SB nie kładzie się cieniem na całą „Solidarność”?

Powiedziałbym mu, że nie tego się po nim spodziewałem, że nie on sam budował „Solidarność”. Harowaliśmy w podziemiu narażając bezpieczeństwo nasze i naszych rodzin, siedzieliśmy w więzieniach. Zrobiliśmy dla Lecha wiele, a przede wszystkim dla wolnej Polski. Teraz obawiam się o symbol „Solidarności”, na który pracowaliśmy ponosząc ogromne koszty. Przez postawę Lecha Wałęsy został mocno nadwyrężony.

Myśli Pan, że jakieś teczki jeszcze wypadną z szaf?

Z całą pewnością prywatne archiwa w domach byłych funkcjonariuszy SB mogą być ich pełne. Myślę, że wiele osób ze świecznika nie śpi spokojnie. I wcale ich nie żałuję. a

Rozmawiała: Edyta Zając

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska