Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zbrodnie z archiwum X. Po góralu nie została kosteczka

Artur Drożdżak
Góral z Kościeliska zniknął w tajemniczych okolicznościach i dopiero po kilku latach okazało się, że został zabity przez swoją żonę. Sąd Okręgowy w Nowym Sączu skazał kobietę na 4 lata więzienia, choć nie odnaleziono nawet fragmentu zwłok jej męża
Góral z Kościeliska zniknął w tajemniczych okolicznościach i dopiero po kilku latach okazało się, że został zabity przez swoją żonę. Sąd Okręgowy w Nowym Sączu skazał kobietę na 4 lata więzienia, choć nie odnaleziono nawet fragmentu zwłok jej męża Tomasz Mateusiak
Przedstawiamy kolejną zbrodnię, które udało się rozwikłać po latach funkcjonariuszom z policyjnego wydziału archiwum X w Krakowie.

Józefa C., czyli Józka, jak o nim popularnie mówiono w Kościelisku, ceniono za to, że był dobrym cieślą. Miał zdolności po ojcu. Józek C. zaczął pracować razem z ojcem i w 1983 roku pod Warszawą poznał swoją przyszłą żonę Jolę. Pobrali się i zamieszkali w Kościelisku, dzieci sypnęły im się jak z rękawa. Najpierw był Jacek, potem troje innych dzieci. Mieszkali w niewielkim domu z kuchnią, dzieci dorastały. Jola C. dorabiała sobie jako barmanka w Domu Wczasowym, a mąż jeździł po Polsce, by na budowach zarabiać na chleb. Kiedy wracał do domu, trochę za często sięgał po alkohol. Sąsiedzi, znajomi, rodzina wiedzieli, że stawał się wtedy agresywny. Najbardziej odczuwała to żona Jola i najstarszy syn Jacek.

Mąż brutal
Kobieta zgłaszała skargi na policji o nagannym zachowaniu męża, biciu, szarpaniu, poniżaniu, ale gdy funkcjonariusze przyjeżdżali na miejsce, to gospodarza już nie było, uciekał do pobliskiego lasu, więc sprawę uważano za nieaktualną. Taka przemoc w rodzinie zaczęła się powtarzać coraz częściej, więc dzieci starały się unikać ojca, a ich matka brała na siebie ataki męża, by je chronić za wszelką cenę przed agresją.

Gdzieś w maju lub czerwcu 1996 r. Józef C. zniknął bez śladu. Dzieci nie wiedziały, gdzie jest, żona powtarzała, że wyjechał do pracy w Warszawie, ale dalsza rodzina mężczyzny, siostra i jego ojciec, nie mogli w to uwierzyć. Jola C., naciskana przez szwagierkę, dopiero po kilku miesiącach zgłosiła zaginięcie męża. Policjanci przyjechali, popytali tu i tam o Józefa C., ale do roboty się zbytnio nie przykładali, więc efektów poszukiwań nie było. O sprawie by zapomniano, gdyby nie nowe fakty. Jola C. w 1997 r. urodziła kolejnego syna, a w 2001 r. następne dziecko.

- Chłopa nie ma, a ona dzieci rodzi. Dziwne to, bo przecież każda kobieta czeka na swojego. Co będzie, jak Józek wróci? Płazem jej tego nie puści - szeptano we wsi. Z drugiej strony mówiono, że skoro Jola C. zachodzi w ciążę, to może nie spodziewa się, że mąż się odnajdzie i dlatego pozwala sobie na romans. Dla nikogo nie było tajemnicą, że związała się z sąsiadem Markiem M., który zachodził do niej coraz częściej, zostawał na noc i nawet publicznie się nie wypierał ojcostwa najmłodszych synów Joli C. Co więcej, wspierał ją finansowo.

- Co będzie jak Józek wróci? - i jego pytano czasem przy piwie, ale on tylko wzruszał ramionami i milczał. Dalsza rodzina Józefa C. z trudem tolerowała ten stan rzeczy, ale żadnej informacji o zaginionym nie było. W końcu ojciec mężczyzny, 68-letni rencista, w 2003 r., czyli po siedmiu latach od zniknięcia syna, złożył kolejne zawiadomienie na policji, by jeszcze raz zbadano sprawę. Podał w nim kilka nowych faktów, które można było sprawdzić i wskazywał na Jolę C., jako na sprawczynię zabójstwa.

- Ona od dawna podawała mu leki psychotropowe i to pewnie doprowadziło do zgonu Józka! - podkreślał ojciec zaginionego. Uważał, że Jola chciała się męża pozbyć i rozpocząć nowe życie, choćby z tym sąsiadem Markiem M. Przytaczał relacje świadków, iż grubo przed zniknięciem, gdzieś od 1994 r., Józef C. chodził jak otumaniony, wyglądał na osobę pod wpływem narkotyków, miał powolne ruchy, ślinił się, z trudem reagował na zadawane pytania i dopiero po kilku dniach taki jego stan mijał, wracał do równowagi. Było to dziwne, bo w przeszłości Józek trenował biegi narciarskie, był silny i wysportowany, cieszył się dobrym samopoczuciem i nie chorował. Zdaniem ojca Józka, świadczyło to o świadomym truciu jego syna. Mężczyzna żalił się ponadto, że wnuki nie chcą rozmawiać o sprawie zaginięcia ich ojca, jakby ukrywały jakąś tajemnicę. Przesłuchano Marka M. i on nie krył, że jest w związku z Jolą C. O jej mężu niczego nie wiedział.

Dziwne ognisko
Jedna z sąsiadek Marta F. podczas przesłuchania wspomniała natomiast, że po tym, jak Józek zniknął, na posesji rodziny C. paliło się dziwne ognisko, z którego szedł taki czarny, cuchnący dym. Sąsiedzi pytali nawet Jolę C. co się dzieje, ale odparła, że palą się stare szmaty.

Policjanci z krakowskiego wydziału ArchiwumX zaczęli przesłuchiwać dzieci Joli C. Najstarszego jej syna Jacka C. zatrzymali w pracy w zakopiańskiej piekarni. Przewieziony na komendę, złożył sensacyjne zeznania, bo - jak sam przyznał - dręczyły go od lat wyrzuty sumienia i cała sprawa go gnębiła. Jaka? Ta, do której doszło w połowie czerwca 1996 r., gdy on miał zaledwie 12 lat. Ojciec wrócił pijany do domu i zaczął awanturę z matką. Jacek C. słyszał wszystko. Wszedł do kuchni i zobaczył, jak Józef C. brutalnie bije żonę po twarzy.

- Nie wiem, skąd miałem tyle siły, ale złapałem siekierę i uderzyłem nią ojca raz w szyję. Upadł, mocno krwawił, a po chwili zmarł - przyznał chłopak. Troje jego rodzeństwa spało i niczego nie widziało, zaś matka chciała wziąć winę na siebie. Zorientowali się jednak, że gdyby poszła do więzienia, to dzieci trafiłyby do Domu Dziecka, więc wpadli na inny pomysł. Przenieśli zwłoki do pomieszczenia obok kuchni, zamknęli je na kłódkę, a następnego dnia syn pojechał na stację CPN w Zakopanem, gdzie za 30 zł kupił kanister benzyny, a nad ranem razem z matką zawlekli zwłoki pod lasek, przykryli je siennikiem i wszystko spalili.

Ogień był wysoki na półtora metra, mocny i było sporo dymu. Nie bali się, że ktoś ich zobaczy, bo o tak wczesnej porze nikt z mieszkańców się nie kręci w pobliżu. Palenie ciała trwało może nawet cztery godziny, a gdy w końcu sąsiedzi dopytywali się, co tak śmierdzi, to tłumaczył im, że śmieci i stare ubrania. Po wszystkim został popiół i trochę kości, które zapakowali do worka i zakopali pod lasem.

Po dwóch latach wykopali z matką te resztki, porąbali kości siekierą na drobne kawałeczki i spalili dokładnie w piecu kuchennym. Zniszczyli również wszystkie zakrwawione rzeczy: pościel, ubrania, dywan. O zdarzeniu nie informowali nikogo, tylko uzgodnili wersję, że Józef C. wyjechał do pracy pod Warszawę i dotąd nie powrócił.

19-letni Jacek C. dwa razy opowiedział policjantom szczegóły tragicznego zdarzenia, ale za trzecim razem zmienił wersję i twierdził, że śmiertelny cios siekierą zadała matka, a nie on. Funkcjonariuszom pozostało tylko przesłuchać Jolę C. Wiedzieli, że gdyby okazało się, iż to jednak 12-latek był zabójcą, to w świetle polskiego prawa nie mógłby odpowiadać za swój czyn sprzed lat, bo tylko osoba powyżej 13. roku życia mogłaby ponosić odpowiedzialność karną.

41-letnia Jola C. najpierw na przesłuchaniu opowiedziała o trudnym życiu z Józefem C., jego nadużywaniu alkoholu, agresji, czasami przemocy seksualnej. Przyznała się, że z miejscowego ośrodka zdrowia, gdzie leczyła się na depresję, otrzymywała silne środki psychotropowe, które sama zażywała, a część kropel podawała potajemnie mężowi do picia w herbacie, byle tylko jej nie bił i nie znęcał się nad rodziną. Leki skutkowały, powodowały senność Józka, zaburzenia mowy, spowolnienie ruchowe, a nawet zamroczenie. Objawy po kilku dniach znikały.

Relacja syna i matki
W końcu zrelacjonowała przebieg tragicznej nocy. Mówiła, że gdy wróciła do domu, to martwy, zakrwawiony mąż już leżał na łóżku, więc myślała, że to najstarszy syn zabił ojca w samoobronie. Następnie zmieniła wersję, opisała awanturę z pijanym mężem, bicie, szarpanie, a potem Józek miał uderzyć syna Jacka w twarz. Wtedy złapała za siekierę i zadała jeden śmiertelny cios w szyję męża. Później poinstruowała syna, jak ma jej pomóc pozbyć się zwłok i zrobili to razem w tajemnicy przed pozostałymi dziećmi.

Ta relacja kobiety zgadzała się z grubsza z wersją syna, ale były różnice w detalach. Jacek C. wskazywał inne miejsce palenia zwłok, zmieniał zdanie na temat osoby, która zadała śmiertelny cios siekierą. Odmiennie niż matka podawał też listę rzeczy, jakie spalili w ognisku.

Biegli z Instytutu Ekspertyz Sądowych zbadali deski wycięte z podłogi domu C. i znaleźli na nich ślady krwi. Z dużym prawdopodobieństwem określili, że jest to krew Józefa C. i to właściwie jedyne namacalne dowody, jakie udało się zebrać prokuraturze, oczywiście oprócz przyznania się podejrzanej do winy. Tylko Jola C. trafiła za kratki, jednak po pewnym czasie odwołała swoje przyznanie się do winy, a przed sądem zaprzeczyła udziałowi w zbrodni.

- Nie wiem nic na ten temat, nie wiem, gdzie jest mój mąż i czy żyje - wyjaśniała. Przyznała tajemniczo, że nie może powiedzieć, co się stało, by nie obciążać osób najbliższych. Mówiła, że wcześniej przyznawała się do winy, bo policja i prokuratura przekonywały ją, że to będzie najlepsze rozwiązanie, a teraz ona uważa inaczej i dlatego mówi prawdę. Wszystkie jej dzieci odmówiły składania zeznań, bo Jola C. jest dla nich osobą najbliższą. W takiej sytuacji wcześniejsze zeznania jej syna były nieważne. Także konkubent Marek M. nie chciał obciążać oskarżonej.

W 2004 r. Jola C. została skazana przez sądecki sąd na 4 lata więzienia.

Inicjały wszystkich osób zostały zmienione

Napisz do autora:
[email protected]

Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska