Towarzyszy mu podniecenie, wysiłek, żywica i odciski na dłoni. Zawsze trwa krócej, albo znacznie dłużej niż się zakładało. Odsłania to, co niewidoczne, zmurszałe cegły, fragment ogrodzenia, skulone w ciemnościach liście bluszczu. Pozostawia krwawy kikut, jeśli tylko banalnie przyjmiemy, że żywica to krew drzewa.
W przeciwieństwie do obciętej nogi mało kto zadaje sobie trud, żeby kikut opatrzyć antyrobakową mazią. Mało kto dba też o estetykę kikuta, który i tak zanurzy się niebawem w nowym przyzwyczajeniu. Upadły konar z burzą liści ciągniemy po wysokiej trawie, zostawiając na niej przedziałek, a raczej przedział wypełniony liśćmi. Krojenie konara nietrudne, leży łatwy na ziemi. Żmudne jest jednak, nie wnosi nic nowego, jest czynnością porządkową, która jak każda tego typu wymaga chwili bezwzględnej pracy, zanim wpadnie się w odpowiedni bezmózgi trans: siekiera, piła, sterta, pot z czoła, chrust, drewno.
Pozbawione swej części drzewo prostuje się dumnie, staje się smukłe. Jeśli nawet kto nie był pewny, czy już drzewem jest, czy jeszcze krzakiem - to teraz nie ma wątpliwości.
Zobacz najświeższe newsy wideo z kraju i ze świata
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!