Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Życie Józefa Fiedora z Łomnicy Zdrój drewnianym kołem się toczy. Poznajcie jednego z ostatnich kołodziejów

Marcin Banasik
Marcin Banasik
Józef Fiedor w warsztacie
Józef Fiedor w warsztacie Marcin Banasik
Józef Fiedor z Łomnicy-Zdrój w Beskidzie Sądeckim jest jednym z ostatnich kołodziejów w Polsce. Rzemieślnik zawodu uczył się od swojego ojca. - Kołodziejstwo to ciężka, ale bardzo satysfakcjonująca praca. Dawniej w każdym gospodarstwie były trzy wozy, roboty więc nie brakowało. Wszystko się skończyło, kiedy do powszechnego użycia weszły koła gumowe - wspomina Józef Fiedor.

Warsztat zatrzymany w czasie

Przydomowy warsztat pana Józefa wygląda jakby pochodził z poprzedniej epoki. Wszędzie są stare, drewniane narzędzia pamiętające ciężkie powojenne czasy.

- Było biednie, ale bardzo wesoło. Nie było maszyn, do każdej pracy potrzebny był człowiek, więc ludzie spędzali ze sobą dużo czasu. Dla przykładu, żeby wytoczyć piastę do koła potrzebni byli dwaj silni mężczyźni do kręcenia korbami i jeden, który formował tę część koła. Dziś robi się to na tokarce bez żadnego wysiłku - mówi rzemieślnik, który koła robi od 16 roku życia.

Jak wspomina pan Józef, po wojnie to nie było tak, że można było sobie wybierać zawód. Brało się to, co jest.

- Dziadek i ojciec robili koła to i ja byłem skazany na ten zawód. Na szczęście szybko go polubiłem. Do dzisiaj, jak wchodzę do warsztatu, to uśmiecham się na sam zapach drewna - dodaje.

Kołodziej to szczególny zawód

Wśród dużej grupy ginących zawodów w Polsce kołodziejstwo zajmuje szczególne miejsce, ponieważ to dzięki niemu ludność mogła przemieszczać się z miejsca na miejsce. Kołodziej zajmował się bowiem wyrobem wozów i części do wozów, zwłaszcza kół. Zmierzch tego tradycyjnego rzemiosła nastąpił w wieku XX.

- Wcześniej w porządnym gospodarstwie musiały być trzy wozy - pierwszy do prac polowych, żeby podczepić brony lub pług; drugi drabiniasty do zwożenia siana z pola; i trzeci najmocniejszy do zwożenia drzewa z lasu. To razem daje 12 kół na jedno gospodarstwo, więc pracy było dużo - mówi Józef Fiedor.

Pracowało się też w nocy

Przy jednym kole trzeba było spędzić cały dzień, ale praca nie raz przeciągała się do późnej nocy.

- Gospodarz zwoził wieczorem siano z pola i nagle koło mu się rozleciało. Trzeba było je naprawić szybko, więc pracowało się w nocy. Inni spali, a kołodziej ciężko pracował, że człowiek mógł następnego dnia zwieźć resztę siana do stodoły - wspomina prace Józef Fiedor.

Toczony środek koła to piasta, od tego odchodzą szprychy, a obręcz składała jest z tak zwanego bachra, czyli sześciu elementów, które tworzyły obręcz koła. Potem wszystko było wzmacniane u kowala m.in. metalową obręczą. Dobre koło wytrzymywało kilka lat pracy. Doświadczony kołodziej dochodzi do takiej wprawy, że koła robił praktycznie bez żadnej miarki i cyrkla. - Oko było najlepszą miarą - zapewnia rzemieślnik.

Zmierzch kołodziejów

Wóz konny, wykonywany tradycyjne przez wiejskiego kołodzieja, dopiero w XX w. zaczął być wypierany przez bardziej nowoczesne środki transportu. Na terenie Małopolski jeszcze do lat 80-tych XX w. w większych osadach można było znaleźć warsztaty kołodziejów.

- Potem okazało się, że na gumowych oponach jeździ się lepiej niż na drewnianych kołach i nasz zawód szybko zaczął zamierać. Dzisiaj robię warsztaty w skansenach, a od czasu do czasu przyjdzie ktoś, kto ma bryczkę i chce naprawić koła lub mieć takie dla ozdoby. Takie też zrobię - zapewnia rzemieślnik.

3 sposoby na to jak oswoić dziecko z tematem śmierci

od 16 lat

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska