Pani Elżbieta mówi, że nie ma siły, by wytrzymać to, co ją i jej rodzinę niemal każdego dnia spotyka. Właściciel domu, gdzie mieszkają, nie chce ich i robi wszystko, aby się ich pozbyć.
- Zostaliśmy pozbawieni prądu, kanalizacji, wody, okna mamy pozabijane - opisuje warunki, w jakich od kilku miesięcy musi żyć ze swoją rodziną. - Właściciel wykańcza nas psychicznie. Zwracam się do was, abyście nam pomogli, bo nie mamy gdzie iść. Mamy dwóch synów, 13-letniego i 3,5-rocznego. Mąż nie pracuje. Żyjemy tylko z mojej renty.
Państwo Galicowie chętnie by się stamtąd wyprowadzili, nie mają jednak dokąd. Nie stać ich na wynajęcie mieszkania. Od dziewięciu lat starają się o mieszkanie socjalne, ale ponieważ mieli przydział na lokal na Uboczy, więc nie zostali wpisani na listę rodzin oczekujących.
- Po ludzku musimy podejść do sprawy pani Elżbiety. Nie zostawiajmy jej samej - doradzał radny Józef Figiel. Jednak sam przyznał, że w Zakopanem nie ma mieszkań. - Podobny przypadek jest też na ulicy Piłsudskiego, gdzie małżeństwo jest terroryzowane przez właściciela domu - poinformował radny Jerzy Zacharko. - Apeluję, by do tych dwóch spraw podejść w sposób szczególny, bo ani pani Elżbieta, ani tamci państwo sami nie dadzą sobie rady.
Lecz burmistrzowie są bezradni. Takich spraw, które wymagałyby natychmiastowej interwencji, jest w Zakopanem o wiele więcej. Wiceburmistrz Jan Gąsienica Walczak, odpowiedzialny za gospodarkę mieszkaniową w mieście, mówi, że nie wie, jak pomóc.
- Znam sytuację pani Elżbiety i jej rodziny dobrze, bo przychodzi do mnie od ponad pół roku co tydzień - tłumaczy burmistrz Walczak. - Tyle udało nam się jej pomóc, że wycofaliśmy jej zobowiązanie, jakie podpisała właścicielowi domu, że wyprowadzi się w ciągu trzech miesięcy. A ponieważ państwo Galicowie mają przydział, ale nie mają umowy na wynajem, zatem mogliśmy ich wpisać na listę oczekujących na mieszkanie.