- Są już częściowe wyniki badań toksykologicznych. Dopiero na tej podstawie biegli będą mogli wydać opinię o przyczynach zgonu pani Grażyny - mówi prokurator Marcin Michałowski z Prokuratury Okręgowej w Tarnowie, który zajmuje się sprawą.
Szczegóły wyników są objęte tajemnicą śledztwa. - Zleciliśmy szereg badań, ale nie udzielę szczegółowych informacji, jakie to były badania. Myślę, że termin "toksykologia" jest terminem bardzo dobrym i najlepiej oddaje to, o co wystąpiliśmy.
Teraz prokuratura czeka na opinię biegłych. Na jej podstawie możliwe są dalsze decyzje procesowe.
Grażyna Kuliszewska zaginęła w nocy z 3 na 4 stycznia. Miała wracać z krótkiego pobytu w Borzęcinie do Londynu, gdzie mieszkała z mężem i synem. Do miejsca docelowego jednak nie dotarła. Po wielotygodniowych poszukiwaniach, jej ciało znaleziono w rzece Uszwica na terenie wsi Bielcza, 6 km od domu w Borzęcinie.
Mimo, że prokuratura nie podaje swoich ustaleń, prywatny detektyw Bartosz Weremczuk zasugerował ostatnio mechanizm śmierci Kuliszewskiej. "Wstępne wyniki sekcji mogą wskazywać na uderzenie tępym narzędziem lub uderzenie głową o tępą krawędź innego przedmiotu. Tego typu obrażenia mogą świadczyć o nieszczęśliwym wypadku bądź celowym działaniu" - napisał na swoim profilu facebookowym.
Jego zdaniem, niedaleko domu, z którego miała wyjść Grażyna Kuliszewska, odbywała się "zakrapiana impreza". "Uczestnikami byli m.in jej znajomi i jeden członek rodziny... Co najmniej jeden uczestnik imprezy pozostawał w wielomiesięcznym konflikcie ze zmarłą" - dodał Weremczuk.
Ciało Grażyny Kuliszewskiej spoczywa na cmentarzu w Borzęcinie. Jej pogrzeb odbył się 9 marca.
Więcej na ten temat czytaj tutaj
Zobacz także:
Kraków. Makabryczne odkrycie za przystankiem autobusowym
WIDEO: Trzy Szybkie. Janusz Makuch mówi o specyfice Festiwalu Kultury Żydowskiej
