MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Zmora Krajowych Ram Kwalifikacyjnych

prof. Ryszard Tadeusiewicz
profesor Ryszard Tadeusiewicz
profesor Ryszard Tadeusiewicz archiwum
Kończy się rok akademicki 2012/2013, więc pora na podsumowanie. Oczywiście to podsumowanie jest subiektywne, bo każdy ocenia przeszłość inaczej. Nawet Mickiewicz pisząc "Pana Tadeusza" pozwolił sobie na subiektywizm:

O roku ów! kto ciebie widział w naszym kraju!/ Ciebie lud zowie dotąd rokiem urodzaju,/ A żołnierz rokiem wojny; dotąd lubią starzy/ O tobie bajać, dotąd pieśń o tobie marzy.

Tymczasem ten wymarzony rok 1812 był przecież rokiem katastrofalnej klęski Napoleona w Rosji, która miała także fatalne skutki dla Polski i Polaków. Tak więc każda ocena jest subiektywna, nawet jeśli pochodzi od Wieszcza.

Jednak gdyby przeprowadzić ankietę wśród pracowników polskich wyższych uczelni pytając, co najdłużej zapamiętają z roku akademickiego 2012/2013 - to zapewne większość odpowie:
KRK!

I nie będzie to odpowiedź radosna, bo za tymi trzema literami kryje się udręka wielu godzin jałowo straconego czasu i przykra świadomość robienia czegoś narzuconego, wymuszonego i absolutnie pozbawionego sensu.

Dla osób pracujących na uczelniach skrót KRK jest pełen treści, natomiast na użytek tych z Państwa, których zmora KRK bezpośrednio nie dotknęła, pozwolę sobie wyjaśnić, że za tym skrótem kryje się określenie Krajowe Ramy Kwalifikacyjne. Podstawą do ich wprowadzenia było rozporządzenie ministra nauki i szkolnictwa wyższego z 2 listopada 2011 roku. W jego następstwie wszyscy pracownicy wyższych uczelni zostali zmuszeni do tego, żeby do prowadzonych przez siebie zajęć przygotować (i wprowadzić do systemu komputerowego) tak zwane sylabusy.

Dotychczas istniejące programy nauczania, zwykle bardzo starannie przygotowane, przez wiele lat doskonalone i okresowo weryfikowane przez Państwową Komisję Akredytacyjną (organ ministerstwa kontrolujący jakość kształcenia we wszystkich szkołach wyższych w Polsce) - z dnia na dzień przestały obowiązywać. Od tej pory wszystko ma się odbywać pod kontrolą wspomnianych sylabusów.

Dla kogoś, kto tego nie przeżył, napisanie takiego sylabusa wydaje się rzeczą łatwą i szybką. Państwo wiecie o tym, że każda praca wydaje się łatwa i prosta - pod warunkiem, że się jej samemu nie musi wykonywać. Pisanie sylabusów to był horror. Z obserwacji moich i moich kolegów wynika, że każdy pracownik na samo zaznajomienie się z zasadami (opisanymi w licznych dokumentach), na opracowanie pojedynczego sylabusa, na jego weryfikację i wprowadzenie do systemu komputerowego potrzebował co najmniej kilkadziesiąt godzin!

W przypadku wykładowcy, który (jak ja) prowadzi pięć przedmiotów, mogło to być łącznie ponad 100 godzin. Realizacja tego zadania przy równoczesnym prowadzeniu procesu dydaktycznego, badań naukowych i wszelkich innych działań organizacyjnych, do jakich pracownik uczelni jest zobowiązany, bez zapewnienia przez ministerstwo jakiegokolwiek wspomagania tej akcji, odbyła się kosztem obniżenia ilości i jakości wyników w obszarze dydaktyki i badań naukowych.

Po co to wszystko?

Bo ktoś wymyślił, że zamiast określać, czego i jak uczymy (co było dokładnie podane w istniejących programach studiów) - będziemy podawać opis kwalifikacji, jakie w wyniku kształcenia nabędzie przyszły absolwent uczelni. Co więcej, narzucono wymaganie, że dla każdego nauczanego przedmiotu owe skutki kształcenia trzeba określić w trzech wymiarach: wiedzy, umiejętności i kompetencji społecznych. Skutków tych nie można było opisać "swoimi słowami" - trzeba je było wybierać ze specjalnych zestawień gotowych haseł. Najczęściej, zwłaszcza w odniesieniu do "kompetencji społecznych", oznaczało to konieczność znalezienia tego hasła, które w kontekście danego wykładu było najmniej nonsensowne.

Twórcy i promotorzy KRK kompletnie nie rozumieją idei kształcenia uniwersyteckiego. Kształcenie to zawiera oczywiście elementy przyswajania wiedzy i umiejętności, jednak jego istotą jest formowanie intelektualne absolwenta i przygotowanie go do stałego samokształcenia.

Kluczowa jest umiejętność adaptacji do zmieniających się warunków, bo rynek pracy szybko się zmienia. KRK całkowicie to ignorują.
W dodatku chodzi o zabieg czysto biurokratyczny, bo twórcy KRK nie podali żadnego sposobu realnej oceny kwalifikacji i umiejętności absolwenta (pomiaru na poziomie uczelni), ani też sposobu weryfikacji tych kwalifikacji i umiejętności (na zewnątrz, na przykład przez pracodawców).

Nie ma też żadnej metodologii porównywania kompetencji oraz oceny, czy kandydat realnie spełnia wyspecyfikowane wymagania. Nie przeprowadzono żadnych badań pilotażowych, tylko od razu narzucono ten obowiązek wszystkim uczelniom, naruszając ich prawnie gwarantowaną autonomię.

W efekcie przepisanie programów studiów z formy "tego uczymy" do postaci "nabyta wiedza i umiejętności" stało się czczą formalnością, a proces dydaktyczny pozostał dokładnie taki sam.

I dlatego nasuwa się refleksja:

Po co myśmy jedli tę żabę?

Autor: biocybernetyk, automatyk, prof. dr hab. inż., trzykrotny rektor AGH, członek wielu organizacji krajowych i zagranicznych, m.in. PAN, PAU, Rosyjskiej Akademii Nauk Przyrodniczych.

Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska