- Chcemy, by media nagłośniły tę sprawę. Trwające dziewięć lat śledztwo i proces wykończyły Witolda - mówi Paweł Rey, również oskarżony w sprawie Polmozbytu. Przekonuje, że Szybowski był niewinny. Jest pewny, że przed sądem dowiedzie także własnej niewinności.
W 2003 r. w sprawie Polmozbytu oskarżono 16 osób, zostały aresztowane. Teraz to oni oskarżają prowadzącego sprawę prok. Andrzeja Kwaśniewskiego (dziś w Prokuraturze Apelacyjnej w Krakowie) o zastraszanie i manipulację podczas przesłuchań. Miał to robić w poszukiwaniu dowodów ich winy. - Dlatego proces ciągnie się tak długo. Podobnie jak w sprawie Krakowskich Zakładów Mięsnych - mówi Paweł Rey. Był oskarżony w obu sprawach, w obu też oskarżycielem był prok. Kwaśniewski. Śledztwo w sprawie Krakmeatu po 6 latach zostało umorzone, a oskarżeni dostali zadośćuczynienie.
- Teraz chcemy przywrócić dobre imię Witoldowi. Żeby sprawa wobec niego została umorzona nie z powodu śmierci, ale dlatego, że był niewinny. To formalnie niemożliwe, ale chociaż symbolicznie chcielibyśmy to zaznaczyć - podkreśla Rey.
Afera w Polmozbycie wybuchła w 2003 r. Do firmy wszedł wtedy Jerzy Jakielarz, naczelnik Urzędu Skarbowego Kraków-Śródmieście. Zawiadomił prokuraturę o nadużyciach przy prywatyzacji firmy. Do aresztu trafili członkowie zarządu, rady nadzorczej i główny akcjonariusz. Szybowski miał wtedy 50 proc. akcji spółki, 10 proc. podarował córce Kindze na urodziny, jako zabezpieczenie jej przyszłości. To miało być jej zabezpieczenie na przyszłość.
W śledztwie cały ich majątek zajęła prokuratura. Kinga Szybowska miała wtedy 20 lat, była studentką. - O szóstej rano wpadają do mieszkania policjanci, zakładają mi kajdanki, wiozą na komendę, a potem do prokuratury. Tam słyszę, że jestem podejrzana o wyprowadzenie 26 mln zł ze spółki i pytają mnie, gdzie są pieniądze. Nie wiedziałam, co się dzieje - wspomina.
Potem był areszt. Mówi, że przez dwa tygodnie nie miała kontaktu nawet z adwokatem.
- A prokurator Kwaśniewski powiedział na przesłuchaniu: "Ojciec już opowiedział, jak to było, jak to wymyśliłaś. Teraz ty mi opowiedz". Kłamał, żeby mnie złamać. Mówił, że moi nieletni brat i siostra mogą mieć kłopoty. Zrobił mi pranie mózgu, uwierzyłam mu, bo chciałam jak najszybciej stamtąd wyjść. Miałam 20 lat i byłam przerażona- opowiada Szybowska.
Podobnie jak sześć innych osób podpisała wniosek o dobrowolne poddanie się karze (które zakłada przyznanie się do winy). Jako naprawienie szkody oddała swoje akcje. - To był warunek wyjścia z aresztu i dobrowolnego poddania karze. Zostałam zmanipulowana, a moje relacje z ojcem zniszczone na wiele lat - mówi.
Grzegorz Nicia w 2003 r. był prezesem dwóch spółek, które miały ok. 40 proc. akcji Polmozbytu. Jego żona została sama z dwójką dzieci, właśnie miała rodzić trzecie. - Prokurator proponował, bym się przyznał, to szybko wyjdę. Kiedy odmówiłem, złożył wniosek o umieszczenie moich dzieci w domu dziecka - opowiada.
W 2005 r. ruszył proces, który trwa do dziś. W międzyczasie Polmozbyt, po przejęciu przez inne osoby, wyzbył się cennych działek w centrum miasta i nie przedstawia praktycznie żadnej wartości. Majątek Szybowskiego, m.in. obrazy i stare auta, zniknął. Inni też stracili majątki. Prok. Kwaśniewski w wyniku tej sprawy zaś awansował z prokuratury rejonowej do okręgowej, a potem - apelacyjnej.
W czwartek nie chciał komentować sprawy. O wspomniany w nekrologu areszt "wydobywczy", czyli (potocznie) taki, który ma doprowadzić do przyznania się do winy od podejrzanego, zapytaliśmy Janusza Hnatkę z Prokuratury Okręgowej, w której Kwaśniewski pracował w czasie śledztwa ws. Polmozbytu. - U nas nie ma aresztów wydobywczych - oburza się Hnatko.
Krakmeat. 6 lat i po sprawie
Śledztwo dotyczące Krakowskich Zakładów Mięsnych trwało 6 lat. Wszczął je prok. Andrzej Kwaśniewski.
W 2003 r. członkowie zarządu (w tym Paweł Rey) zostali aresztowani pod zarzutem prania brudnych pieniędzy w ramach grupy przestępczej. Za kratkami spędzili 9 miesięcy, choć ręczył za nich m.in. były minister sprawiedliwości.
W czasie, gdy siedzieli w areszcie, KZM podupadły, potem trzeba je było zamknąć. W 2009 r. inny prokurator sprawę umorzył, nie doszukawszy się przestępstwa. Byli podejrzani dostali od Skarbu Państwa po 10 tys. zł zadośćuczynienia.