WIDEO: Krótki wywiad
W końcu po latach stanął przed Sądem Okręgowym w Krakowie, który zajmował się zarzutami sformułowanymi przez trzy prokuratury. Po dwóch latach procesu został w połowie 2017 r. skazany na 4 lata i 8 miesięcy więzienia i 50 000 grzywny. Wobec jego wieku i zaniechania aktywności zawodowej, sąd odstąpił od wymierzenia mu zakazu zajmowania stanowisk w edukacji.
Wyrok dostał za oszustwa, powoływanie się na wpływy w instytucjach, przyjmowanie łapówek i korzyści osobistych w postaci usług seksualnych, poświadczanie nieprawdy w dokumentach, molestowanie mężczyzn pod pozorem, że jest urologiem.
Gorszące praktyki w sferze obyczajowej i zawodowej nie przeszkadzały Antoniemu J. w braniu udziału w audycjach Radia Maryja i w utrzymywaniu bliskich kontaktów z hierarchią kościelną.
Gdy prokurator postawił mu zarzuty dotyczące przyjmowania korzyści w postaci usług seksualnych oraz molestowania dwóch osób, Antoni J. kategorycznie zaprzeczał. Nikogo nie molestował, bo to są, jak podał, „nienormalne rzeczy”.
O swojej uczelni mówił, że jest katolicka i prowadzi ją wedle dekalogu.
Faktycznie, w 1998 r. stworzył ją od podstaw, zadbał o budynki, kadrę i renomę. Przez 7 lat był jej rektorem i przez pracowników i studentów był postrzegany jako dobry organizator, gospodarz.
Ale miał też inną twarz. Był porywczy, mówił w sposób niecenzuralny i niektórzy się go bali. Wytwarzał wokół siebie atmosferę terroru i nieograniczonego władztwa. Ludzie mówili o mobbingu, bo jego decyzje nie podlegały krytyce i musiały być natychmiast wykonane, nawet jeśli to się wiązało z łamaniem prawa.
- Jestem menedżerem, kierownikiem budowy i rektorem - mówił o sobie. Ludzie dodawali, że to tyran i despota. Mówili po cichu, bo bali się stracić pracę. Wiedzieli, że ma wpływy i sprawi, że po zwolnieniu pracownik łatwo nie znajdzie zatrudnienia.
Nie gardził pieniędzmi. Wysokość jego pensji była w gestii ministra edukacji narodowej, ale Senat uczelni przegłosował, niezgodnie z prawem, jej podwyższenie. Podobnie jak przyznawanie nagród w horrendalnej wysokości i dodatku funkcyjnego. Gdy do szkoły weszli inspektorzy NIK - wykryli, że Antoni J. pobrał z tytułu wynagrodzeń nienależne 230 tys. zł. To było podstawą uznania, że przekroczył swoje uprawnienia.
- Te 230 tys. które pobrałem to rzecz błaha, nie warta wzmianki jeśli się uwzględni moje 7 lat na rzecz uczelni - chełpił się. Wymuszał od pracowników podpisywanie fikcyjnych delegacji służbowych, na których nie byli. Gotówkę za rzekome wyjazdy inkasował Antoni J. Zaczął również zmuszać swoich doktorantów, by wręczali mu kwoty 20-30 tys. zł za rzekomo pozytywną opinię rad różnych uczelni, w których mieli mieć otwarty przewód doktorski. Tak było w przypadku Akademii Ekonomicznej we Wrocławiu, Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach czy Politechniki Wrocławskiej.
Powoływał się na wpływy na tych uczelniach, nikomu gotówki tam nie wręczał, a tylko pobierał ją od swoich doktorantów - wynikało z aktu oskarżenia.
Przez moment miał ambicje polityczne i w 2005 r. wystartował do senatu z ramienia Komitetu Wyborczego Stronnictwa Ludowego Ojcowizna. Kampanię robił ze środków swojej uczelni i znów przekroczył swoje uprawnienia. Zlecił drukarni wytworzenie materiałów za 12 tys. zł, kupno znaczków za 3 tys., zakup płótna i banerów, produkcję spotów w VIA Katolickim Radio Rzeszów. W sumie uczelnia stracił w ten sposób 44 tys. Do Senatu się nie dostał, trafił za to na kilka miesięcy za kratki.
- Upiorne miejsca w Małopolsce. Czy tam naprawdę straszy?
- Najgorsze mieszkania do wynajęcia. Zobacz, co oni oferują [ZDJĘCIA]
- Tak w ostatnich latach zabudowało się Zakopane
- Budowa tunelu zakopianki - fakty, liczby, ciekawostki
- TOP 20 najlepszych porodówek w Małopolsce
- Wybory parlamentarne 2019. Oto wszyscy nowi posłowie z Małopolski
