Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wisła Kraków. Adrian Gula: Potrzebna jest cierpliwość, choć wyniki muszą być lepsze

Bartosz Karcz
Bartosz Karcz
Anna Kaczmarz
- Nie chcę za dużo mówić o tym, co w Wiśle działo się wcześniej, bo mnie tutaj nie było, ale nie odkryję Ameryki jeśli powiem, że takiej stabilizacji w wynikach to tutaj brakuje od dłuższego czasu. To jest diagnoza. Drużyna musi zrozumieć, że skoro coś takiego było tutaj dwa lata temu, rok i jest obecnie, to mamy problem. I trzeba znaleźć lekarstwo - mówi trener Wisły Kraków Adrian Gula.

WISŁA KRAKÓW. Najbogatszy serwis w Polsce o piłkarskiej drużynie "Białej Gwiazdy"

- Gdy zaczynał pan latem pracę w Wiśle Kraków, miał pan zapewne związane z nią oczekiwania. Po tych kilku miesiącach, spędzonych w Polsce może pan powiedzieć, że wszystko, czego pan się spodziewał, potwierdziło się?
- Gdy decyduję się podjąć pracę w jakimkolwiek klubie, to nie mam wielkich oczekiwań. Koncentruję się raczej na zadaniu do wykonania, realizacji celów. Na tyle długo pracuję w tym zawodzie, żeby wiedzieć, że nie wszystko jest tak łatwe jak się może wydawać z boku. Oczywiście mam też pełną świadomość, że nie zrealizowaliśmy naszych celów w lidze, że powinniśmy mieć więcej punktów i być wyżej w tabeli. W Pucharze Polski natomiast wykonaliśmy zadanie na ten rok, gramy w tych rozgrywkach dalej. Jeśli natomiast zapyta mnie pan czy jestem zadowolony z tego, co prezentował zespół przez większość jesieni, to odpowiem, że nie. I nie mam tutaj na myśli tylko wspomnianych punktów i miejsca w tabeli, ale również sposób gry, jaki prezentowaliśmy w wielu meczach.

- To rozczarowanie z pana strony tym, co prezentował zespół, jest duże?
- Rozczarowanie to nie jest dobre słowo w tym przypadku. Po prostu nie jestem zadowolony z tego jak funkcjonowaliśmy przez większość jesieni.

- Bardzo dużo punktów straciliście tak naprawdę na własne życzenie. Po prostych błędach indywidualnych, z powodu braku koncentracji w kluczowych momentach. To jest coś, co najbardziej pana denerwuje, gdy ocenia pan grę swojego zespołu?
- To rzeczywiście bywa irytujące, bo jeśli jeden prosty błąd decyduje o tym, że nie wygrywasz meczu, że tracisz punkty, a tak naprawdę nasza wspólna praca, którą wykonujemy przez cały tydzień, gdy przygotowywaliśmy się do meczu, jest w ten sposób zanegowana, to można być złym. To są naprawdę rzeczy, które można wyeliminować i nad którymi systematycznie pracujemy. Bo można zachować pełną koncentrację i podawać dokładnie do kolegi na kilka metrów. Później mamy taki efekt, że gdy przychodzi mecz to gramy dobrze, dyktujemy warunki przez większość czasu, a później jedna sytuacja jeden błąd decyduje o tym, że zostajemy z niczym. Muszę się zgodzić, że stanowczo za dużo punktów straciliśmy w ten sposób.

- Straciliście też bardzo dużo bramek… Czego brakowało w waszej grze defensywnej, żeby to wyglądało lepiej?
- Kompaktowości w grze, koncentracji całej drużyny na defensywie i lepszego zachowania w sytuacjach jeden na jeden. Bo jeśli tracisz tyle bramek, to nie jest wina tylko obrońców. Pracować muszą wszyscy. Brakowało nam też stabilizacji, musieliśmy często zmieniać ustawienie z różnych przyczyn. To wszystko są drobne sprawy, ale one wpływają na to, że w jednym czy drugim meczu możesz się potknąć, stracić punkty. Podam taki przykład - zaczynaliśmy sezon z Mateuszem Lisem w bramce. To była mocna „jedynka”, w dodatku silna osobowość w szatni. A później straciliśmy go nagle na kilkadziesiąt godzin przed meczem w Niecieczy. Do bramki musiał wejść nastolatek, który nigdy w ekstraklasie nie grał. Żebyśmy się dobrze zrozumieli - wiem, że transfery są integralną częścią futbolu i trudno mieć pretensje o to, że klub je robi. Tylko gdy dochodzi do zmiany na tak newralgicznej pozycji, to trzeba trochę czasu, cierpliwości, żeby to znów funkcjonowało jak należy. Czasami to się odbije niestety na wynikach. My straciliśmy Lisa, a pozyskaliśmy wspomnianego nastolatka i bramkarza, którego w polskiej lidze nie było kilkanaście lat. I choć dzisiaj możemy powiedzieć, że mamy bardzo dobry duet bramkarzy, bo i Biegański i Kieszek dają nam jakość, to jednak potrzebowali czasu, żeby zaadaptować się do nowych warunków.

- Skoro mówiliśmy o zmianach w obronie, to na jej środku praktycznie przez cały sezon były rotacje. Szansy nie dostał jednak w ogóle Adi Mehremić, a że kibice często pytali o tego zawodnika, to zapytam i ja. On po prostu przegrywa rywalizację czy są jakieś inne przyczyny, że pan w ogóle nie stawiał na niego? I czy są plany, żeby w zimie się z Mehremiciem rozstać?
- O naszych zimowych planach za wcześnie jest mówić. Poczekajmy z tym. Co do Adiego, to sprawa jest trochę złożona. Gdy przyszliśmy do Wisły, on był kontuzjowany. Leczył się, rehabilitował, a my w tym czasie musieliśmy patrzeć na dobro drużyny i starać się doprowadzić do jak największej stabilności w obronie. Zmiany, jakie robiliśmy, były czasami wymuszone. Nie jest dobrze robić rewolucję w składzie co tydzień. Adi, nawet gdy już był zdrowy, nie prezentował takiego poziomu, jakiego od niego oczekiwaliśmy. Lepiej wyglądali Michal Frydrych, Maciek Sadlok czy Serafin Szota. Gdy Alana Uryga doszedł do siebie, też prezentował lepszą formę. Zresztą pod koniec jesieni Adi znów miał problemy zdrowotne. Generalnie przegrał po prostu walkę o miejsce w składzie.

- Jeśli poruszamy temat stoperów, to chciałbym zapytać o sposób rozpoczynania waszych akcji od bramki. Pan stawia na rozgrywanie, a nie wybijanie piłki daleko do przodu. Kilka razy miało to jednak dla was brzemienne w skutki konsekwencje. Dopuszcza pan taką możliwość, żeby jednak podchodzić do takich spraw bardziej elastycznie i jeśli przeciwnik zakłada dobrze wysoki pressing, to jednak nie bawić się tak z piłką pod swoją bramką?
- Muszę się zgodzić z tym, że nasze wyprowadzanie piłki nie było na takim poziomie, jakiego oczekiwaliśmy, ale to nie oznacza, że musimy wszystko zmieniać w naszym sposobie gry. Taki jest trend w dzisiejszym, nowoczesnym futbolu. Trzeba jednak zachować spokój w takich sytuacjach, ale nie podejmować zbędnego ryzyka. Trzeba mieć pewność siebie w budowaniu akcji, w wychodzeniu spod pressingu. Jeśli przeciwnik zakłada go dobrze, to trzeba wyczuć moment, kiedy przenieść ciężar gry do środka pola. To jest wymagający sposób gry, a choć jesteśmy dzisiaj pod większą presją wyniku, to nie chcę odchodzić od mojej filozofii gry. Chcę ją po prostu tak dopracować, żeby zawodnicy nie popełniali prostych błędów. Oczywiście bywają mecze, w którym zmuszeni jesteśmy reagować na zmieniającą się sytuację, w tym na problemy zdrowotne czy postawę przeciwnika, ale generalnie będziemy dążyć do tego, aby towarzyszył nam przyjęty styl gry, a co za tym idzie większa pewność siebie w sytuacjach boiskowych.

- W pana filozofii mieści się również posiadanie piłki. W większości meczów mieliście je większe od rywali, czasami nawet bardzo wyraźnie, ale to często zupełnie nie przekładało się na stwarzanie sytuacji, na strzelanie goli czy na najważniejsze - zdobywanie punktów. Co zatem robiliście źle?
- Choć za nami jedna runda, to tak naprawdę wciąż jesteśmy na początku drogi, zrobiliśmy dopiero pierwszy krok. Drużyna uczyła się jak starać się utrzymać dłużej przy piłce, jak budować pewność siebie w kontroli nad meczem. Chcę, żebyśmy tak grali, a nie długimi podaniami na zasadzie uda się 50 na 50 wygrać pojedynek w powietrzu albo nie uda. Zresztą przy naszej drużynie to by nie było nawet 50 na 50, bo poślesz dalekie podanie na takich piłkarzy jak Yaw Yeboah, Piotruś Starzyński, Mateusz Młyński czy Stefan Savić, to jakie oni mają szansę wygrać w powietrzu w rosłymi obrońcami? Trzeba szukać innych atutów. W mojej ocenie musimy pracować nad tym, żeby być w decydujących fazach rozgrywania akcji jeszcze dokładniejszym, szybszym, bardziej zdecydowanym. Musi być też lepsza mentalność w trudnych momentach, gdy gra się o wynik. To co my chcemy grać, to nie jest łatwa sprawa. Tego nie da się wdrożyć w dwa, trzy miesiące, nawet w pół roku. Potrzebna jest cierpliwość, choć zdaję sobie sprawę, że wyniki nawet w momencie budowy czegoś nowego muszą być lepsze.

- Ma pan pełne przekonanie, że zawodnicy, którymi pan dysponuje mają odpowiednią jakość, umiejętności, żeby grać taki futbol, o jakim pan mówi?
- To jest weryfikowane, analizowane cały czas. - proszę mi wierzyć. Pracujemy nad tym, oceniamy kto ma umiejętności, kto ma pewność siebie na boisku. Oczywiście to nie jest tak, że my będziemy tylko czekać aż jeden z drugim zawodnik przyswoi sobie taktycznie niuanse. Musimy od nich wymagać zawsze nie tylko maksimum zaangażowania, ale również, a może przede wszystkim tego, żeby pokazywali na boisku maksimum swojego potencjału tydzień w tydzień, na każdym treningu, bo biorę odpowiedzialność nie tylko za wyniki, ale także za to, jak ten zespół pracuje. I tak ukierunkowana jest nasza praca, żeby znaleźć odpowiedź kto umiejętności ma już teraz, kto ma potencjał, żeby za chwilę je mieć, a kto na poziom, którego oczekujemy, raczej nie wskoczy nigdy. To będzie niosło za sobą konkretne decyzje.

- Na newralgicznej pozycji rozgrywającego konsekwentnie stawiał pan przez prawie cały sezon na Michala Skvarkę. Nie można mu odmówić chęci, bo on w każdym meczu dużo biega, ale jeśli popatrzeć na jego liczby, to one na kolana nie rzucają. Długo pan jednak dawał mu szansę, dopiero w grudniu wylądował na ławce. Stracił u pana kredyt zaufania?
- Jeśli rozmawiamy o naszej „dziesiątce” to popatrzmy z jakiego punktu startowaliśmy. Na początku sezonu na tę pozycję szykowany był nie tylko Michal, ale również Kuba Błaszczykowski czy Stefan Savić. To miała być rywalizacja między nimi. A później kontuzję złapali Kuba, Stefan i został nam praktycznie tylko „Skvara”. Ja się zgadzam, że były mecze, w których aż prosiło się, żeby na tej pozycji zrobić zmianę, ale nie mieliśmy za dużo opcji, bo piłkarzy, którzy mają predyspozycję do gry na tej pozycji, nie było wielu. Wiem, że Michal nie zawsze grał tak jak oczekują tego wszyscy, ale jestem przekonany, że on ma świetny charakter i jeszcze pokaże się z dobrej strony. On też wykonuje dla drużyny dużo potrzebnej pracy w obronie. Idzie do pressingu, ale jeśli on biegnie do stopera, a nie ma wsparcia na bokach, to każdy powie, że i naszej „dziesiątce” czegoś brakuje. To jest zespół naczyń połączonych. Michal także doskonale zdaje sobie sprawę z oczekiwań względem jego osoby i w każdym kolejnym kolejnym treningu i meczu przykłada się mocno, aby pomóc drużynie w realizacji założeń i celów.

- To jak tak analizujemy już poszczególne formacje, trudno nie wspomnieć o napastnikach. Zarówno Jan Kliment jak i Felicio Brown Forbes mieli dobry początek sezonu, ale później po prostu się „zacięli”, nie strzelali bramek w lidze. Pan wie, gdzie jest tego przyczyna? Czy to zespół jako całość gorzej funkcjonował w ofensywie czy jednak można wymagać od napastników, żeby czasem sami wykreowali sytuacje i je wykończyli?
- To prawda, że napastnicy żyją z podań i to prawda, że na początku sezonu to funkcjonowało dobrze, a „Klimi” i Felo strzelali dla nas bramki. Później pewne rzeczy nie funkcjonowały już tak jak powinny. Zaczęliśmy szukać różnych rozwiązań, np. grać dwójką w ataku. Obaj nie byli jednak przyzwyczajeni do takiego układu, choć pod sam koniec jesieni były już fragmenty, gdy potrafili nieźle współpracować. Nie zapominajmy też o innych sprawach. Kliment chorował, długo po tym dochodził do pełnej formy fizycznej. Felo jakiś czas siedział w domu przed sezonem, gdy załatwiane były transferowe formalności. Myślami był już w Chinach. A później nagle do nas wrócił. I można oczywiście opowiadać, że był dobrze przygotowany, bo pracował indywidualnie, ale skoro z nami nie trenował, to wcześniej czy później musiało się to odbić na jego dyspozycji. Nie ma tutaj cudów. To nie była dla niego łatwa sytuacja, bo musiał przestawić się też na nieco inne zadania. Wierzę jednak, że oni obaj wciąż mogą nam dać bardzo dużo. Musi tylko wszystko zagrać - zdrowie, przygotowanie fizyczne, taktyczne.

To nie były miesiące marzeń dla kibiców Wisły Kraków. Więcej mieli powodów do nerwów, niż do radości. Kilka takich momentów jednak również było. Czy zespół zrobił postęp? Czy transfery wypaliły? Czy pomysł na grę, jaki wdraża trener Adrian Gula się sprawdza? O tym, a także o wielu innych sprawach w naszych wnioskach po piłkarskiej jesieni w wykonaniu „Białej Gwiazdy”.

Wisła Kraków. Wnioski po pierwszej części sezonu „Białej Gwiazdy”

- Przez całą jesień dużo rozmawialiśmy o mentalności tej drużyny. Były mecze, w których zespół zostawiał nie 100, a nawet 150 procent zaangażowania na boisku. Były jednak również spotkania, gdy patrząc z boku można było odnieść wrażenie, że jest z tym problem. Co trener może zrobić, żeby tydzień w tydzień, przy pełnym stadionie, ale też przy takim, na którym gdzieś na drugim końcu Polski jest ich garstka drużyna była odpowiednio nastawiona do gry?
- Najlepszą metodą mobilizacji piłkarza jest konkurencja. Trzeba też wymagać od każdego zawodnika powtarzalności w każdym meczu. Nie chcę za dużo mówić o tym, co w Wiśle działo się wcześniej, bo mnie tutaj nie było, ale nie odkryję Ameryki jeśli powiem, że takiej stabilizacji w wynikach to tutaj brakuje od dłuższego czasu. To jest diagnoza. Drużyna musi zrozumieć, że skoro coś takiego było tutaj dwa lata temu, rok i jest obecnie, to mamy problem. I trzeba znaleźć lekarstwo. Dla mnie ważne jest, że powoli zaczynają być oznaki, że zespół zaczyna to rozumieć. Cieszę się, że piłkarze pokazali, że chcą nad rozwiązaniem tego problemu pracować. To prawda, że to jeszcze nie funkcjonowało na sto procent w meczach. Pierwsze oznaki, że drużyna rozumie, jaki ma problem, już są. Dobrze zareagowaliśmy na trudną sytuację w Łodzi w Pucharze Polski. Zupełnie inaczej zespół zareagował też na sytuację z czerwoną kartką dla Michala Frydrycha w Białymstoku i w Lubinie. Oczywiście ja wiem, że przegraliśmy oba te mecze, ale jednak chyba widać było, że reakcja zespołu w obu przypadkach była diametralnie inna. Progres jest, na ten moment bez wyników, ale wierzę, że to jest jedyna droga, którą musimy kroczyć. Ja z niej nie zejdę!

- Dużo mówimy o minusach, to może teraz trochę o pozytywach. Takim były przede wszystkim wasze wygrane w Pucharze Polski. Dawno Wisła nie znalazła się w ćwierćfinale, a biorąc pod uwagę, że zagracie w nim z III-ligową Olimpią Grudziądz, to szanse na półfinał są bardzo duże. Mecze w tych rozgrywkach pokazały również, że zespół potrafi się zmobilizować, że potrafi wychodzić z trudnych sytuacji jak w Tychach czy Łodzi. To jest to, czego oczekiwałby pan również lidze?
- Tak, z tego jak prezentowaliśmy się w Pucharze Polski możemy być zadowoleni. Tym bardziej, że te mecze przychodziły w trudnych dla nas momentach. Ze Stalą Mielec zagraliśmy np. po 0:5 w Poznaniu, ale udało się zmobilizować, poradzić z problemami i wygrać. To pokazało, że ten zespół potrafi szybko się pozbierać. To co jest problemem, to że na razie nie udaje nam się tego zrobić na dłuższy czas. W zimie musimy mocno pracować nad tym, żebyśmy byli bardziej stabilni w grze, w osiąganiu dobrych wyników i w budowaniu pewności siebie. Nie jesteśmy dzisiaj zadowoleni z tych elementów, ale są moim zdaniem przesłanki, że ten zespół może grać lepiej i skuteczniej. Tym bardziej, jeśli nieco zwiększymy w nim konkurencję.

- Plusem jest też to, że wprowadził pan do regularnej gry dość szerokie grono młodych piłkarzy. W klasyfikacji Pro Junior System Wisła jest bardzo wysoko. W klubie są pewnie z tego zadowoleni?
- Nie wiem czy są zadowoleni, bo ja zadowolony z tego jak wyglądaliśmy w większości meczów nie jestem. A co do młodych, to ja naprawdę nie patrzę aż tak mocno czy piłkarz jest młody, stary, ale przede wszystkim czy ma jakość. Gra ten, który ma nam pomóc wygrać. Korzystamy z tych zawodników, których mamy w kadrze. Cieszę się oczywiście, że mamy też w niej młodych, zdolnych graczy, ale przed nami i przed nimi jest jeszcze bardzo długa droga do pokonania, żeby wejść na taki poziom, jakiego wszyscy tutaj oczekują.

Wisła Kraków. Oceniamy piłkarzy „Białej Gwiazdy” za jesień 2021

- Wspomniał pan wcześniej o zwiększeniu konkurencji w zespole. To na jakich pozycjach będziecie chcieli się wzmocnić? Można usłyszeć, że ma przyjść środkowy pomocnik na pozycję „osiem”. Czy na innych pozycjach również szykują się jakościowe transfery?
- Zawsze staram się koncentrować na tych zawodnikach, których mam w kadrze. Staram się budować zaufanie do nich. Nie będę jednak krył, że jeśli ta drużyna ma się rozwijać, to musimy dołożyć do niej trochę jakości. Każdy trener chce nowych, dobrych zawodników. Najważniejsze jest jednak, żeby znaleźć piłkarzy, który dadzą coś konkretnego klubowi. Nie tylko umiejętności się liczą, ale również chęć poświęcenia, charakter. Nie chcę nowych zawodników, żeby się tylko nazywało, że jest ktoś nowy. Ja chcę takich piłkarzy, którzy pozwolą nam zrobić postęp w budowaniu drużyny.

- Jak będą wyglądać przygotowania do drugiej części sezonu? Kiedy startujecie?
- Jeszcze układamy detale. Już teraz mogę jednak powiedzieć, że zaczynamy 5 stycznia, a w planie jest obóz w Turcji. Tam będziemy chcieli zagrać trzy sparingi, ale wcześniej, bo już 12 stycznia zagramy z Tatranem Liptovsky Mikulas.

- Skoro mamy okres świąteczno-noworoczny, to poprosiłbym pana na koniec o deklarację, obietnicę dla kibiców Wisły, którzy w ostatnich latach przeżywali dużo nerwów. Może pan im obiecać, że wiosną „Biała Gwiazda” spokojnie zapewni sobie utrzymanie w ekstraklasie?
- Rozumiem dobrze kibiców, że się denerwują, bo trzeci rok z rzędu ich oczekiwania rozmijają się znacząco z tym, co drużyna robi na boisku. Proszę mi wierzyć, że ja też z tego powodu szczęśliwy nie jestem. Mogę im dzisiaj obiecać, że każdego dnia będziemy pracować z maksymalnym zaangażowaniem. Mogę im obiecać, że zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby zespół nie w kilku wybranych spotkaniach, a w każdym walczył z maksymalnym poświęceniem. Najważniejszym zadaniem jest z mojej strony doprowadzenie do takiej sytuacji, żeby każdy zawodnik zrozumiał, że liczy się każdy dzień, każdy trening. Jeśli zespół to w pełni pojmie, jeśli będzie maksymalne zaangażowanie, to wyniki też przyjdą. Jestem tego pewien.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska