https://gazetakrakowska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Angel Rodado: Jeśli będziemy grać tak jak z Ruchem, jesteśmy w stanie wygrać z każdym

Bartosz Karcz
Bartek Ziółkowski/wislakrakow.com
Hat-trick, asysta i owacja tysięcy kibiców gdy opuszczał boisko pod koniec meczu z Ruchem Chorzów. Tak w skrócie wyglądał sobotni występ najlepszego piłkarza Wisły Kraków Angela Rodado na Stadionie Śląskim.

Po takim występie Rodado nie krył radości. Na pytanie czy był to jego najlepszy mecz w Wiśle odparł jednak: - Myślę, że drugi. Pierwszy to finał Pucharu Polski na Stadionie Narodowym.

Dopytywany, że z Ruchem strzelił trzy bramki, w tamtym pamiętnym spotkaniu jedną, dodał: - Tak, ale z Ruchem zdobyliśmy trzy punkty, a na Narodowym jeden… puchar! Oczywiście, tutaj to był bardzo dobry mecz. Nie tylko dla mnie, ale dla całego zespołu. Po takim meczu jesteśmy bardziej niż szczęśliwi. Bardzo potrzebowaliśmy tych trzech punktów. Pozwolą nam zapomnieć o nieudanym początku roku i dadzą drużynie pewności siebie. Dlatego ta wygrana jest tak ważna.

Ta pewność siebie Wiśle oczywiście się przyda. Pozostaje pytanie dlaczego tydzień wcześniej zagrała ona tak słabo ze Zniczem Pruszków, a w sobotę tak dobrze z Ruchem. Rodado wyjaśnia: - Ważne jest to, jak zaczynasz mecz. W sobotę zaczęliśmy bardzo dobrze. To dodało nam dużo pewności siebie, by iść w dobrym kierunku. Musimy być skoncentrowani, szczególnie na początku, ponieważ kiedy zaczniesz dobrze, najlepiej od gola, później jest dużo łatwiej.

W meczu z Ruchem Wisła miała bardzo dobre stałe fragmenty gry. Kluczem do tego była osoba Marko Poletanovicia, który świetnie wrzucał piłkę w pole karne. Przyznaje to też Rodado: - Naprawdę zagrywał dobre piłki i strzelaliśmy dzięki temu bramki. To ważne. Jeśli mecz jest trudny, trzeba być gotowym, żeby rozstrzygać go choćby po stałych fragmentach gry.

Wisła mogła wykorzystywać te stałe fragmenty gry również dlatego, że miała nieco więcej miejsca w polu karnym Ruchu niż tydzień wcześniej w starciu ze Zniczem. Przyznaje to też Angel Rodado: - Myślę, że każda drużyna gra inaczej. Może Znicz bronił niżej, dlatego w polu karnym było mniej miejsca. Trudno znaleźć wolną przestrzeń, jeśli stoi w nim dziesięciu rywali. W Chorzowie zagraliśmy szybciej, dzięki czemu potrafiliśmy odnaleźć wolne przestrzenie i umiejętnie z nich korzystać.

Rodado, gdy rozmawiał z dziennikarzami, trzymał pod rękach piłkę, którą zabrał po meczu jako autor hat-tricka. Zapytany, która z tych trzech bramek ucieszyła go najbardziej, odparł najpierw: - Wszystkie trzy!

Po chwili jednak dodał: - Nie wiem, może jednak pierwsza. Było naprawdę dośrodkowanie od Mikulca. Strzeliłem trzy bramki, z czego dwie chciałbym dedykować mojemu synowi Janowi, a jedną Karolinie, naszej rzeczniczce prasowej, bo bardzo pomogła mnie i mojej partnerce w sprawach związanych z rejestracją dziecka.

A skoro został już poruszony temat synka Angela Rodado, to piłkarz przyznał, że Jan ma się dobrze. Wyjaśnił też kwestię imienia: - Jan istnieje też w języku hiszpańskim, ale nasz Jan to polska wersja.

Podpuszczany trochę przez dziennikarzy pytaniem czy Jan oglądał mecz w telewizji Hiszpan puścił oko i stwierdził: - Może nie oglądał, ale był przed telewizorem.

Przyznał też, że w jego życiu zaszła kolosalna zmiana w związku z narodzinami małego Jasia: - Każdy ojciec to potwierdzi, że gdy przychodzi na świat dziecko, zmienia się wszystko!

Kolejne pytania związane były już z boiskiem. M.in. z tym, że w okresie przygotowawczym Angel Rodado nie strzelał za wiele bramek, bo tak naprawdę jedną. Zapytany czy go to nie martwiło, stwierdził: - Nie martwiło mnie to, bo byłem skoncentrowany na tym, by dobrze przygotować się do rundy wiosennej, a tym razem było trochę dziwnie w związku z moją sytuacją rodzinną. Przed wyjazdem do Turcji dużo czasu spędzałem z żoną w szpitalu. Później musiałem wyjechać wcześniej ze zgrupowania, bo było blisko porodu. Treningi były dla mnie zatem nieco inne, ale myślę, że najważniejsze dzisiaj jest to, że wszyscy jesteśmy dobrze przygotowani do drugiej rundy.

W meczu z Ruchem grać nie mógł Alan Uryga, więc kapitanem był Angel Rodado. Zapytany, ile znaczy dla niego opaska na ramieniu, mówi: - Jeśli nie może grać pierwszy kapitan, trener stawia na mnie. To mi rzeczywiście dodaje pewności siebie. Być kapitanem na takim stadionie w tak wielkim klubie jest czymś wyjątkowym.

Zapytany z kolei, który obraz Wisły jest prawdziwy - ten z meczu ze Zniczem czy ze spotkania z Ruchem, Rodado odpowiedział z uśmiechem: - Mam nadzieję, że z tego ostatniego meczu, ale tak jak wam już tutaj mówiłem - każdy mecz jest inny. My musimy starać się grać jak w meczu z Ruchem, bo jeśli tak będziemy grać, jesteśmy w stanie wygrać z każdym.

Dopytywany dlaczego Wiśle słabiej idzie z drużynami ze środka tabeli czy z jej dołu dodał: - Prawda jest taka, że trzeba grać dobrze przeciwko każdemu, bo każda wygrana daje trzy punktu. Oczywiście, jeśli grasz z drużynami z dołu tabeli, musisz nastawić się na nieco inne mecze. Jest w nich więcej walki, ale trzeba sobie z tym po prostu radzić.

Dziennikarze dopytywali Hiszpana również o atmosferę na Stadionie Śląskim i porównanie do tego, co pamięta z finału na Stadionie Narodowym w Warszawie. Rodado stwierdził: - Było bardzo podobnie, choć różnica tutaj polega na tym, że trybuny są oddalone trochę dalej niż na Stadionie Narodowym.

Przy okazji Rodado podszkolił się trochę z historii Stadionu Śląskiego, bo jak przyznał, nie wiedział, że aż tyle on znaczy w dziejach polskiego futbolu. Odpowiedział w swoim stylu z uśmiechem od ucha do ucha: - Nie wiedziałem tego, ale od dzisiaj kocham już ten stadion!

Na koniec było już o przyszłości. Piłkarz Wisły zdaje sobie sprawę, że nawet tak efektowna wygrana, jak w Chorzowie jeszcze niczego drużynie z ul. Reymonta nie gwarantuje. Mówi: - Oczywiście, cieszymy się, ale tak naprawdę to są tylko kolejne trzy punkty. Nie możemy przecież świętować przez cztery dni. Można się z nich pocieszyć chwilę, ale szybko trzeba już myśleć o następnym meczu.

Kolejny mecz to starcie z Arką Gdynia, z którą Rodado ma dobre wspomnienia, bo to tej drużynie wbił pierwszego hat-tricka w Polsce. Hiszpan przyznał też, że wspomnianą wcześniej piłkę, położy w domu obok tej z meczu właśnie z Arką. A gdy trochę z przymrużeniem oka zapytaliśmy go na koniec czy w Gdyni mamy szykować się na jego pojedynek strzelecki z Szymonem Sobczakiem, który jeszcze w poprzednim sezonie grał w Wiśle, Rodado odparł znów z uśmiechem: - Nie, nie… Sobczak niech się nastawia na pojedynki z Wiktorem Biedrzyckim, Alanem Urygą, innymi naszymi obrońcami. A tak na poważnie, to miło będzie się z nim spotkać. Gdy grał u nas, mieliśmy dobre relacje. I życzę mu wszystkiego najlepszego. Oczywiście poza następnym meczem…

od 7 lat
Wideo
Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska