Coraz częściej mówi się o tzw. opłacie dworcowej, która od przewoźników ma trafiać do nowej spółki Dworzec Polski, odpowiedzialnej za funkcjonowanie dworców. Do Urzędu Transportu Kolejowego wpłynął już wniosek o zatwierdzenie nowego cennika tzw. opłaty dworcowej.
Jak przyznają specjaliści urzędu, wniosek jest obecnie analizowany i pierwszych postanowień w tej sprawie można spodziewać się w ciągu kilku najbliższych dni. Wiadomo już, że urząd jest przeciwny obciążaniu pasażerów nowymi opłatami i będzie robił wszystko co możliwe, aby nowa opłata nie uderzyła ich po kieszeni.
Wciąż trwają negocjacje z ministrem Cezarym Grabarczykiem, żeby resort infrastruktury wyciągnął brakujące 130 mln złotych na utrzymanie budynków z przyszłorocznego budżetu państwa. Jeśli nie uda się przeforsować tego pomysłu, każdy bilet może być droższy z powodu nowych opłat nawet o złotówkę.
Najwięcej zapłacą ci, którzy codziennie dojeżdżają koleją do pracy. Dodatkowe złotówki mają być doliczane do biletów takich przewoźników, jak Przewozy Regionalne czy Intercity. Spółka Dworzec Polski twierdzi, że dzięki dodatkowym złotówkom będzie można utrzymać w czystości korytarze, hale dworcowe, toalety, a ruchome schody wreszcie będą działać.
Prezes spółki Jacek Przyśluga jednocześnie straszy, że jeśli nie dostanie pieniędzy - "zamknie dworce". - Trzeba dopłacać do utrzymywania wszystkich dworców - mówi Paulina Jankowska z zespołu prasowego Polskich Kolei Państwowych Spółka Akcyjna. - To przewoźnicy będą decydować o tym, czy podwyższyć cenę biletów.
Wśród pasażerów zawrzało. Wielu z nich jest oburzonych planami wprowadzenia opłaty dworcowej. Ich zdaniem, to skandal, że pasażerowie będą dopłacać do remontów dworców.
Więcej czytaj w sobotnim, papierowym wydaniu "Dziennika Bałtyckiego"