WISŁA KRAKÓW. Najbogatszy serwis w Polsce o piłkarskiej drużynie "Białej Gwiazdy"
Trener Wisły Kraków Adrian Gula nie zdecydował się na mecz z Lechem Poznań nawet na jedną zmianę. Spotkanie przy ul. Bułgarskiej rozpoczęła dokładnie taka jedenastka jak ta, która wyszła również na Lechię Gdańsk. W ekipie „Kolejorza” zabrakło Pedro Tiby i Barry’ego Douglasa, których dopadła infekcja.
Mecz jeszcze na dobre się nie rozpoczął, a już został przerwany z powodu dymu, jaki zasnuł boisko po odpalonych racach i świecach dymnych przez kibiców Lecha. Przerwa trwała kilkadziesiąt sekund, a gdy grę wznowiono „Kolejorz” miał pierwszą bardzo dobrą okazję na gola. Po rzucie rożnym Wisły gospodarze wyprowadzili bardzo szybki atak. W jego efekcie Adriel Ba Loua pomknął lewym skrzydłem i dośrodkował na głowę Jakuba Kamińskiego. Tylko dlatego, że piłkarz Lecha nabiegł trochę pod piłkę, przeniósł ją nad poprzeczką. A strzelał z zaledwie kilku metrów.
To był sygnał, że to Lech będzie z każdą kolejną minutą wypracowywać sobie przewagę. Gospodarze grali szybko, parli do przodu, jakby chcieli jak najszybciej załatwić sprawę wygranej. Wiśle z trudem przychodziło z kolei organizowanie akcji po przejęciu piłki. Sporo było niedokładności, gra krakowian była rwana. Goście próbowali wyprowadzać piłkę spod swojej bramki, ale mieli spore problemy z pressingiem Lecha. W 14 min z tego właśnie urodziła się kolejna sytuacja dla gospodarzy, gdy zaatakowali wysoko, przejęli piłkę, a całość zakończył mocnym i celnym strzałem Kamiński. Paweł Kieszek obronił jednak to uderzenie. Bramkarz Wisły w 17 min znów został zatrudniony, gdy strzelał Ba Loua.
W 23 min znów mieliśmy chwilę przerwy, bo kontuzji doznał bramkarz Lecha Mickey van der Hart. Zastąpił go Filip Bednarek, a gdy gra została wznowiona, znów dynamiczny atak wyprowadzili miejscowi. Tym razem wszystko zakończył strzał Pedro Rebocho. I znów formą błysnął Kieszek.
Wisła niby próbowała odpowiadać, ale jej atakom brakowało w tym fragmencie praktycznie wszystkiego. Tempa, dokładności, elementu zaskoczenia. Lechici przesuwali się, zamykali przestrzenie, podwajali, a momentami nawet potrajali krycie i raz za razem kasowali ofensywne zapędy gości.
W 29 min Lech dopiął swego, choć przy wydatnej pomocy wiślaków, szczególnie jej bramkarza. Znów „Kolejorz” nie pozwolił wysokim pressingiem wyjść Wiśle spod bramki. W końcu piłka trafiła do Joao Amarala. Ten miał stanowczo za dużo miejsca, żeby nie skorzystać i nie uderzyć mocno. Zrobił to jednak w dość sygnalizowany sposób i Paweł Kieszek po prostu miał obowiązek to obronić. Bramkarz Wisły poszedł jednak w ciemno w swoją lewą stronę, a piłka wylądowała z jego prawej strony w siatce...
Stracony gol nie podziałał w jakikolwiek ożywczy sposób na Wisłę. Lech niby lekko wyhamował, pozwolił nawet gościom trochę pograć w środku pola, ale pod swoją bramką gospodarze byli szczelni i nie dopuszczali nawet do większego zagrożenia. A w samej końcówce pierwszej połowy „Kolejorz” jeszcze raz podkręcił tempo. Po podaniu na lewą stronę Jespera Karlstroma do Pedro Rebocho ten miał wystarczająco dużo miejsca i czasu, żeby zagrać przed bramkę „Białej Gwiazdy”. A tutaj spokojnie z metra wpakował ją pod poprzeczkę Adriel Ba Loua.
To dwubramkowe prowadzenie Lecha po pierwszej połowie było jak najbardziej zasłużone. Gospodarze byli zdecydowanie lepsi praktycznie w każdym elemencie piłkarskiego rzemiosła. Wisła nie zaprezentowała praktycznie nic, czym mogłaby rywali zaskoczyć.
W przerwie nie doszło do zmian w składzie Wisły, nie zmienił się też obraz gry zaraz po niej. Krakowianie wciąż grali nerwowo, niedokładnie i to nawet przed swoim polem karnym. A to tylko nakręcało Lecha. W 52 min zrobił się tak potężny bałagan w polu karnym gości, że gol musiał po prostu paść. Jeszcze Michal Frydrych uchronił zespół od tego, bo wybił piłkę sprzed z linii w słupek, ale po chwili futbolówka trafiła do Amarala, a ten zagrał przed bramkę, gdzie z najbliższej odległości wpakował ją do siatki Pedro Rebocho.
Adrian Gula po tym golu zrobił trzy zmiany, ale zanim nowi zawodnicy zdołali w ogóle wejść w mecz, było już 4:0. Bo Lech wyprowadził kolejny błyskawiczny atak, przy którym wiślacy wyglądali jak statyści. Ostatecznie znów asystę zaliczył Amaral, a swojego gola strzelił w tym meczu Mikael Ishak.
Wisła była na łopatkach, a Lech ani myślał się zatrzymywać. W 76 min gospodarze wywalczyli rzut karny, bo Serafin Szota zatrzymał piłkę ręką. „Jedenastkę” wykorzystał Mikael Ishak, który Pawła Kieszka pokonał podcinką. Bramkarz Wisły poszedł w ciemno w swoją lewą stronę, a piłką powolnym lobem wylądowała w środku bramki.
Przy tak wysokim wyniku Lech już zwolnił, nie śrubował wyniku. Wisła niewiele już mogła natomiast zmienić, a jedynym efektem jest starań był strzał w poprzeczkę Dora Hugiego. Dla krakowian jedyna pozytywna informacja jest taka po meczu w Poznaniu, że już w środę grają w Pucharze Polski ze Stalą w Mielcu. Nie będzie zatem specjalnie dużo czasu na rozpamiętywanie tej klęski.
Lech Poznań - Wisła Kraków 5:0 (2:0)
Bramki: 1:0 Amaral 29, 2:0 Ba Loua 45+1, 3:0 Rebocho 52, 4:0 Ishak 60, 5:0 Ishak 77 karny.
Lech: van der Hart (23 Bednarek) - Pereira, Salamon, Satka, Rebocho - Ba Loua, Karlstrom (64 Murawski), Kwekweskiri (73 Kozubal), Kamiński (64 Skóraś) - Amaral (73 Ramirez) - Ishak.
Wisła: Kieszek - Gruszkowski, Szota, Frydrych, Hanousek - El Mahdioui - Yaboah (58 Hugi), Plewka (58 Żukow), Skvarka (68 Savić), Kliment (58 Młyński) - Brown Forbes (85 Sobol).
Sędziowali: Tomasz Kwiatkowski oraz Michał Obukowicz i Arkadiusz Kamil Wójcik (wszyscy Warszawa). Żółte kartki: Karlstrom (43, faul), Ramirez (85, faul) - Frydrych (8, faul), Skvarka (35, faul), El Mahdioui (42, faul), Gruszkowski (50, faul), Szota (76, zagranie ręką), Brown Forbes (79, faul). Widzów: 26 890.
- Głośne (i sekretne) śluby sławnych sportowców. Zdjęcia, wideo
- „Pudzian” w Podegrodziu dał show. Litwin mistrzem Polski
- Glik jak zapaśnik, Szymański jak czołg. Memy po meczu Polska - Anglia
- Zobacz kibiców na meczu Wisła - Lechia [ZDJĘCIA]
- Ślub Karoliny Małysz z Kamilem Czyżem. Na weselu bawiła się Justyna Żyła
- Transfery byłych piłkarzy Wisły. Sezon 2021/22
