https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Została z tym, z czym wybiegła

Lech Klimek
Kasia Krok niedługo skończy osiemnaście lat. By rozjaśnić jej twarz uśmiechem, Danuta Szpyrka i jej pracownicy organizują w sobotę kiermasz koło Starego Dworca. Chcą jej kupić piękny prezent.

- Gdy w poniedziałek rano Kasia przyszła na praktyki, jakie ma w mojej restauracji była cała rozdygotana, nie mogła powstrzymać łez - opowiada Danuta Szpyrka. - Jej dom strawił pożar, w płomieniach straciła wszystko. Przez łzy opowiadała, że nie ma gdzie mieszkać, że na razie będzie pomieszkiwać u znajomych.

Dla pani Danuty los jej pracowników jest bardzo ważny. Długo się nie zastanawiała. Kasia niedługo kończy osiemnaście lat, jej szefowa postanowiła, że razem z pracownikami zorganizuje mały kiermasz w sobotni wieczór, tuż po mszy w znajdującej się po sąsiedzku kaplicy.

- To miał być taki w sumie skromny wyraz naszej solidarności z Kasią, taki prezent na urodziny - tłumaczy. - Nie planowaliśmy jakiejś wielkiej akcji. To się chyba jednak zmienia, bo po zamieszczeniu informacji na profilu naszej firmy, ciągle dzwonią ludzie z pytaniem, co będzie można kupić i kiedy dokładnie trzeba przyjechać na Kolejową - mówi.

Kasia wie o akcji, na myśl o ludzkiej życzliwości i na wspomnienie tej feralnej nocy, łzy napływają jej do oczu.

- Było po pierwszej, gdy ze snu wyrwał mnie huk - opowiada mieszkanka Klęczan, uczennica szkoły gastronomicznej w Gorlicach.

Obudzona w środku nocy dziewczyna wiedziona jakimś przeczuciem, pobiegła do kotłowni. To, co tam zobaczyła, zapamięta do końca życia: - Kłęby dymu, jęzory ognia i ten ciągły huk, jak z jakiegoś wulkanu - opowiada.

Dziewczyna nie straciła jednak zimnej krwi. Wszczęła alarm. W domu oprócz niej były jeszcze cztery osoby. Tato, mama i dwaj starsi bracia. Gdzieś w zakamarkach chował się też ich pies.

- Obudziłam wszystkich i wybiegliśmy na pole - wspomina. - Ktoś zadzwonił po straż, a my bezsilnie patrzyliśmy na nasz płonący dom.

Pierwszy wóz strażacki był na miejscu po jedenastu minutach od chwili zgłoszenia.

- Gdy tam dotarliśmy, płomienie obejmowały już większość domu - relacjonuje Dariusz Surmacz, oficer prasowy Komendy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej w Gorlicach. - Gaszenie pożaru zakończyliśmy po czterech godzinach, w akcji brało udział ponad 50 strażaków.

Pożar doszczętnie strawił pomieszczenia domu na parterze. Nie oszczędził też poddasza i dachu. Jego drewniana konstrukcja nie miała szans z płomieniami i temperaturą. Jako przyczynę pożaru strażacy wskazują rozszczelnienie kotła CO opalanego trocinami. Straty oszacowano na 200 tysięcy złotych, w tym 150 tysięcy to wartość spalonego domu.

- Dopiero co skończyliśmy remont - mówi Franciszek Krok, tata Kasi. - Dwa lata temu położyliśmy nowy dach, teraz zostaliśmy prawie dosłownie w tym, co mamy na sobie.

Pogorzelców z Klęczan nie zostawiła bez pomocy również gmina.

- Robimy wszystko, na co pozwala nam prawo - informuje wójt gminy Gorlice Ryszard Guzik. - Krokowie już dostali zapomogę, trzy tysiące złotych. Pracownicy GOPS zbierali dla nich ubrania.

Tymczasem Krokowie mieszkają u znajomych, chcą na czas budowy nowego domu wynająć jakieś mieszkanie.

- Będziemy im opłacać czynsz z funduszy GOPS - dodaje wójt Guzik. - To oczywiście nie wszystko, chcemy z gminnego lasu pozyskać drewno w takiej ilości, by wystarczyło na nowy dach - zapewnia.

Każdy, kto chce wesprzeć Kroków, jutro przy Starym Dworcu od godz. 19 może kupić pierogi, gołąbki czy ciasto za datek do puszki.

Gazeta Gorlicka

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska