Oświęcimianie od początku starali się prowadzić grę, ale nie miało to przełożenia na sytuacje bramkowe. Poza kilkoma rzutami rożnymi, po których skończyło się dla gości na lekkim strachu. Jak już w pole karne dobrą piłkę dostał Przemysław Gąsiorek, to z linii pola bramkowego uderzył nad poprzeczką. - Jakoś musimy sobie radzić bez dwóch podstawowych zawodników, czyli Jakuba Wanata i Wojciecha Gonszcza, leczących kontuzje – tłumaczył Marek Kołodziej, trener oświęcimskich juniorów.
Oświęcimianie przed przerwą poczuli się jednak „Bosko”
Jeśli miejscowym nie udało się zdobyć gola, to od czego są stałe fragmenty gry. Oświęcimianie dostali wolnego tuż przed linią pola karnego, choć goście utrzymywali, że to oni w tej sytuacji powinni wznowić grę. Do piłki podszedł Patryk Ryszka, który idealnie uderzył obok muru, że Igor Wróbel mógł tylko wzrokiem odprowadzić futbolówkę do siatki. - Wróciłem do futbolu po prawie rocznej przerwie, bo leczyłem kontuzje. Jak widać, w nodze „coś” jednak zostało – zwrócił uwagę popularny „Boski”, który wcześniej w barwach Soły imponował perfekcją w wykonywaniu stałych fragmentów. - Wtedy graliśmy w lidze wojewódzkiej, ale nic nie stoi na przeszkodzie, byśmy awans do „emki” zrobili na Legionów.
Ryczowianie nie załamali się niekorzystnym dla nich rozwojem wypadków. W ciągu minuty dwukrotnie minimalnie przestrzelił Miłosz Wądrzyk. Przy lepszej precyzji albo większej dozie szczęścia, goście mogli odwrócić losy pojedynku.
Jeszcze przed przerwą, z rzutu wolnego, z bocznej strefy pola karnego, uderzył Jakub Gandurski. Przed Wróblem panował spory ruch, co najwyraźniej zdezorientowało golkipera ryczowian, a piłka przeszła przez gąszcz zawodników i wpadła do siatki.
Nokautujące ciosy Mateusza Korczyka „usidliły” Orła
Po zmianie stron goście ruszyli odważniej do ataków, starając się szybko zdobyć kontaktowego gola. Jednak nadziali się na kontrę, którą zakończył Mateusz Korczyk. Jak się później okazało, był to początek jego strzeleckiego popisu. Niespełna dwie minuty później, odnalazł się w polu karnym, robiąc użytek z dośrodkowania Dominika Pacygi, który krótko z innym kolegą rozegrał rzut rożny. Szybko stracone gole przybiły ryczowian, którzy pogodzeni z porażką zostawili oświęcimianom więcej miejsca na boisku, więc kolejne gole wydawały się by tylko kwestią czasu. Tak też się stało.
Po dograniu z boku, w polu karnym doszło do nieporozumienia wśród defensorów Orła, co skrzętnie wykorzystał Przemysław Gąsiorek, z bliska pakując piłkę do siatki.
Mateusz Korczyk, jak przystało na „króla polowania”, pod koniec wygrał pojedynek z Igorem Wróblem, ustalając wynik spotkania.
- Na razie musimy się trzymać liderującego Spartaka Skawce, do którego tracimy trzy punkty – zwraca uwagę Marek Kołodziej. - Jeśli będziemy konsekwentnie grać swoje, to być może stawką potyczki z urzędującym liderem, na boisku w Oświęcimiu, może być awans do ligi wojewódzkiej. Zawsze jednak powtarzam chłopcom, że liczy się tylko najbliższy mecz.
Unia Oświęcim – Orzeł Ryczów 6:0 (2:0)
Bramki: 1:0 Ryszka 31, 2:0 Gandurski 38, 3:0 Korczyk 62 4:0 Korczyk 64, 5:0 Gąsiorek 83, 6:0 Korczyk 88.
Unia: Rogusz (83 Zguda) – Klimczyk (83 Homa), Gandurski, Ludwinek (68 Bielicki), Kowalik – Fryś, Pacyga, Ryszka, Gąsiorek – Chluba (68 Augustyn), Korczyk.
Orzeł: Wróbel – Maj (68 Maślona), Bryła (75 Gierek), Wądrzyk, Kołodziej – Karp (46 Gawęda), Baca, Kania, Śmiechowicz (65 Tomski) – Świech, Dzidek.
Sędziował: Lucjan Wesołowski (Oświęcim). Mecz bez kartek. Widzów: 40.
4. liga. Unia Oświęcim przegrała z Orłem Ryczów. Zdecydował ...
DZIEJE SIĘ W SPORCIE - KONIECZNIE SPRAWDŹ:
Piłkarze Wisły przed laty i dziś. Zobacz, jak się zmienili
