Pani Iwono wygra pani te wybory?
Liczę, że sądeczanie obdarzą mnie mandatem zaufania, że chcą nowego, świeżego spojrzenia na miasto. Jestem osobą, która chce mocno współpracować z rządem i wykorzystywać wszystkie szanse na inwestycje i środki dla Nowego Sącza.
Jeszcze kilka miesięcy temu w sądeckim PiS trwała wewnętrzna rywalizacja, co skutkowało wieloma chętnymi do kandydowania na prezydenta. Przyglądała się pani z boku tym wyścigom?
Były przeprowadzane rozmowy. Zastanawiano się, kogo wybrać, żeby był kandydatem reprezentującym Prawo i Sprawiedliwość. Tych kandydatów było kilku, ale po analizach prezes Kaczyński wysunął moją kandydaturę, która została przyjęta i przegłosowana na komitecie politycznym.
Długo się pani zastanawiała nad startem?
Nie, to była szybka decyzja. Jestem mocno zaangażowana w sprawy Nowego Sącza. Mieszkam tu i jestem blisko wszelkich problemów. Pomyślałam więc, że jestem taką osobą, która da nowe otwarcie, jeśli chodzi Nowy Sącz i cały region.
Nazwisko i pozycja męża, posła Arkadiusza Mularczyka, to atut w tych wyborach czy wręcz przeciwnie - utrudnienie?
To atut, bo przez wiele lat mąż bardzo angażował się w sprawy Nowego Sącza i regionu. Wszystkie jego działania miały na celu rozwój tego miasta, by w nim inwestowano. Dbał o dobrą współpracę z samorządami i często pomagał sąsiednim gminom. W kolejnych wyborach został obdarzony solidnym mandatem zaufania. Społeczeństwo postrzega go jako osobę, która mocno się angażuje w sprawy miasta i regionu.
Jest dla pani wzorem jako przyszłej prezydent miasta?
Arek pokazuje mi, że jeśli podejmuje się jakiegoś wyzwania, jak w jego przypadku mandat posła, to nie można spocząć na laurach i nie robić nic. On naprawdę pracuje, widzę, ile czasu poświęca przygotowując interpelacje, z jakim szacunkiem podchodzi do spotkań z mieszkańcami. Często uczestniczę w takich spotkaniach - ludzie nawet się dziwią, że jeszcze wczoraj widzieli go w telewizji, a dziś jest z nimi i rozmawia o ich problemach. Taka praca mnie przekonuje, nie za biurkiem, ale blisko ludzi.
Wróćmy do samej nominacji. Czy natrafiła pani na opór sądeckiego środowiska PiS?
Po mojej nominacji zrobiłam spotkanie z radnymi, członkami PiS i sympatykami, na którym rozmawialiśmy o funkcjonowaniu ugrupowania w Nowym Sączu. Powiedziałam, że jestem otwarta na współpracę z wszystkimi. Chciałam, żeby moja osoba połączyła różne oczekiwania i różne środowiska.
Jeśli mówimy o radnych i członkach PiS, to ułożyła pani bardzo zaskakujące listy kandydatów do rady miasta, bo żadnego z okręgów nie otwiera obecny radny. To znaczy, że źle pani ocenia ich pracę?
Ich wynik pokaże jaką do tej pory wykonali pracę, a myślę, że była ona dobra i widoczna dla mieszkańców. Na listach pojawili się przedstawiciele szeroko rozumianego obozu Zjednoczonej Prawicy. To są liderzy w swoich środowiskach, osoby znane i zaangażowane. Co do radnych, to nie jest ważne miejsce, mieszkańcy znajdą ich na listach.
Czy takie odważne decyzje będzie pani podejmować też jako prezydent? Mam na myśli obsadę w urzędach i miejskich spółkach…
Wiele osób, które tam pracują, są rzetelne i uczciwie wykonują swoje zadania. Nie można więc mówić, że zrobimy jakąś wymianę
Kto jest Pani głównym konkurentem w wyborach?
Do wszystkich kandydatów podchodzę jednakowo.
Ale to Leszek Zegzda jest najczęściej przywoływany w pani kampanii wyborczej. To odgórne zalecenia, żeby atakować kandydata PO?
Nie dostałam żadnych wytycznych z Warszawy jak mam prowadzić kampanię wyborczą. Wszystko dostosowane jest do danej sytuacji czy bieżącego problemu. Leszek Zegzda jest moim kontrkandydatem i staram się odnosić merytorycznie do jego pracy w zarządzie województwa.
Jak pani przekona osoby niezdecydowane między Mularczyk, Głucem, Belską i Gwiżdżem?
Szansą dla Nowego Sącza jest dobra współpraca z rządem. Przez osiem lat byliśmy na marginesie wszystkich inwestycji czy dotacji, bo pomijał nas rząd PO-PSL. Teraz przez ostatni okres trochę nie wykorzystaliśmy tych szans i możliwości jakie były. Ja chciałabym to zmienić i przełożyć na konkretne korzyści dla Nowego Sącza. Zresztą kilka dni temu odbyło się też w tej sprawie spotkanie z mieszkańcami, na które przyszło prawie 400 osób. Dotyczyło ono zasad przyznawania dotacji i szczegółów wypełniania wniosków. Nowy Sącz może dużo skorzystać na tym programie - możemy być liderem tego długofalowego programu. Innym razem zorganizowałam spotkanie ministra sportu Witolda Bańki z przedstawicielami małych klubów sportowych. Omawialiśmy możliwość pozyskiwania z ministerstwa dotacji na m.in. infrastrukturę sportową. Rozmawiałam też z ministrem Andrzejem Adamczykiem o sądeczance i linii kolejowej Podłęże-Piekiełko, które są wpisane na listę projektów rządowych.
Mówimy tu już o zadaniach, które przekraczają kompetencje prezydenta miasta...
Jako prezydent chciałabym być przy rozmowach na temat tej drogi czy spotykać się z mieszkańcami gmin przez które miałaby przebiegać trasa. Tak żeby wypracować najlepszy kompromis.
Czy zastanawiała się pani z kim mogłaby się zmierzyć w drugiej turze wyborów?
Nie dzielmy skóry na niedźwiedziu. Ciężko pracuję. by mieszkańcy Nowego Sącza obdarzyli mnie swoim zaufaniem.