https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Zielone Świątki na Podhalu. Watry palono nawet na Kopieńcu. Były tańce, muzyka i śpiew

Aurelia Lupa
Piotr Korczak
Zielone Świątki na Podhalu – czas palenia ognisk po zmroku, śpiewu, tańca i zabawy. Dawniej był to także czas obrzędów dla gazdów – związanych z rolnictwem. Dziś coraz częściej organizowane ogniska zastępuje się… grillem.

Zielone Świątki – czyli ludowa nazwa Dnia Zesłania Ducha Świętego, szczególnie obchodzona była na Podhalu. Ludowe obyczaje związane z tym dniem mają swe źródła w obrzędowości przedchrześcijańskiej. Związane są z budzeniem się przyrody do życia – przejście z wiosny do lata.

Przedchrześcijańskiej korzenie tego święta są w magicznych wręcz obrzędach, które w wierzeniach ludowych miały oczyścić ziemię z demonów, odpowiedzialnych wiosną za proces wegetacji. By odstraszyć demony i zapewnić glebie płodność, palono ognie, domy przyozdabiano zielonymi gałązkami, kwiatami (przystrajanie domostw zielonymi gałęziami miało zapewnić urodzaj, a także ochronić przed urokami). Niektórzy wycinali młode brzózki i stawiali je w obejściu.

Obrzędy związane z Zielonymi Świątkami szczególnie były popularne wśród pasterzy – m.in. na Podhalu. W górach po zmroku palono ogniska (watry) na wierchach. Ogniska musiały być duże - tak by było je widać z daleka. Od ognia odpalano tzw. fakły (lub kozubki) – rodzaj pochodni zrobionej z kory młodego świerka. Robi się z niej swego rodzaju sakwę na długim kiju, do której wkłada się żywicę.

Dawniej z watrą wiązały się także rolnicze obrzędy. Był m.in. zwyczaj rozsiewania po polach popiołów, które miały przynosić dobre urodzaje i obfite plony. Śpiewano przy tym przyśpiewkę:

"Zielyń ze się, zielyń, ty zielono rówiyń! Hej, niek się nom zielyni Do samyj jesiyni!"

Na Zielone Świątki szykowała się zwłaszcza młodzi. Już kilka dni wcześniej młodzi górale chodzili po lasach szykowali suche drewno na ognisko. Ognisko rozpalano po zmroku. Tak bywało jeszcze 20 lat wstecz, kiedy ludzie byli bardziej chętni do wyjścia z domu, bardziej związani z przyroda.

Wtedy cale rodziny szykowały się na Zielone Świątki, a wyjście do lasu było przygotowywane ze znajomymi czy dalsza rodzina. Tak naprawdę wtedy było to coś bardzo atrakcyjnego, można było spotkać dawno nie widzianych znajomych. Ogniska były blisko siebie i często łączyły się w późnych godzinach, kiedy atmosfera się już mocno rozluźniała. Ludzie spotykali się, by nie tylko porozmawiać, ale też cieszyli się z tego, że mogą być ze sobą.

- Co roku szliśmy do lasu z ciocią i jej mężem i z naszymi rodzicami. Nie było jakiś cudów do zjedzenia po prostu kiełbasa i chleb. Dla dzieci była herbata, a dla dorosłych herbata „góralska”. Jak już było pojedzone, to rodzice śpiewali. Echo niosło po lesie śpiew. I nasłuchiwało się czy ktoś odpowie nam. Nie raz rodzice spotkali swoich znajomych, którzy odpowiadali gdzieś z daleka – wspomina pani Teresa.

- Pamiętam jak kuzyn, który miał wtedy z 16-17 lat z całą ekipa swoich znajomych palił rok rocznie ognisko na szczycie Kopieńca Wielkiego. Wcześniej, tak z tydzień przed Zielonymi Świątkami, szli i przygotowywali drzewo na ognisko. Bo żeby wszyscy widzieli ogień na dole, to watra musiała być duża, a na to trzeba było dużo drzewa. To były czasy kiedy jeszcze wierzchołek Kopieńca nie był zalesiony. Więc watrę było widać z daleka. Wszyscy czekali, aż pojawi się ogień na Kopieńcu. Nikt wtedy nie myślał o tym, że na drugi dzień jest normalny dzień pracy i szkoła. To wszystko było tak na luzie. Każdy się bawił ile miał sił, a przeważnie było to do świtu. A rano wszyscy szli do pracy i szkoły - wspomina pani Kasia z zakopiańskiej Cyrhli.

W ostatnich latach tradycja palenia ognisk w Zielone Świątki zaczęła powoli zanikać. Obecnie nieliczni kultywują ten zwyczaj. Coraz częściej zastępuje go nowa tradycja - grillowania w przydomowym ogródku.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Okiem Kielara odc. 14

Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska