MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Wrogowie i sojusznicy

Jerzy Surdykowski
Przed tygodniem był 17 września. Świadomie nie wspomniałem o tragicznej rocznicy. Czekałem na jakiś rozumny głos. Wrzaski - owszem - były: jedni pokrzyczeli pod ruską ambasadą, potem pod Belwederem i siedzibą Rady Ministrów. Wiadomo, że ryży to prawie czerwony, a Komoruski siedzi w kieszeni u Putina! Ale były też głosy poważne i zasmucone. Prezydent przypomniał pomordowanych i wywiezionych, odznaczył ostatnich, którzy przeżyli. Czekałem, ale jednak nie doczekałem się. Bo wszystko płynęło z uczuć, nie z chłodnego rozumu. Nawet gorącogłowe wrzaski, którymi rządziła głupota.

Myśmy bowiem tej rocznicy jeszcze nie przetrawili, nie wyprowadziliśmy z niej wniosków. Jakże to? - oburzy się niejeden patriota (bez cudzysłowu). Przecież od dwudziestu paru lat dzieciom w szkole wbija się do głowy już nie komunistyczne kłamstwa, ale prawdę o tym, jak najechali nas Niemcy, a po dwu tygodniach z górą wbili nam nóż w plecy Sowieci. Przecież Katyń nie jest już dla nikogo tajemnicą, a zamęczonym na Syberii wystawiono pomniki i pamiątkowe tablice. Przecież żyjemy w wolnym kraju, a jak się komuś premier lub prezydent nie podobają, to kolejne wybory zbliżają się z każdym rokiem. Tym niemniej nie przemyśleliśmy i nie wyprowadziliśmy wniosków, choć możemy pokrzyczeć, zapalić znicze i zamiast nakazanego przez cenzurę eufemizmu pisać "sowiecki" na znak stosunku do upadłego imperium i niegdysiejszego najeźdźcy.

Jakie płyną wnioski z tragedii 17 września? Że Sowiety były równie wredne jak hitlerowska Rzesza? To przecież trywialne. Historia osądziła ich już dawno, a dzisiejszy Rosjanin nie ponosi winy za zbrodnie pradziadów, tak jak dzisiejszy Niemiec za swoich przodków z Wermachtu i SS. Że Polska powinna być silna, aby bronić się przed napadem? Tak, to prawda. Ale żaden kraj - nawet najbogatszy i najlepiej rozwinięty - nie obroni się przed dwoma wrogami. Gdyby Polska była lepiej przygotowana, mogłaby walczyć trochę dłużej i zadać wrogom większe straty, ale ani Niemiec ani Sowietów pokonać nie była w stanie, a cóż dopiero gdy połączyli siły w zbrodniczym pakcie Ribbentrop - Mołotow. Więc może powinna ustąpić Niemcom i pójść z nimi na Moskwę, jak twierdziło w czasach komunistycznych paru najbardziej zawziętych publicystów emigracyjnych i co niektórzy powtarzają do dzisiaj? Czy raczej ustąpić Stalinowi, zgodzić się na wejście jego wojsk i wspólny front przeciw Hitlerowi, jak powiadała komunistyczna propaganda?

Tylko że z pierwszej możliwości wyszlibyśmy z rękoma unurzanymi w popiołach Oświęcimia i Treblinki, na zawsze skompromitowani haniebną kolaboracją, z terytorium okrojonym po wojnie jak dziś Węgry. Z drugiej możliwości włączeni do ZSRR już w 1939 roku, z przywództwem narodu wygubionym na Syberii, z terytorium podobnie okrojonym. Polska nie miała wtedy innej możliwości niż klęska i słynne powiedzenie ministra Becka o tym, że pozostał tylko honor, jest równie tragiczne, co słuszne. Ale rzeczą polityki nie jest przygotowanie do honorowej śmierci, ale tworzenie warunków dla zwycięstwa, a przynajmniej przetrwania. Pod tym względem polityka polska zawiodła na długo przed 1939 rokiem.

Czy ten tragiczny rok może się nad Wisłą powtórzyć? W dziejach nic nigdy nie jest rozstrzygnięte, a przykładów pokazujących, jak silniejsi rabują słabszych i zawierają w tym celu szalbiercze sojusze, jest aż nadto, także w naszej historii. Czyżby więc przeznaczeniem Polaków była kolejna ofiara krwi, którą nieuchronnie przyniesie przyszły układ dwóch, albo iluś tam wrogów?
Na pewno nie, ale aby takiej ofiary uniknąć, niezbędne jest oparcie w ugrupowaniu państw mających wspólne interesy i zdolnych do ich obrony. Sojusz z odległymi potęgami w 1939 roku okazał się iluzoryczny, a Anglia i Francja nie kwapiły się do skutecznej wojny w obronie Polski. Takim ugrupowaniem może być - choć jeszcze nie jest - Unia Europejska przeżywająca dziś znane trudności i jak nigdy bliska rozpadu.

Z perspektywy 17 września Polacy powinni być narodem wyjątkowo sprzyjającym Unii i jej mocnej integracji politycznej, przekształceniu wręcz w Stany Zjednoczone Europy. Tymczasem z Unii rozumiemy dotychczas tylko dotacje, dopłaty i swobodę podróży. Do troski o jej spójność, trwałość i przyszłość jeszcze nam bardzo daleko.

Autor: konsul generalny w Nowym Jorku (1990-1996), ambasador w Bangkoku (1999-2003), pisarz, reporter.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska