Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wymaszerował z Gorlic z nadzieją, że powróci do rodzinnego domu

Andrzej Ćmiech
Ludwik Grąglowski zginął we Włoszech i tam został pochowany na cmentarzu w Doberdo. Rodzina o śmierci ukochanego syna dowiedziała się z listu od kolegi z oddziału.

Ludwik Grąglowski miał zaledwie 21 lat, gdy we Włoszech, służąc w armii austriackiej, dostał kulę. O jego śmierci rodziców poinformował kolega z oddziału. Dziś jego nazwisko widnieje na liście poległych żołnierzy pochodzących z tego terenu, sporządzonej w 1917 roku. Oryginał pisma jest w sanockim oddziale Archiwum Państwowego w Rzeszowie.

Patriotyczne tradycje wyssał z mlekiem matki

Ludwik Grąglowski urodził się 23 września 1894 r. w Gorlicach jako syn Stanisława Feliksa i Marii Grąglowskiej z domu Majewicz. Była to patriotyczna gorlicka rodzina, wspomniana przez Konstantego Laskowskiego w opracowaniu o gorlickich powstańcach 1863 r. Pisał on, że: ,,W przededniu klęski wyruszył z Gorlic do powstania murarz Józef Grąglowski, który przeszedł Wisłę z nieznanym oddziałem, a po upadku powstania wrócił do Gorlic”.

Zapewne pamiętano o tym w rodzinie, gdyż urodzony w 1904 r. młodszy syn Grąglowskich otrzymał imię po przodku. W tym czasie, kiedy na świat przychodził wspomniany brat Józef, Ludwik uczył się już w sześcioklasowej Szkole Ludowej męskiej w Gorlicach.

Po jej ukończeniu w 1908 r. rozpoczął naukę w Gimnazjum im. Cesarza Franciszka Józefa w Gorlicach. Uczniem był średnim. Natomiast musiał być bardzo sprawny fizycznie, gdyż na wszystkich świadectwach gimnazjalnych z gimnastyki zawsze miał ocenę bardzo dobrą. Pewnie - oprócz młodzieńczej ciekawości - z tego powodu wstąpił w lipcu 1912 r. do organizowanej wówczas w naszym mieście I Polowej Strzeleckiej Drużyny Młodzieży Sokolej im. Jana Kilińskiego. Ćwiczył w jej szeregach swoją sprawność i umiejętności strzeleckie do 18 sierpnia 1914 r., odbywając ćwiczenia w Libuszy, Ropie, Bieczu i w okolicach Grybowa.

Żołnierz I Brygady Legionów Polskich

Gdy po wybuchu I wojny światowej i powstaniu Powiatowego Komitetu Narodowego w Gorlicach nadarzyła się okazja przywdziania polskiego munduru, wstąpił „jako ochotnik za zezwoleniem ojca w szeregi Polskich Legionów”. Było to 3 września 1914 r.

Wojciech Tomczyński w swoim pamiętniku wspomina: „Wyjazd nasz nastąpił niespodziewanie dnia 13 września - wyjeżdżaliśmy ze śpiewem na ustach, zasypani kwieciem przez gorlickie panny, opłakiwani przez poczciwe matrony, żegnani wśród łez przez Ekscelencję Długosza i kilkutysięczną publiczność”.

Do Krakowa 68 gorlickich ochotników do Legionów pod dowództwem Wojciecha Kołodziejskiego dotarło nazajutrz. Po zakwaterowaniu i przydzieleniu do 2. kompani 6. batalionu I pułku Legionów Polskich, odbył kilkudniowe ćwiczenia. Po nich wraz z kolegami złożył przysięgę na krakowskich Błoniach. A potem wyjechali. „Wymaszerowaliśmy na stację, tam wyfasowaliśmy broń - stare austriackie werndle i amunicję. Odjazd nastąpił dopiero o 11 w nocy. Jedziemy w kierunku Tarnowa, więcej nie wiemy nic. Z Tarnowa skręcamy na Szczucin i wysiadamy w Oleśnie. […] Teraz rozpoczęły się dnie ustawicznych marszów, trudów wojennych, nocnych alarmów - zanotował Wojciech Tomczyński - kolega Ludwika Grąglowskiego.

W szeregach tego pułku Ludwik Grąglowski odbył kampanię w Królestwie Polskim, biorąc udział w potyczkach z wojskiem rosyjskim. Pod koniec października 1914 r. był uczestnikiem pięciodniowej walki pod Iwanogrodem (Dęblinem), a 18 listopada 1914 r. brał udział w bitwie pod Krzywopłotami. Zapewne podczas tej bitwy został ranny lub mocno poturbowany, gdyż w czerwcu 1915 r. jedna z ciotek pisała do niego: „Rodzice twoi cieszyli się bardzo, gdy się dowiedzieli, że ty żyjesz, bo cię już opłakali, gdy się dowiedzieli, żeś był przy legionach zabity”. Po tej bitwie kompania, w której służył Ludwik Grąglowski, została skierowana do Makowa Podhalańskiego na wypoczynek. Potem pisał: „Zostałem odesłany do Jabłonkowa, gdzie stanąłem przed komisją lekarską pierwszego pułku, która to komisja dnia 13 stycznia 1915 r., uznając mnie za niezdolnego, zwolniła zupełnie od służby w polu”.

Sentymentalny list do ukochanego ojca
Niestety, Austriacy nie uznawali orzeczeń podejmowanych przez komisje lekarskie Legionów Polskich. Jako poddany austriacki musiał zadośćuczynić obowiązkowi stawienia się przed komisją lekarską austriacką, która uznała go za zdolnego do służby lokalnej przy pospolitym ruszeniu w Cieszynie i nakazała stawienie się w Landszturmie 27 stycznia 1915 r. Z listów do rodziców i siostry Stefanii, pracującej w owym czasie w szpitalu wojennym w Nowym Sączu, wynikało, że był to dla niego dramat, że bił się o niepodległość Polski, a teraz musiał „pilnować starego porządku” - jak pisał z goryczą.

Do tego dochodziła jeszcze niepewność jutra związana z wysyłką landszturmistów na front włoski, gdzie biłby się o obcą sprawę. W liście z Cieszyna z 29 maja 1915 r. pisał do rodziców: „Tutaj odbywa się co miesiąc asenterunek. Jak się to dla mnie skończy, to ja nie wiem, bo obecnie jestem zupełnie zdrowy. Że dotychczas jestem jeszcze w Cieszynie, mogę zawdzięczać naszemu doktorowi, który jest Polakiem i feldfeblowi - jego pomocnikowi, który ma wzgląd na Legionistów”.

Wielokrotnie starał się o urlop zdrowotny, sam stając do raportu, jak i prosząc o wstawiennictwo ojca. W lipcu 1915 r. pisał: „Najukochańszy Tato! Podanie o urlop proszę wnieść do 100 pułku, który jest w Hahoustacie. Na podaniu ma być podane gdziem był i jak długo, wreszcie o jak długi czas proszę (4 tygodnie)”. Niestety, starania te okazały się bezskuteczne.

Przez cały czas pobytu w Cieszynie Ludwik Grąglowski utrzymywał kontakt z kolegami z 2. kompani 6. batalionu I Brygady Legionów Polskich. Najwięcej korespondował z Tadeuszem Oleksińskim i Kazimierzem Dobkiem, który w lipcu 1915 r. pisał do niego: „Trzymamy się razem, tylko Trojan i medyk Przybylski dostali się do niewoli, a Buś Janek zabity”.

Zanim wyruszył na front, odesłał rzeczy do Gorlic

Po asenterunku w sierpniu 1915 roku Ludwik Grąglowski został zakwalifikowany na wyjazd na front włoski, jako żołnierz austriackiego Landszturmu. Aby się należycie przygotować, został wysłany do regimentu rekruckiego w Langendorfie, gdzie przydzielony do 6. kompanii, podnosił swoje żołnierskie kwalifikacje.

Stamtąd wyjechał na front. Zdążył jeszcze ze stacji w Langendorfie wysłać do rodziny pamiątkowe wspólne zdjęcie zrobione w przeddzień wyjazdu i napisać kilka słów brzmiących dziś jak pożegnanie: „Dzisiaj wyjeżdżam z Langendorfu, dokąd nie wiem… Pozdrówcie wszystkich. Całuję, Ludwik. Na fotografii jestem mniej więcej w środku”.

Przeczuwając wyjazd na front, wcześniej odesłał do Gorlic kuferek z korespondencją i mundurem z Legionów Polskich, o powrocie do których cały czas marzył. Wysłany do Włoch, do walki o płaskowyż Doberdo, zmarł 2 listopada 1915 roku i został pochowany na cmentarzu wojennym.

Rodzina o tragedii dowiedziała się prawie miesiąc później, kiedy kolega z oddziału Franz Wielebnowski napisał do matki: „Szanownej Pani nie znam, ale pozdrawiam i donoszę, iż z Ludwikiem Grąglowskim byłem razem, jak oberwał koło mnie. Był ciężko ranny i zmarł w drodze. Niech Pani więcej do niego nie pisze”. Aby nie pozostawić złudzeń, dopisał jeszcze ukosem: ,,Widziałem, jak umarł”.

Oficjalne zawiadomienie austriackich władz wojskowych o śmierci Ludwika Grąglowskiego dotarło do rodziców, zamieszkałych w Gorlicach, w styczniu 1916 r. Wtedy w swoim pamiętniku Stanisław Grąglowski zapisał: „Strata syna dotknęła nas bardzo, niczym strata całego majątku, cała nadzieja nasza rozbiła się jak bańka na wodzie.

Gazeta Gorlicka

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska