Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Andrzej Gołota: Rano trenuję, potem żona wygania mnie do pracy

Jerzy Filipiuk
Jerzy Filipiuk
Andrzej Gołota (drugi od lewej) na ringu w hali Wisły Kraków
Andrzej Gołota (drugi od lewej) na ringu w hali Wisły Kraków Jacek Krala
W piątek podczas pierwszego dnia XXXVIII Międzynarodowego Turnieju Bokserskiego „O Złotą Rękawicę Wisły” w hali krakowskiego klubu pojawił się nasz legendarny pięściarz, prawie 51-letni dziś Andrzej Gołota. Były czterokrotny pretendent do tytułu zawodowego mistrza świata wagi ciężkiej znalazł chwilę czasu na rozmowę.

- W 1987 roku właśnie w hali Wisły odniósł Pan jeden ze swoich pierwszych seniorskich sukcesów. Pamięta go Pan?

- Zostałem wtedy mistrzem Polski. Po raz pierwszy w mojej karierze. Moim rywalem w finale był Janusz Czerniszewski (o 11 lat starszy obrońca tytułu – przyp.). Pamiętam, że wygrałem dwie pierwsze rundy, a Janek trzecią. To był mój jedyny występ w turnieju Krakowie. A mistrzem kraju byłem łącznie cztery razy.

- Co tym razem sprowadziło Pana do Krakowa?

- Było w tym trochę przypadku, ale odwiedziłem stare kąty w tym mieście. Była też okazja zobaczyć turniej w hali Wisły. To coś wspaniałego, że w Krakowie jest boks. Cieszę się, że tu jestem.

- Co by Pan – jako wielki mistrz - powiedział młodym adeptom boksu? Trudna jest ta droga nie tyle do sławy, ale żeby w ogóle w tym sporcie zaistnieć?

- Ja nie jestem mistrzem. Dlatego trudno mi coś powiedzieć na ten temat. Coś tam w życiu w boksie zrobiłem, ale mistrzem nie jestem. Młodzi ludzie muszą jednak próbować, żeby coś w życiu osiągnąć.

- Podczas swej sportowej kariery miewał Pan problemy ze zdrowiem, które mocno utrudniały Pana występy na ringu. Jak się teraz Pan czuje?

- Gdybym kiedyś się czuł tak jak teraz, to byłoby zupełnie inaczej. Inaczej bym boksował. Teraz czuję się wspaniale.

- Byłoby lepiej na ringu?

- Ja wiem, czy byłoby lepiej? Na pewno byłoby inaczej.

- O Pana zdrowie dbał między innymi rehabilitant Leszek Samitowski z Krakowa, od ponad trzech dekad mieszkający w Chicago.

- Leszek zawsze mi służył radą i pomocą.

- Nadal Pan trenuje?

- Pięć razy w tygodniu rano chodzę poćwiczyć do gymu, żeby nie wypaść z rytmu. Nie trenuję już boksu, nie używam skakanki, ale wykonuję ćwiczenia siłowe. Potem żona Mariola... wygania mnie do pracy. Trochę inwestuję w życiu, przede wszystkim w nieruchomości.

- Ale to podobno Pana żona trzyma kasę w domu, rządzi pieniędzmi?

- Tak jest. I chwała Bogu, bo dzięki temu mamy jeszcze te pieniądze.

- Co by było, gdyby nie roztropność żony?

- Tragedia. Mam za lekką rękę do wydawania kasy. Wszystko bym wydał.

- Pana żona jest prawniczką. A czym się zajmują Państwa dzieci?

- Aleksandra studiuje, a Andrzej junior chodzi do szkoły średniej. Kiedyś grał w tenisa, teraz już nie.

- Ponoć chciałby Pan wyjechać na stałe z Chicago do Kolorado?

- Tak. Latem jeździłem tam na rowerze, zimą na nartach. Tam się chce żyć, jest idealna pogoda nie tylko, by jechać na wczasy, ale do życia, ponad 300 dni słonecznych w roku.

- Pana śladami w zrobieniu kariery w USA idzie pochodzący z Łomży, a mieszkający od ponad dwóch dekad w Nowym Jorku 29-letni Adam Kownacki. Jaka jest Pana opinia o nim?

- Czasami oglądam bokserskie gale. Kownackiego widziałem w telewizji. Potrzeba mu fizycznej „oprawy”, jeszcze mu trochę brakuje do najlepszych. Ale dobrze, że próbuje się przebić do czołówki.

- Za Pana czasów o berło w wadze ciężkiej walczyło wielu pięściarzy. Potem nastąpiła era braci Kliczków – Witalija i Władimira. Jak Pan ocenia obecną sytuację w czołówce tej kategorii wagowej?

- Teraz czołówka znowu jest liczniejsza. Zawodnicy są młodsi, silniejsi, więksi, potężniej zbudowani. Najlepsi są Joshua i Wilder, nie ma lepszych od nich. Rywalizacja jest bardziej urozmaicona, niż wtedy, gdy na ringu rządzili bracia Kliczkowie. Inny jest też styl boksowania.

- Wraca Pan czasami do swych walk, niesamowitych „bitew” na ringu. Pojawia się łezka w oku, gdy widzi Pan dzisiejsze pojedynki?

- Nie. Jaka łezka? Nie mam po co płakać. Co było, to było.

DZIEJE SIĘ W SPORCIE - KONIECZNIE SPRAWDŹ:

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Andrzej Gołota: Rano trenuję, potem żona wygania mnie do pracy - Dziennik Polski

Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska