Sytuacja taka godzi przede wszystkim w emerytów, osoby niepełnosprawne, czyli w tych, których dochód jest niski.
Na terenie Zakopanego i okolic jedynie kilku właścicieli busów respektuje ulgi w przejazdach pasażerów. Aby takie ulgi wprowadzić busy muszą być wyposażone w kasy - bileterki, które kosztują około 6 tys. Busy wyposażone w kasy jeżdżą na stałych liniach podmiejskich - na Gubałówkę, na Furmanową, do Dzianisza, ale nie po Zakopanem.
- Jako emerytka płacę normalnie jak każdy - mówi Maria Gawlak, mieszkanka Zakopanego. - Nie stać mnie na podróżowanie do centrum codziennie, dlatego jeżdżę raz w tygodniu. Ale skoro mam ulgi, to busy powinny je respektować.
Robert Chowaniec z wydziału drogownictwa zakopiańskiego magistratu tłumaczy, że zniżki emeryci i renciści mogą dostać u przewoźników, którzy podpisali umowy bądź z Urzędem Marszałkowskim (gdy busy kursują poza miastem), bądź z urzędem miasta (gdy kursują na terenie miasta). Wtedy do biletu zniżkowego dopłacają urzędy.
- Gdy ktoś jedzie takim busem do Morskiego Oka, wtedy do biletu dopłaci Urząd Marszałkowski, a na terenie Zakopanego musiałoby dopłacać miasto. Nikt nie zawarł takiej umowy z nami, bo nie musi tego robić - wyjaśnia Chowaniec.
Nie ma więc przepisów, które obligowałyby prywatnych przedsiębiorców do zawarcia takiej umowy z miastem. Nie lepiej sytuacja ma się w powiecie nowotarskim, gdzie większość przewoźników takich bileterek i umów nie ma. Wojciech Jarosz, właściciel firmy przewozowej z Rabki, mający bileterki w swoich pojazdach, tłumaczy, że wyciąg z tych urządzeń, wysyłany po zakończeniu każdego miesiąca do Urzędu Marszałkowskiego, pozwala mu na otrzymanie rekompensaty.
Rację starszym mieszkańcom przyznaje posłanka PiS z Krościenka Anna Paluch, która z innymi posłami wystąpiła w tej sprawie z interpelacją. Teraz czeka na odpowiedź.