Wczesne przedpołudnie. Wydział Rzeźby Akademii Sztuk Pięknych przy pl. J. Matejki. Grupka studentów lepi z gliny człowieka. Patrzą uważnie na stojącego na podeście w dziwnej pozie pięknego, starszego mężczyznę. To Andrzej Musiał. Na ASP pozuje od 25 lat. Jego podobizny zdobią otoczenie małopolskich świątyń. Jakiś czas temu zobaczył siebie w posągu świętego Maksymiliana Kolbego, stojącym.
- Od szyi w dół to ja - mówi z dumą mężczyzna, którego ciało stanowi wzór dla kolejnych pokoleń kształcących się tu artystów. Na ASP modeli jest kilkunastu. Pracują na umowy-zlecenia. Dostają około 9 zł za godzinę pozowania do aktu i 8 zł w ubraniu. Brutto. Ale nie narzekają. Mówią, że dzięki tej pracy są bliżej sztuki.
Osobowości
Modele z ASP w niczym nie przypominają tych z pierwszych stron magazynów mody. Mają za to coś innego. Każdy jest osobowością - Mam ciało alabastrowe - mówi bez skrępowania Andrzej Musiał. Lubi siebie podziwiać w lustrze. Muskulaturę swojego ciała wyrzeźbił tańcząc w działającym przy Uniwersytecie Jagiellońskim zespole Słowianki. Wypracowana wtedy sprawność fizyczna pozostała do dzisiaj, chociaż ma już prawie 70 lat.
- Dbam o ciało. Chodzę na masaże, piję soki marchwiowe, żeby moja skóra miała ładny kolor - tłumaczy. Jeździ na rowerze, dużo spaceruje i nadal tańczy. - Wiem, kiedy powinienem rozebrać się do naga. Jak powstaje zarys mojej osoby, to po co mam pokazywać wszystko - mówi. Pozuje z zamkniętymi oczami. To pomaga mu wczuć się w pozę. Andrzej Musiał lubi wyzwania. Przyjmuje zwykle pozy, w których niejeden dwudziestolatek nie wytrzymałby dwudziestu minut. - Wtedy piękno ciała ukazuje się w całej pełni - wyjaśnia.
Jako najtrudniejsze wspomina pozy z Drogi Krzyżowej. By ułożyć ciało w którąś z nich, Musiał rozciąga ramiona na drewnianym, podtrzymywanym barkami drągu. Potem kilka godzin klęczy pochylony, głowę spuszczając poniżej podium, na którym stoi. Wszystkie mięśnie jego ciała są wtedy naprężone. - Boli, ale sam proponuję je studentom takie pozy, bo wiem, że efekt jest niesamowity. Warto się poświęcić - mówi człowiek, który użyczał też swojego ciała świętemu Augustynowi. Pomnik ten stoi przed kościołem w Prokocimiu. Służył również za wzór postaci świętego Antoniego i kilku aniołów. Uczestniczył nawet w odsłonięciu pomnika św. Maksymiliana Kolbego. -Ludzie padli na kolana, zaczęli śpiewać nabożne pieśni. Czułem się trochę tak, jakby modlili się do mnie. To było niesamowite uczucie - opowiada.
Gwiazda ASP
Kiedy dwadzieścia lat temu stracił etat sprzedawcy skryptów w sklepiku AGH, myślał, że świat mu się zawalił. Zastanawiał się, co dalej robić. Wtedy przyjaciel, który sam pozował, doradził mu, żeby spróbował. - Pierwsze pozowanie miałem u prof. Mariana Koniecznego. Spotkałem go nawet ostatnio. Ma 80 lat i już nie pracuje. Oniemiał, jak mnie zobaczył na ASP. Zapytał, co tutaj robię. A ja mu na to, że będę tu chyba do śmierci - chwali się Musiał.
Po raz pierwszy pozował na siedząco. - Pewnie, że miałem problemy z obnażeniem się przed studentami. Bałem się. Na szczęście siedziałem lekko obrócony w bok i mogłem ułożyć rękę na kolanach tak, by zakryła mój wstyd. Kiedy tylko pierwsza część zajęć się skończyła, cały czerwony ze wstydu włożyłem majtki i uciekłem za parawan. Chciałem, żeby przerwa trwała wieczność. Ale w końcu trzeba było wyjść - wspomina.
Nadal musi pokonywać nieśmiałość za każdym razem, kiedy nagi staje przed studentami. Dzisiaj jednak jest na ASP gwiazdą. Wszyscy go znają, mówią mu dzień dobry. - Gdybym nie posłuchał kolegi, byłbym pewnie teraz wrakiem człowieka. Widzę po moich znajomych, jak siedzą w domu i coraz bardziej upadają, a ja coraz mocniej żyję. Na 25-lecie planuję zrobić występ. Ostatnio zatańczyłem do muzyki operowej - zdradza Andrzej Musiał. - Chcę, by wszyscy zapamiętali mnie jako silnego, sprawnego mężczyznę. By mówili, wspominając mnie: To był model! Cieszy mnie to, co pozostawię po sobie. Będę w rzeźbach, albumach, książkach - mówi.
Trochę ekshibicjonizmu
30-letnia Anna Jaskowska to duch niepokorny. Uwielbia podróże i... wojskowy dryg. Pozuje od sześciu lat. - Zaczęłam, kiedy byłam na ostatnim roku polonistyki UJ. Szukałam zajęcia, dzięki któremu mogłabym sobie dorobić. Nie mam powodów, by wstydzić się mojego ciała. Zawsze miałam w sobie taką lekką skłonność do ekshibicjonizmu.
Uważam, że jeśli chce się pracować w tym zawodzie, trzeba coś takiego mieć - wyjaśnia niska szatynka o niespokojnym spojrzeniu i tysiącu pomysłów na życie. Ze względu na nieokiełznany charakter znajomi nazywają ją "Burza". Mówi, że lubi literaturę i sztukę, ale z drugiej strony fascynuje ją praca w policji lub w wojsku. Tyle że ze względu na kłopoty zdrowotne nie może jej wykonywać, więc pozuje.
- Najpierw pozując zarabiałam na podstawowe potrzeby: ubrania, kosmetyki i inne drobiazgi. Zawsze chciałam iść pod prąd. A teraz traktuję pozowanie jak każdą inną pracę - wyjaśnia. - Jeśli mam popychać wózek w sklepie, to wolę pozować. Dlaczego to lubię? Z jednej strony zaspokaja to moją próżność. Lubię, kiedy gapi się na mnie wiele osób. A poza tym lubię klimat ASP, lubię mieć kontakt ze sztuką. Kiedyś chciałam być historykiem sztuki.
Zdaniem Anny pozowanie to niełatwa praca. - Wiele osób uważa, że mam fajnie, siadam sobie i nic nie robię. Wtedy mówię im "Posiedź za mnie". I wymiękają po godzinie. Pozy są czasami trudne, bywa zimno i niewygodnie, wszystkie części ciała cierpną. Ale warto - mówi Ania. Największym mankamentem tej pracy, jak twierdzi, jest, że nie ma co robić w wakacje, a co za tym idzie, nie ma pieniędzy. - Śmieszy mnie podejście niektórych ludzi do modeli, myślą, że skoro rozbieram się do aktów, to pewnie nie tylko w tym celu. Dlatego nie mówię wszystkim, co robię. Jednak wszyscy moi faceci wiedzieli, że pozuję. Nigdy nie mieli nic przeciwko - wyjaśnia Ania.
Praca jak każda inna
To dzięki Ani na ASP znaleźli się Krysia Stawiarska i Rafał Chojnacki. - Po studiach na biologii UJ nie wiedziałam, co z sobą zrobić. Nigdzie nie mogłam znaleźć pracy w zawodzie. Wtedy "Burza" zaproponowała, żebym spróbowała na ASP i zostałam. Traktuję tę pracę jako zawód - zdradza ruda, szczupła dziewczyna Krysia.
Pozuje też narzeczony Krysi, Rafał. On skończył filozofię na UJ. Zdążył już pracować jako listonosz, ulotkarz, budowlaniec. Nie wyszło. Nie mają problemu z tym, że studenci widzą ich nago. - Praca jak każda inna - mówią zgodnie. Większym problemem jest dla nich to, że pozując można zasnąć. - Zwłaszcza jeśli jest to poza stojąca - śmieje się Krysia.
Nie czują się, jakby dawali do dyspozycji swoją prywatność - To kwestia podejścia, znam opowieści o osobach, które były przekonane, że ta praca będzie dla nich odpowiednia, przyszły na pierwsze zajęcia i okazało się, że nie są w stanie się rozebrać - mówi Rafał. - Jest zasada, że student nie może dotknąć modela, może go tylko poprosić o przesunięcie ręki. Sam zauważyłem, że studenci są skrępowani, gdy widzą modela nago poza platformą. Podglądactwo nie jest tu tolerowane - dodaje.
Zarówno on, jak i jego dziewczyna uważają, że ciekawie jest zobaczyć, jak inni odbierają twoje ciało. Jedną z rzeźb własnej postaci Krysia dostała od studenta w prezencie. - Ma metr wysokości i stoi na balkonie. Czeka na przemeblowanie mieszkania - zdradza ze śmiechem. Tylko najlepsze z lepionych przez studentów gliniane posągi doczekają się przemiany w odlane z ceramicznego gipsu rzeźby. Każdego roku w czerwcu ASP organizuje wystawę prac swoich studentów. Niezależnie od innych rzeźb na wystawie zawsze znajduje się miejsce dla kilku "Andrzejów Musiałów" w różnych pozach. Można je nawet kupić. Jedna rzeźba kosztuje równowartość pięciu worków gipsu i jakieś odstępne uzgodnione ze studentem, twórcą rzeźby.