MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Warto mieć nadzieję na lepszy, bardziej ludzki świat

biskup Tadeusz Pieronek
Nie wiem dlaczego nowy 2014 rok przywodzi mi na myśl setną rocznicę I wojny światowej. Przecież mnie wówczas nie było jeszcze na świecie. To prawda, ale musi istnieć jakaś przyczyna, jakieś uzasadnienie tego dość dziwnego skojarzenia.

I rzeczywiście, wiem skąd się ono wzięło. Otóż po II wojnie światowej, w kwietniu 1945 roku, mogłem już wrócić do rodzinnego domu. Z pewnym opóźnieniem z dalszej tułaczki nadjechali również moi rodzice i siostry. Ponieważ dom był zrujnowany, do spania przygotowano mi łóżko w kuchni. Tu wieczorami, zwłaszcza w zimie, gromadzili się koledzy ojca, byli uczestnicy I wojny światowej na różnych jej frontach. Nie zważając na mnie, skulonego pod kocem, godzinami wspominali o walkach, zwycięstwach i klęskach, w których wówczas brali udział.

Bywało, że zasypiałem podczas tych opowieści, ale na ogół były one dla mnie tak interesujące, że starałem się dotrwać do końca. Jak już było trudno, wiedziałem, że jedno pytanie z mojej strony niechybnie zakończy spotkanie. Pamiętam, że wystarczyło wówczas jednemu z uczestników, który służył w wojsku austriackim i był zatrudniony przy dostawach broni, zadać pytanie, jak to było na froncie włoskim z tymi osłami, będącymi oczywiście wówczas środkiem transportu broni dla wojska. Nigdy nie doszliśmy do wyjaśnienia, dlaczego to pytanie powodowało rozejście się kombatantów, ale wszystko wskazywało na to, że obecny na spotkaniu poganiacz osłów w jednej ze swoich akcji sromotnie zawiódł. Nie zginął wraz ze swoimi kolegami tylko dlatego, że od zguby ustrzegł ich przypadek.

Dziwię się, że te rozmowy, wspomnienia odległej przecież wojny, robiły na mnie takie wrażenie, mimo że sam świadomie przeżyłem II wojnę światową i srodze ją odczułem na swojej skórze. Miałem niespełna pięć lat, kiedy wybuchła II wojna światowa, niespełna sześć, kiedy na pięć lat, by ratować część licznej rodziny, wysłano mnie z bratem do bliskich krewnych, by nas uchronić przed wysiedleniem, które dotknęło rodziców i pozostałe rodzeństwo. Ja z bratem zostaliśmy dość blisko domu rodzinnego, na terenach przyłączonych do Rzeszy niemieckiej, blisko Oświęcimia, rodzice zostali zesłani na pięcioletnią tułaczkę na Podlasie.
Nie wiem, dlaczego wspomnienie dramatów I wojny światowej, podczas której nie było mnie na świecie, zapisało się w mojej pamięci równie głęboko, jak zbrodnie II wojny światowej, którą przeżyłem, oczywiście na miarę możliwości rozeznania, jakie w tej sprawie mógł mieć kilkunastoletni chłopiec.

Może ktoś zapytać, po co mówię o tych odczuciach sprzed dziesiątków lat. Odpowiadam. One są zawsze częścią naszej historycznej świadomości. Wprawdzie niektórzy nie wierzą, że historia nie jest nauczycielką życia, ale ja czuję to inaczej. Kto nie potrafi czytać przesłania historii jest jak dziecko, które matka ostrzega, by nie pchało palca do wrzącej wody, bo to jest niebezpieczne, ale ono i tak wie swoje i wkłada nie tylko palec, ale i całą rękę.

Jak się mają te wspomnienia do Nowego Roku?

Są po prostu wnioskiem, który mimo dramatycznych, a nawet tragicznych doświadczeń, pozwala szukać w tym, co się dzieje wokół nas - tak na arenie lokalnej, rodzinnej, państwowej, ale także tej międzynarodowej - źródeł nadziei.
Nadziei na co? Różne są ludzkie nadzieje. Ludzie zmagający się w konfliktach zbrojnych, a było ich podobno w 2013 r. aż sześćdziesiąt, pragną pokoju, inni poszanowania ich podstawowych praw, jeszcze inni, żyjący w dobrobycie, by mogli mieć jeszcze lepiej niż dotąd. Gama tych roszczeń, postulatów i pragnień jest tym większa, im się nam lepiej powodzi. I to jest paradoks współczesnego świata, który, niestety, promuje taką preferencję, często uważając za nieudaczników tych, którym się w życiu nie powiodło.

Czy nie warto zastanowić się nad tym zjawiskiem? Czy fortuny celebrytów - gdyby zostały wydane na ratowanie setek tysięcy umierających z głodu ludzi w Afryce, Azji, ale także tych, którzy w Polsce, z różnych powodów nie wiążą końca z końcem - nie byłyby bardziej szlachetnym świadectwem człowieczeństwa, niż miliardy wydawane na maseczki gwiazd (dające jednorazowy efekt młodości i urody), kosztem umierających z głodu i niedożywienia tych, których nie dostrzegamy na świecie jako ludzi obdarzonych taką samą godnością i takimi samymi prawami, z których korzystają mieszkańcy bogatego świata?
Gdyby to przesłanie trafiło do ludzi wrażliwych, którzy mają odrobinę serca, świat byłby lepszy, bardziej ludzki, bogatszy w nadzieję, sensowniejszy. Takiej wrażliwości na tych, którzy są w potrzebie, życzę wszystkim Czytelnikom w Nowym 2014 Roku!

Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska