MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Wystarczy sięgnąć po pilota od telewizora

Daniel Szafruga
Żyjemy w ciekawych czasach. Szefowie redakcji, jak nigdy w wolnej Polsce, mają problem z tym, co z zalewającej nas lawiny sensacyjnych informacji dać na pierwszą stronę. Nocne posiedzenie Sejmu? Zamach na niezawisłość sędziowską? A może informację o ministrach, którzy wstydzą się ujawnić swoje zarobki i majątek? Dziennikarze też mają kłopot, w co najpierw wsadzić pióro, kamerę czy mikrofon. Niestety, niektórzy zatrudnieni w mediach publicznych niedługo zostaną wybawieni z tego problemu przez komisję weryfikacyjną.

Tak jak komisja w stanie wojennym, ta PiS-owska też nie zajmie się badaniem zawodowych kompetencji, ale nastawieniem do rządzącej partii.Ci, którzy złożą samokrytykę i przysięgną wierność, lojalność partii i jej ideałom, mają szansę utrzymać pracę. Reszcie komisarze popędzą kota.

Współczuję koleżankom i kolegom z publicznego radia i telewizji, bo taka weryfikacja to nic przyjemnego. Choć oni są w lepszej sytuacji, niż dziennikarze weryfikowani 34 lata temu. Wtedy telewizja, radio i większość tytułów prasowych zależna była od PZPR. Chcąc publikować, choćby w „Głosie Wędkarza” czy „Działkowcu”, należało mieć partyjne błogosławieństwo. Dziś nikt, zarówno dziennikarze, jak i odbiorcy, nie jest skazany na państwowe media. Dlatego ich upartyjnienie, o czym mówią politycy PiS, dziwi. Pożytek z tego niewielki, bo wystarczy sięgnąć po pilota i zmienić kanał, a smród niesie się aż za Atlantyk. Zresztą posiadanie TVP żadnej partii nie zagwarantowało zwycięstwa w wyborach ani utrzymania władzy. Zdumiewają jedynie metody. Każda partia po wygranych wyborach obsadzała swoimi ludźmi najważniejsze stołki w TVP i Polskim Radiu, ale żadna nie zapowiadała zwolnienia wszystkich i weryfikacji politycznej od palacza po prezesa.

Całe to zamieszanie z przerobieniem publicznej telewizji i radia w propagandową, partyjną tubę sprawiło, że wielu umknęła inna zapowiedź. Urzeczywistniona zaboli nas bardziej, niż codzienne kilkugodzinne telewizyjne transmisje z obrad komisji Macierewicza i dowodzenie, że tupolew to latający czołg mogący bez rysy na kadłubie skosić Puszczę Białowieską.

Otóż rząd zamierza oprzeć gospodarczy rozwój kraju na tanim złotym, który ma wspomóc eksport i zmienić deflację w inflację. Ta druga opcja jest dla budżetu państwa zbawienna, bo oznacza wyższe wpływy z podatków. Dla nas mniej przyjemna, bo zapłacimy więcej nie tylko za wczasy za granicą. Wzrosną ceny m.in. paliw (nawet gdy ropa na świecie będzie taniała) a za nimi wszystko pozostałe - od jedzenia po usługi i mieszkania. Jako pierwsi boleśnie to odczują ci, którzy zaciągnęli kredyty w obcej walucie. Trudno przewidzieć, jak się zachowa Rada Polityki Pieniężnej: podwyższy stopy czy je obniży. Ale tani złoty sprawi, że z czasem wzrosną też raty kredytów w rodzimej walucie.

Dlatego gdy słyszę polityka zapewniającego, że czeka mnie dostatnia przyszłość, wiem, że mówi o swojej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska