Szczupły, niski 33-letni przedsiębiorca Iwo P. nie przyznaje się do winy. - Mam zastrzeżenia do aktu oskarżenia i opinii biegłego dotyczącej wypadku - mówił wczoraj na sali rozpraw. Przeprosił rodzinę prof. Vetulaniego, ale nie krył, że ta sprawa to także i jego osobista tragedia.
Od 15 lat jest kierowcą, nigdy nie był sprawcą wypadku. Tamtego wieczoru - 2 marca br. był trzeźwy. Tę trasę pokonywał kilka razy w miesiącu.
Świadek potrącenia Marcin K. zeznał, że kierowca volkswagena caddy po uderzeniu w pieszego zahamował, podbiegł do rannego, ułożył go w tzw. bezpiecznej pozycji i natychmiast udzielał mu pierwszej pomocy. Wezwał też pogotowie i policję. Ranny był nieprzytomny, ale oddychał. Iwo P. nie krył, że nie zauważył pieszego na pasach. Świadek Marcin K. opowiadał, że jego zdaniem pieszy zrobił krok, półtora w kierunku pasów i wtedy został potrącony.
Z opinii biegłego do spraw rekonstrukcji wypadków, obaj uczestnicy ruchu przyczynili się do zaistnienia zdarzenia.
Prof. Vetulani wszedł na pasy bez uwzględnienia rzeczywistej prędkości zbliżającego się auta.
Z kolei kierowca przekroczył dopuszczalną prędkość 50 km i poruszał się około 65 km na godzinę.
Tym samym ograniczył sobie możliwość skutecznego manewru i przepuszczenia pieszego.
Sąd jako świadka przesłuchał też żonę profesora, 84-letnią Marię Vetulani, która z synami jest oskarżycielem posiłkowym.
Odroczono proces do 15 września. Zostanie też sporządzona uzupełniająca opinia biegłego na temat wypadku. Są bowiem wątpliwości, czy w tamtej chwili jezdnia na ul. Balickiej była mokra. Oskarżonemu grozi do 8 lat więzienia.
WIDEO: Wypadek prof. Vetulaniego, kierowca przeprasza
Autor: Artur Drożdżak, Gazeta Krakowska