O współpracy dwóch wokalistów od wielu lat krążyły w świecie show-biznesu legendy. Nikt jednak poza wąskim gronem bezpośrednio zaangażowanych w sesję, nie słyszał jej efektów. Freddy Mercury przyjął zaproszenie od Michaela Jacksona w 1983 roku i poleciał do jego posiadłości w Kalifornii.
Nagrania przebiegały od samego początku w nerwowej atmosferze. Nic dziwnego - każdy z artystów był już w tym czasie wielką gwiazdą popu i chciał, aby to jego partie w powstających utworach były ważniejsze. W pewnym momencie Mercury nie wytrzymał i zadzwonił do swego ówczesnego menedżera, Jima "Miami" Beacha.
- Odebrałem telefon, a Freddie mówi: "Miami", mój drogi, musisz mnie stąd zabrać, bo nagrywam z... lamą - wspomina prawnik w "The Times".
Okazało się, że Jackson przyprowadził do studia swe ulubione zwierzę. Tego było już za wiele dla Mercury'ego, który nie podzielał fascynacji zwierzętami. Beach natychmiast kupił więc bilet i frontman Queen odleciał do ojczyzny.
Trzy nagrania, które zarejestrowany, przetrwały do dziś. Teraz zajęli się nimi dwaj pozostali muzycy brytyjskiej grupy - Brian May i Roger Taylor. Aranżacje będą więc współczesne, natomiast głosy obu nieżyjących wokalistów pochodzą z 1983 roku.
Dwa lata temu ruszyły przygotowania do zrealizowania filmowej biografii Freddy'ego Mercury'ego. W ostatnich dniach z projektu wycofał się jednak Sacha Baron "Borat" Cohen, mający odtwarzać główną rolę. Nie wiadomo, czy produkcja dojdzie do skutku.
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+