Wóz hybrydowy zakupił kilka lat temu Tatrzański Park Narodowy – po serii wypadków z udział koni. Stworzyła go poznańska firma. Wóz wygląda jak obecnie kursujące fasiągi. Tyle, że posiada silnik elektryczny, który ma wspomagać pracę koni w czasie jazdy w górę. Z kolei podczas jazdy w dół, baterie mają się ładować.
Wóz woził turystów w trakcie dwóch poprzednich sezonów letnich, ale cały czas w formie testów. Te odbywały się pod nadzorem pracowników TPN, firmy, które wyprodukowała pojazd, a także przy udziale samych fiakrów. Przed rokiem w wozie wymienione zostały akumulatory – na lżejsze i bardziej pojemniejsze. Ta operacja miała rozwiązać problem z nadmierną produkcją prądu podczas jazdy w dół.
Wymiana baterii niestety nie do końca rozwiązała problem. - Nowe akumulatory mają co prawda większą zdolność odbierania prądu. Jednak cały czas trzeba ograniczać prędkość koni z góry. Bo jeśli jadą za szybko, może dojść do wyłączenia bezpieczników w silniku, co skutkuje tym, że cały mechanizm przestaje działać – mówił przed rokiem Zbigniew Kowalski z TPN, który nadzoruje pracę fiakrów na szlaku do Morskiego Oka i testy wozu hybrydowego. A to oznaczało, że wyłącza się cały system, nie ma regulacji prędkości jazdy wozu przez silnik, a więc hamowania. Pozostaje jedynie hamulec nożny, za który odpowiada fiakier. Biorąc pod uwagę fakt, że wóz hybrydowy jest cięży o ok. pół tony od normalnego wozu, zabezpieczenie w postaci tylko hamulca nożnego wydaje się zbyt małe. Szczególnie, że droga do Morskiego Oka na ostatnim odcinku – tuż przy Włosienicy – jest dość stroma.
Teraz jednak – na progu sezonu letniego – znów okazuje się, że wóz został unieruchomiony. Doszło do awarii akumulatora. Choć miały one zaledwie dwa miesiące, okazało się, że przestały utrzymywać energia. Do tego stopnia, że nie wystarczały nawet na jeden wyjazd z Palenicy Białczańskiej na Włosienicę, nawet na minimalnym wspomaganiu.
TPN rozmawia z firmą z Poznania – by ta albo naprawiła akumulatory, albo wymieniła je na nowe. Jeśli się nie dogadają, park będzie musiał wyłożyć dodatkowe pieniądze na nowe baterie – ok. 30 tys. zł.
Jeśli nawet akumulatory nowe lub naprawione wrócą, nie ma co liczyć na to, że TPN podejmie decyzję o wprowadzeniu wozy na stałe na szlak. Wygląda bowiem na to, że prototyp wozu hybrydowego jest niedopracowany i nie spełnia się do końca na górskim szlaku. Nieoficjalnie słychać w parku, że zaczyna być problemem – bo trzeba bo pilnować, garażować, absorbować pracowników do zajmowania się nim, a pożytku z niego nie widać. Mówi się nawet o odsprzedaży pojazdu – o ile znajdzie się chętny. Wóz hybrydowy kosztował 120 tys. zł. Pieniądze wyłożył TPN.
Na szlaku do Morskiego Oka pracuje ok. 300 koni. Są one każdego roku badane przez lekarzy weterynarii. Najbliższe badania odbędą się od 2 do 4 czerwca.
Na trampki i lekkie buty w Tatrach jest za wcześnie. W górac...

- Na dnie Jeziora Czorsztyńskiego leży zatopiona wieś. Tak kiedyś wyglądało to miejsce
- "Bangladesz" na Siwej Polanie. Buda za budą, pamiątki, kiełbaski i lane piwo
- To był kiedyś legendarny budynek na Krupówkach. Dziś w budynku hula wiatr
- Tatry. Legendarny Mnich - marzenie turystów i taterników [NIESAMOWITE ZDJĘCIA]
- Jak wyglądało Zakopane 30 lat temu i jak wygląda teraz? Miasto bardzo się zmieniło
- Tatry. Remonty szlaków idą pełną parą. To ciężka ręczna robota [ZDJĘCIA]