Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wisła Kraków słaba w Mielcu. Stal zasłużenie sięga po trzy punkty

Bartosz Karcz
Bartosz Karcz
Kolejny słaby mecz rozegrała Wisła Kraków. „Biała Gwiazda” nie była w stanie sprostać Stali w Mielcu i zasłużenie przegrała 1:2. Krakowianie nie mieli przede wszystkim argumentów w ofensywie, w której momentami byli wprost bezradni. Stal grała prostymi, ale skutecznymi środkami, które doprowadziły ją do pierwszego zwycięstwa w tym sezonie.

WISŁA KRAKÓW. Najbogatszy serwis w Polsce o piłkarskiej drużynie "Białej Gwiazdy"

Trener Adrian Gula zdecydował się na dwie zmiany w wyjściowym składzie w porównaniu do meczu z Rakowem Częstochowa. Jak można się było spodziewać, do bramki od pierwszej minuty wszedł Paweł Kieszek, dla którego był to debiut w ekipie „Białej Gwiazdy”. Pierwszy raz od początku zagrał natomiast Dor Hugi, który do tej pory wchodził na boisko jedynie z ławki rezerwowych. Oznaczało to odesłanie na nią dwóch młodzieżowców - Mikołaja Biegańskiego i Mateusza Młyńskiego.

Już przed pierwszym gwizdkiem wiadomo było, że Wiśle przyjdzie grać z mocno zdeterminowanym przeciwnikiem. Stal słabo rozpoczęła sezon, bo od remisu i dwóch porażek. Punktów potrzebowała zatem, jak tlenu. Krakowianie też jednak mogli być podrażnieni po tym, jak w znacznym stopniu na własne życzenie przegrali z Rakowem.

Pierwsi do ataków ruszyli gospodarze. Nie bawili się w żadne badanie sił, tylko poszli do przodu. Wisła na początku spotkania miała spore problemy, by po odbiorze piłki przejść płynnie do ataku. Krakowianom mocno utrudniali to agresywnie grający mielczanie, którzy błyskawicznie odzyskiwali futbolówkę. Inna sprawa, że taka ich gra sprawiła, że już w 8 min mieli na koncie dwie żółte kartki, bo takimi właśnie kartonikami ukarał Szymon Marciniak najpierw Macieja Urbańczyka, a chwilę później Marcina Budzińskiego. W obu przypadkach były to faule taktyczne.

Dodajmy, że z tej początkowej przewagi Stali nie było żadnych wymiernych efektów, bo miejscowi ani razu w tym fragmencie gry nie zagrozili bramce Wisły. Ta z kolei zaczęła stwarzać sobie okazje na gole. W 14 minucie miał taką Michal Skvarka, ale zdecydował się na podanie i było po szansie, bo został zablokowany. Dwie minuty później powinno być już jednak 1:0 dla gości. Po dalekim wybiciu Pawła Kieszka, a później świetnym, prostopadłym podaniu Michala Skvarki, w sytuacji sam na sam z Rafałem Strączkiem znalazł się Yaw Yeboah. Strzelił jednak fatalnie - słabo i wprost w bramkarza Stali.

W 21 min pierwszy raz w Wiśle dużą klasą błysnął Paweł Kieszek. Z rzutu wolnego świetnie strzelał Mateusz Mak, ale bramkarz „Białej Gwiazdy” wyciągnął się jak struna i sparował piłkę na poprzeczkę.

W kolejnych minutach mieliśmy sporo błędów, niedokładności, prostych strat z obu stron. Brakowało płynności akcji, wymiany kilku podań z rzędu. Pierwsza z takiego marazmu otrząsnęła się Stal, który tuż przed upływem pół godziny gry przycisnęła Wisłę, czego efektem było kilka stałych fragmentów gry - rzutów rożnych, autów blisko bramki gości. I tyle, bo szans na gola w tym okresie gospodarze nie mieli.

W 38 min Michal Skvarka podał piłkę do Dora Hugiego, a ten strzelił gola dla Wisły. Krakowianie długo się jednak nie nacieszyli, bo chwilę później sędzia liniowy podniósł chorągiewkę, a główny odgwizdał spalonego. Wątpliwości nie było cztery minuty później z drugiej strony boiska. Można się było zastanawiać, jak Aleksandar Kolew mógł mieć tyle miejsca i czasu przed polem karnym, żeby przyjąć piłkę obrócić się i uderzyć. Fakty były jednak takie, że to miejsce miał, a jak już uderzył, to w kapitalny sposób. Piłka odbiła się jeszcze od poprzeczki i wpadła do siatki. Kieszek w tej sytuacji był bez szans, a Wisła musiała odrabiać straty.

Na to, co prezentowali wiślacy w pierwszej połowie musiał być zły trener Adrian Gula. Słowacki szkoleniowiec nie czekał bowiem ani minuty, tylko już w przerwie zdecydował się na trzy zmiany. Od początku drugiej połowy zobaczyliśmy zatem na boisku ofensywnych piłkarzy: Jakuba Błaszczykowskiego, Mateusza Młyńskiego i napastnika Felicio Brown Forbesa. Efekty przyszły niemal natychmiast, choć kluczowe role odegrali w 47 min zawodnicy, którzy grali w tym meczu od początku. Dośrodkował bowiem Matej Hanousek, a głową piłkę do siatki posłał Jan Kliment.

Tak jak jednak Stal szybko straciła gola, tak błyskawicznie odzyskała prowadzenie. Najpierw na skrzydle mnóstwo miejsca i czasu miał Krystian Getinger, który dośrodkował w pole karne. A w nim niewielki przecież wzrostem Mateusz Mak okazał się sprytniejszy od Michala Frydrycha i Macieja Sadloka, pakując głową piłkę do siatki.

Gospodarze nabrali pewności siebie, bo mecz układał się dla nich bardzo dobrze, a Wisła miała wyraźne problemy, żeby złapać właściwy rytm. W kolejnych minutach jeśli pachniało zatem golem, to raczej kolejnym dla Stali, niż dla przyjezdnych. Wyglądało to wykonaniu krakowian momentami wręcz dramatycznie słabo, gdy nie byli w stanie przez kilka minut przeprowadzić sensownej akcji. Wynikało to m.in. z tego, że rywale byli po prostu szybsi, bardziej stanowczy w poczynaniach. Trudno było w takiej sytuacji o jakiś element zaskoczenia.

A Stal grała swoją piłkę. Gospodarze starali się wybijać wiślaków z rytmu, momentami zyskiwali cenne sekundy leżąc na boisku, ale też szukali swoich okazji na podwyższenie wyniku. W 77 min tylko świetnej interwencji Kieszka zawdzięczała „Biała Gwiazda”, że wciąż przegrywała tylko 1:2. Dodajmy, że z bliska po rzucie rożnym strzelał Mateusz Matras.

W końcówce wreszcie udało się Wiśle zamknąć Stal w jej polu karnym. Krakowianie w tym fragmencie meczu mieli dużą przewagę, ale gospodarze tak zagęścili swoje przedpole, że ciężko się było przebić. Posyłane w pole karne dośrodkowania padały zatem łupem albo obrońców, albo dobrze dysponowanego Rafała Strączka. Gole już zatem nie padły, a Wisła przegrała drugi mecz z rzędu. W dodatku w naprawdę słabym stylu.

Stal Mielec - Wisła Kraków 2:1 (1:0)
Bramki: 1:0 Kolew 42, 1:1 Kliment 47, 2:1 Mak 52.
Stal: Strączek - De Amo, Matras, Flis - Sitek (71 Kłos), Tomasiewicz, Urbańczyk, Getinger - Mak (75 Jankowski), Budziński (71 Granlund) – Kolew (84 Żyro).
Wisła: Kieszek - Gruszkowski (75 Savić), Frydrych, Sadlok, Hanousek - El Mahdioui, Kuveljić (46 Brown Forbes) - Yeboah (46 Młyński), Skvarka (90 Plewka), Hugi (46 Błaszczykowski) - Kliment.
Sędziowali: Szymon Marciniak (Płock) oraz Paweł Sokolnicki (Płock) i Bolesław Rosa (Warszawa). Żółte kartki: Urbańczyk (3, faul), Budziński (8, faul), Kolew (64, niesportowe zachowanie) - El Mahdioui (21, faul), Sadlok (64, niesportowe zachowanie). Widzów: 3420.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska