Co ciekawe, to wcale nie pierwszy raz, kiedy w jednym meczu zaplecza ekstraklasy „Aleks” aż czterokrotnie trafił do siatki.
- Przypomniał mi o tym Dawid Szufryn - uśmiecha się Aleksander, który 2 kwietnia 2011 roku tyle bramek (minuty: 43, 54 karny, 63 , 87) zdobył w starciu z lokalnym rywalem - Kolejarzem Stróże, którego stoperem był wtedy właśnie Szufryn, czyli dzisiejszy obrońca Sandecji.
W długiej karierze 36-letni Aleksander kilka razy notował po dwa trafienia w jednym występie, natomiast szczególnie dobrze pamięta 24 września 2005 roku, kiedy to ustrzelił hat-tricka w ekstraklasie. - Mecz Górnika Zabrze z Wisłą Płock - przypomina bez zastanowienia. Piłkę do płockiej siatki pakował w jednej połowie: 53, 55 i 70 minucie. Do tego, 24 października 2004 roku, cztery razy (minuty: 31, 32, 34, 62) jako piłkarz Górnika, w ramach Pucharu Polski, pokonał golkipera IV-ligowego Skalnika Gracze (statystyki za 90minut.pl).
GKS był drugim w tym roku zespołem, po personalnie też mocnym Zawiszy Bydgoszcz, który w Nowym Sączu przegrał 0:4. Znamienne, że „biało-czarni” wiosną u siebie rozegrali właśnie tylko te dwa spotkania.
- Wynik budzi szacunek, ale po ziemi stąpamy twardo. Nie jesteśmy Barceloną, żeby w każdym meczu wygrywać po 4:0. To z zespołami z dołu tabeli będzie nam się grało ciężej. Cofną się, będę murować bramkę - ucina.
Dobre wyniki przyciągają coraz więcej ludzi na stadion. Na obu wspomnianych wiosennych meczach było po około dwa razy więcej osób, niż to miało miejsce wiosną. - Potencjał kibicowski w Nowym Sączu był, ale kiedy zespół gra słabo, to ludzie nie przychodzą na stadion.
Kiedy w sobotę Aleksander pełnił rolę rezerwowego, bohaterem przed zmianą stron został Łukasz Radliński. 32-latek obronił rzut karny wykonywany przez Grzegorza Goncerza, króla strzelców poprzedniego sezonu. - Łukasz utrzymał wynik bezbramkowy, tylko jego interwencja uratowała nas przed stratą bramki. Na pewno miało to wpływ na to, co później działo się na boisku - nie ukrywa Aleksander, którego drużyna wiosną jeszcze nie przegrała.
- Co się zmieniło w porównaniu z jesienią? Wtedy narzekaliśmy, że tracimy frajerskie gole. Praktycznie każdy pierwszy błąd tak się kończył. A teraz, nawet jak przeciwnik ma właśnie rzut karny, potrafimy wyjść z opresji. Jesienią najbardziej brakowało nam szczęścia, które obecnie jest przy nas. Przecież patrząc personalnie, zimą nasz zespół za wiele się nie zmienił. W pierwszej jedenastce nastąpiły praktycznie tylko dwie zmiany. Dobrze przepracowaliśmy okres przygotowawczy. Trener troszeczkę zmienił ustawienie i na razie przynosi to efekty.
Teraz Sandecja, która zimą martwiła się o utrzymanie, ma tylko trzy punkty straty do czwartego w tabeli Stomilu, a dwa do piątego Zagłębia Sosnowiec, z którym zmierzy się w najbliższej kolejce.
- Spokojnie, priorytetem na tę rundę jest utrzymanie. Mamy passę, którą chcemy podtrzymać, ale dopiero jak już zapewnimy sobie realizację celu, będziemy myśleć o czymś więcej - tłumaczy Aleksander.