- We wrześniu ubiegłego roku, w trakcie zgrupowania reprezentacji Polski, nabawiła się Pani kontuzji kolana. Czy spodziewała się Pani wówczas, że przerwa w grze może potrwać tak długo?
- Nie spodziewałam się. Generalnie powiedziano mi, że to kwestia około trzech miesięcy i będę mogła wrócić do treningów. Tymczasem minęło ponad pięć i w dalszym ciągu nie jestem w stu procentach zdrowa - to znaczy nie jestem jeszcze w optymalnej formie. Wiem jednak, że każdy organizm reaguje inaczej, tak to sobie tłumaczyłam.
- Jakie to uczucie wrócić do gry w siatkówkę po niemal pół roku przerwy? W dodatku przed własnymi kibicami w Muszynie.
- Niesamowite! Czułam wtedy ogromną radość. Dla takich chwil warto być sportowcem. Przyznam szczerze, że wcześniej bardzo cieszyłam się już z faktu, że wracam w ogóle do zajęć. Powrót nie był bowiem łatwy. Zaczynałam skakać, bolało, trzeba było przerywać ćwiczenia. I tak kilkukrotnie. Bardzo się to wszystko przeciągało, dlatego teraz tak się cieszę.
- Jak wspomina Pani okres rekonwalescencji? Miała Pani wsparcie ze strony partnera (jest nim siatkarz, reprezentant Polski Bartosz Kurek - przyp.)?
- Na pewno był to ciężki czas. Niecierpliwiłam się tą sytuacją. Poczułam jednak wsparcie moich bliskich. Co do wsparcia partnera... Co ja mogę powiedzieć, by zabrzmiało to bezpiecznie (śmiech)? Bartosz był kiedyś w podobnej sytuacji jak moja, więc wiedział, „czym to się je”. Otrzymałam od niego megawsparcie, mogłam na niego liczyć, to ważne.
- Czy przez ten okres rozbratu z siatkówką pojawiały się tzw. czarne myśli?
- Były chwile zwątpienia. Co jakiś czas brakowało mi cierpliwości. Niemal cały czas myślałam o tym, żeby wrócić. Siatkówka jest tym, co kocham. To mój sposób na życie. W dodatku była to dla mnie pierwsza taka sytuacja.
- Niektórzy sportowcy ten czas przeznaczają na przykład na wyjazd w ciepłe kraje.
- U mnie ta opcja nie wchodziła w grę. Kilka razy w tygodniu rehabilitowałam się w Łodzi. Do tego dochodziły ćwiczenia w domu. Trzeba było na to poświęcić nieraz cały dzień.
- W niedzielę po raz pierwszy w tym sezonie pojawiła się Pani na parkiecie, mierzyłyście się we własnej hali z Impelem Wrocław. Przyjezdne nie pozostawiły wam złudzeń, triumfując w trzech setach.
- Ta porażka strasznie mnie zabolała. Impel to mój były klub, chciałam pokazać więcej, niż tylko kilka przyjęć, ale nie było ku temu okazji, ponieważ wchodziłam na zmiany.
- Gdy Pani pauzowała, w klubie z Muszyny zmienił się trener. Czym różni się Ryszard Litwin od Bogdana Serwińskiego?
- To dość ciężkie pytanie. Nawet moi bliscy mnie o to pytają. Widać zmianę w treningach. Trener Litwin kładzie większy nacisk na niuanse typu zagrywka. Czujemy też większą presję, by unikać błędów.
- W sobotę w Dąbrowie Górniczej zmierzycie się z tamtejszym Tauronem, który w trzech ostatnich spotkaniach w Orlen Lidze przegrywał dwukrotnie.
- Wierzymy i mamy nadzieję, że pokażemy coś więcej niż ostatnio. Ja chciałabym w końcu spędzić więcej minut na boisku, by poczuć tę atmosferę, tą całą otoczkę. Pokażę trenerowi ten wywiad (śmiech).
Follow https://twitter.com/sportmalopolska