Na Nowy Rok, pogodę i niepogodę, życzę wszystkim nadziei na każde dzień dobry i na dobre jutro. Różowych okularów do patrzenia na co dzień, nie tylko od święta, bratniej duszy do przytulania, siódmego nieba nad głową i by szczęście Wam zawsze po piętach deptało. Życzę radości do szpiku kości i tchu ostatniego, spacerów dokąd oczy poniosą, życia wartego świeczki i byście kochali się w sobie, a jeszcze bardziej w bliźnich. Życzę Wam końskiego zdrowia, ale gołębiego serca, czystego sumienia, krótkiego języka, dobrych myśli i serca szeroko otwartego.
Życzę, byśmy mieli blade, a już koniecznie ludzkie pojęcie i widzieli dalej niż czubek własnego nosa. Byśmy nie rzucali słów na wiatr, grochu o ścianę, ani kłód pod nogi. Byśmy nie skakali w bok, ani sobie do oczu, nie umierali ze strachu, miłości, ani z omikronu. Nie tracili panowania ani nad sobą, ani nad kierownicą. Nie bali się życia, śmierci, ani własnego cienia. Nie szukali przygód, guza, dziury w całym, ale zawsze człowieka.
Życzę wszystkim drogi szerokiej, na której błądzący odnajdą kierunek, wątpiący pastuszków, a samolubni trzech króli, co z pakunkami śpieszą do domów dziecka, domów opieki, hospicjum, więzień, poprawczaków, noclegowni dla bezdomnych i wszędzie tam, gdzie wśród ludzkiej biedy przychodzi na świat nadzieja. Życzę Wam dobrego Szymona na drodze, co nie wykręci wała i nie wystrychnie na dudka, ale zawsze nas podźwignie, gdy upadniemy na duchu, na dno, albo bardzo nisko. Usłużnej Weroniki, co każdą łzę obetrze, wścibi nos w nasze sprawy, gdy wszyscy zapomną, osiołka, co wybałuszy oczy i się nad cudem zachwyci.
Dajmy czasem za wygraną, by nie dać się we znaki. Nie patrzmy spode łba, ale prosto w oczy. Dzielmy się dobrem i strzeżmy miejsca narodzenia małego Dziecięcia przed złym Herodem, jak źrenicy w oku.
