Ci, których wyeliminował Raków Częstochowa, czyli Karabach, wygrali z Finami 2-1. „Nieftczik” (nazwa oznacza człowieka pracującego w przemyśle naftowym - a ten stał się największym źródłem zamożności Azerbejdżanu) przegrał z Besiktasem Stambuł 1-3. Ciekawa rzecz, że to azerski, a nie turecki klub jest finansowany przez… tureckie linie lotnicze Turkish Airlines. Wreszcie Sabah (to po turecku i azersku oznacza „jutro”) wygrał z Partizanem Belgrad 2-0. Azerska piłka na poziomie reprezentacji mocna nie jest, za to na poziomie klubowym jest już znacznie silniejsza, o czym przekonały się trzy polskie kluby wyeliminowane wcześniej przez wspomniany Karabach (aż przyszła kryska z Częstochowy na azerskiego Matyska…). Piłkarzom z Azerbejdżanu jednak daleko do ich rodaczek - siatkarek, które potrafiły grać w Final Four klubowej Ligi Mistrzyń.
Waleczni Azerowie
Azerbejdżan - najbogatsze państwo Kaukazu Południowego, którego budżet na obronność jest wyższy niż cały budżet sąsiedniej Armenii(!), ma z czego wydawać na sport. W tym kraju odbyły się przecież pierwsze Igrzyska Europejskie (2015) - trzecie były w Polsce, w tym roku - ale też były np. Igrzyska Islamskie (są i takie!). Organizacja tych ostatnich wcale nie przeszkadza Azerom popijać produkowane przez nich naprawdę dobre czerwone i białe wina. W reprezentacji Azerbejdżanu w różnych dyscyplinach, pojawiają się nazwiska sportowców z Rosji, Białorusi czy Ukrainy, którzy zmienili barwy narodowe za naprawdę pokaźne pieniądze.
Azerowie najlepiej radzą sobie w sportach walki, co wynika być może także z faktu, że narody Kaukazu zostały zmuszone przez Panią Historię do bycia walecznymi.
Trzymajmy kciuki za kluby i reprezentację
Z Warszawy do Baku jest od ponad roku bezpośrednie połączenie lotnicze i była to jedna z celniejszych decyzji LOT-u: Warszawa stała się dla tej destynacji swoistym hubem zbierającym pasażerów, którzy wcześniej korzystali z połączeń przez Moskwę, Kijów czy Mińsk - a teraz nie jest to możliwe. Stąd też mogę szybko przenieść się do Polski i podsumować występ czterech naszych klubów w europucharach. Z bilansu dwóch zwycięstw i dwóch porażek wynikać może, że do kolejnych rund awansuje połowa polskich zespołów, ale może też nie awansować żaden, co byłoby - mimo wszystko - klęską. Gdyby na drugiej połowie sierpnia zakończyły się występy w Europie aż trzech reprezentantów PKO Ekstraklasy - byłaby to przecież przykra stagnacja. Największe szanse ma Lech, ale spore na pozostanie w kwalifikacjach Ligi Mistrzów także Raków, który fazę grupową w pucharach i tak ma już zapewnioną. Nie pozostaje zatem nic innego, jak trzymać kciuki: w sierpniu za kluby, we wrześniu za pokonanie Wysp Owczych...
