Czytaj także: Dwie eksplozje w krakowskich domkach jednorodzinnych [VIDEO, ZDJĘCIA]
Pani Zofia z mężem Ryszardem, mieszkańcy ul. Jeleniogórskiej, najspokojniej w świecie jedli obiad, kiedy z ich garażu "wyjechały" rowery. Bramka nie była zamknięta. Sąsiedzi widzieli dwóch młodych chłopaków, ale myśleli, że to synowie dla żartu zimą rajdy sobie urządzają. - To już było jakiś czas temu - mówi pani Zofia. - Ale najgorsze, że o tych kradzieżach i podpaleniach w Jugowicach to się niedawno dowiedziałam. Nikt tego nie nagłaśniał. Mówię do męża: trzeba, żeby w kościele ksiądz powiedział, przestrzegł. I synom zapowiedziałam: jak idziesz do auta, sprawdź, czy nie ma jakiegoś pakunku. A jak jest, to, broń Boże, nie dotykaj.
Wybuchy w Krakowie - zobacz mapę
Maria Grochal z ul. Kustronia widzi teraz więcej solidaryzmu wśród sąsiadów. - Jak ktoś gdzieś jedzie, prosi drugiego, żeby miał pozór na dom - opowiada. - My mamy lampy, co się zapalają, gdy ktoś się poruszy. I tak człowiek po nocach nie śpi, bo się boi, że i jemu się coś złego przydarzy.
Nie wiedzą dlaczego
Do serii podpaleń doszło pod koniec 2010 i na początku 2011 r. W ciągu dwóch i pół miesiąca szaleniec zaatakował siedem razy: w Swoszowicach, Klinach Borkowskich, Jugowicach i Wróblowicach. Działał zawsze w ten sam sposób. Przychodził w nocy, podkładał łatwopalne materiały pod auta i zostawiał list. W nim jedno zdanie: "Jak nie wiesz, o co chodzi, podstaw się jeszcze raz". Do ostatniego podpalenia doszło w lutym. Potem podpalacz zniknął.
Od kwietnia mieszkańców nękają także włamywacze, którzy atakują nocą. Do takich zdarzeń doszło m.in. na ul. Jeleniogórskiej, Janowskiego, Pustynnej, Wichrowej i Fałęckiej.
Ponownie piroman (policja przypuszcza, że może to być ta sama osoba) zaatakował dwa dni temu : na ul. Siarczanej i Jeleniogórskiej. Przy drzwiach do garażu w worku na śmieci sprawca ukrył ładunek wybuchowy z gwoździami. Bomba mocno poraniła trzy osoby.
Ofiary wybuchów przebywają w Szpitalu Specjalistycznym im. L. Rydygiera, na zamkniętym Oddziale Leczenia Oparzeń i Chirurgii Plastycznej. - Są przygotowywani do zabiegu, odwiedziny nie są wskazane - mówi ordynator Kazimierz Cieślik.
Z poparzonymi można jednak porozmawiać przez telefon i szybę, czyli tzw. galerię. Krzysztof Ciapa, poszkodowany mieszkaniec Jeleniogórskiej , ma całą twarz poparzoną. Jest tak opuchnięta, że nie widać mu oczu. Ręce zabandażowane. Ledwo mówi, ale stara się opowiedzieć, co się stało. - Wstałem, poszedłem z pieskiem na pole, a potem do garażu po auto - relacjonuje. W środku zobaczył czarny worek na śmieci. Był tak położony, że nie dało się go ominąć, żeby dojść do auta. Pan Krzysztof chciał go przesunąć. Wtedy nastąpił wybuch. - Rzuciło mnie do tyłu. Nic nie widziałem. Chciałem się tylko wydostać z tego dymu - wspomina.
Gwoździe powbijały mu się w ręce i nogi. Na szczęście w dużej mierze osłoniło go grube ubranie. Najgorzej jest z oczami. - Prawie nic nie widzę. Boli mnie twarz. Ręce to jedna wielka rana - mówi pan Krzysztof.
Nie ma pojęcia, kto może być zamachowcem. - Jakbym miał wroga, to bym się może czegoś takiego spodziewał. Ale nie miałem z nikim zatargu - zapewnia. - Mieszkam na Jeleniogórskiej od 20 lat. Poza podpaleniami sprzed kilku miesięcy zawsze było tu bardzo spokojnie - dodaje.
Socjopata czy ktoś stąd?
Jednorodzinne domki na Górze Borkowskiej toną w zieleni. Przy każdym wypielęgnowany ogród. Przed posesjami stoją eleganckie samochody. Cisza, spokój. Popołudniami sąsiedzi zbierają się i dyskutują. Kto mógł to zrobić? Może spotykają go na zakupach albo mijają na ulicy. Teraz dużo więcej czasu poświęcają na rozmowy.
Pan Antoni z ul. Siarczany się dziwi: w okolicy tylu mieszka emerytów, siedzą w domu i nikt zamachowca nie zauważył? - To na pewno człowiek psychicznie chory, jakiś socjopata - stawia kategoryczny sąd. - Wybiera ofiary losowo. Ja tam w panikę nie wpadam, bo co by to dało? - zapewnia. Ale nie chce podawać nazwiska, aby i jego podpalacz nie wziął sobie na cel.
Jadwiga Putek widzi to jasno i klarownie: to musi być ktoś stąd. Doskonale zna topografię terenu. Policja nie może go złapać, bo błyskawicznie się zaszywa w swoim domu. Może to i wariat. Ale w tym szaleństwie jest metoda. - Na pewno nie wchodzi w grę zemsta, bo ten ktoś atakuje porządne, lubiane osoby - podkreśla. - Raczej chodzi o zawiść. Może podpalacz chodził z ofiarami do szkoły? Analizuje teraz swoje życie i widzi, że im się lepiej powodzi.
Mieszkańcy nie mają wątpliwości: za bombami i podpaleniami stoi ta sama osoba. Prokuratura też łączy te zdarzenia.
Zabłyśnij w naszym konkursie! **Zostań Miss Lata Małopolski 2011! Czekają atrakcyjne nagrody!**
Chcesz iść za darmo do Parku Wodnego w Krakowie? **Rozdajemy bilety**
Urządź się w Krakowie!**Zobacz, jak to zrobić!**
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail**Zapisz się do newslettera!**