- Latem ściągaliśmy ze szlaków w Tatrach ponad dziesięć psów - podsumowuje Edward Wlazło, komendant straży parkowej w Tatrzańskim Parku Narodowym.
Zwierzaki, jak twierdzi komendant, w większości były zadbane, co świadczy o tym, że albo oddaliły się od domu, zgubiły właścicielowi albo też zostały świadomie porzucone przez swych panów.
Samotnie wędrujące po górach pieski spotykali zarówno turyści, jak i strażnicy parkowi, m.in. na Koziej Przełęczy, w Dolinie Pięciu Stawów, w Strążyskiej, Goryczkowej, Gąsienicowej, na Giewoncie, Kasprowym Wierchu. Niektóre niemal przypłaciłyby swą tatrzańską wyprawę życiem, bowiem w upale, bez picia, ledwo dawały radę wędrować.
- Odłapywane przez nas zwierzaki trafiały do schroniska w Nowym Targu lub w Krakowie - mówi komendant.
Dodaje, że tego lata czworonogi stanowiły dość uciążliwy problem dla strażników.