Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Były szef krakowskiego Archiwum X: zła z tego świata się nie wypleni. Ale trzeba robić swoje

Bartosz Dybała
Bartosz Dybała
O śladach na duszy ludzkiej, niewyjaśnionych zbrodniach sprzed lat i odejściu z policji rozmawiamy z Bogdanem Michalcem, byłym szefem krakowskiego, policyjnego Archiwum X.

FLESZ - Polacy za biedni by jeść eko

Ma pan poczucie bezsilności po blisko 30 latach pracy w policji?

Nie, czasami się tylko zastanawiałem, czy wystarczy mi energii, by udowodnić prawdę.

I przekonać do niej prokuraturę, sąd?

Tak. W niektórych sprawach od początku, już po samej analizie dokumentów, wiedziałem, kto zabił. Ale później trzeba to jeszcze udowodnić. A proces dowodowy to czasami wiele lat pracy.

Któraś z nierozwiązanych zbrodni nie daje panu spokoju?

Zabójstwo Roberta Wójtowicza, studenta psychologii. Obiecałem kiedyś jego ojcu, że znajdziemy sprawców tej zbrodni. Jednak do tego, aby sprawa znalazła finał na sali sądowej, jeszcze daleka droga. Czy w ogóle tam trafi? Trudno powiedzieć. Wydaje mi się, że na razie jest zbyt dużo złej woli ze strony osób, które mogłyby pomóc w rozwiązaniu zagadki śmierci Roberta. I chyba tutaj mogę powiedzieć, że czuję się bezsilny, bo po odejściu z policji nie mam już żadnego wpływu na to, jak potoczą się dalsze losy tej sprawy. Mam jednak nadzieję, że dobro zwycięży nad złem.

Pracując w policji, znalazł pan odpowiedź na pytanie: skąd tyle zła na świecie?

Każdy z nas jest wolny. I każdy tę wolność wykorzystuje, czasami w niewłaściwy sposób. I dlatego jest tyle problemów, konfliktów między ludźmi. Ale tak ma być. Mamy być wolni. Ale musimy pamiętać słowa św. Pawła z Tarsu: wolno mi wszystko, ale nie wszystko przynosi mi korzyść.

Każdy zabójca to zło wcielone?

Zarówno dobro, jak i zło, nie pochodzą z tego świata. One się tutaj, na ziemi, tylko materializują. Czasami poprzez konkretnych ludzi, np. zabójców. Mówiąc o złu poruszamy się w sferze, którą Kazik Staszewski opisuje: „nie zważysz tego, nie zmierzysz, jeśli nie zechcesz, to nie uwierzysz”.

O zabójcy z Michalczowej, który zabił matkę i przyrodnich braci, powiedział pan kiedyś: „nie dostrzegłem w nim pokładów zła”.

To prawda. Czasami to zło jest widoczne na twarzy, zwłaszcza w oczach, aż się w nich czai. Człowiek pod jego wpływem zmienia się, jakby przepoczwarzał się w coś innego. To się dzieje, gdy człowiek tego zła chce, gdy staje się ono sposobem na życie. To nie jest tak, że zło cię opanuje bez twojej wewnętrznej zgody. Kiedyś mówiono o podpisywaniu cyrografu. Nie podpisujemy go: po prostu w swoim sercu wyrażamy zgodę na zło. W zabójcy z Michalczowej nie było go widać. Ale w sercu tego chłopaka było mało miłości: ze strony matki. Nie tylko go nie kochała, ale też biła. To wszystko okazało się punktem zapalnym zbrodni.

Ludzie zabijają, bo są niekochani?

Mszczą się w ten sposób. A właściwą postawą powinno być wybaczenie i brak reagowania agresją na ten brak miłości. Mszcząc się, stajemy się wręcz jej wymuszaczami. Z ofiary stajemy się katem.

Jako policjant długo walczył pan ze złem. Z jakim efektem?

Bardzo późno zrozumiałem, że zła się nie wypleni. Od zawsze fascynowała mnie postać Mojżesza, który nauczał, aby właśnie wyplenić zło z tego świata. Ale to niemożliwe, co zresztą potwierdzają słowa jednej z ewangelii, Jezus powiedział: „Niepodobna, żeby nie przyszły zgorszenia; lecz biada temu, przez którego przychodzą”.

Tym złem jest też nadmiar przepisów, kodeksów, ustaw?

Polska dusi się od nadmiaru przepisów, których i tak wielu nie czyta. Za dużo tego wszystkiego. Mojżesz przyniósł prawo na dwóch tablicach. Moim zdaniem prawo entropii dotyczy również prawodawstwa. W olbrzymim skrócie i uproszczeniu, to prawo mówi nam, że im bardziej staramy się opanować i uporządkować chaos, tym bardziej siły chaosu mają się dobrze. Ustawy i inne akty prawne miały uporządkować różne sfery życia, a ja ostatnio usłyszałem stwierdzenie, że w naszym kraju przedsiębiorcy bardziej się boją państwa i urzędników, niż napadu rabunkowego.

Podobno unikał pan czytania kodeksu karnego.

To nie tak. Szkołę oficerską skończyłem z wynikiem dobrym. Uczyłem się ustaw, orzecznictwa - dobrze mi szło. Ale gdy zostałem podkomisarzem, zrozumiałem, że przed szkołą policyjną w Szczytnie byłem dużo lepszym policjantem: skuteczniejszym i mądrzejszym. Zrozumiałem, co miał na myśli św. Paweł z Tarsu, który powiedział: litera zabija, duch zaś ożywia. Tym życiem rządzi paradoks - ustawy nam nie pomogą. Nie mówię, że nie są ważne, ale gdy wysuwają się na pierwszy plan, można wśród nich zginąć.

Policjanci zamknięci są w okowach przepisów?

To jest pewnego rodzaju niewolnictwo. Tych przepisów powinno być mniej. Proszę spojrzeć: mało kto bierze pod uwagę to, że człowiek, który popełnił przestępstwo, przyznał się do tego, a później żałował złego czynu. Przyznał się? No to dawaj, dopieprzmy mu, skażmy go na najwyższy wymiar kary. To jest sprawiedliwość? Zawsze uważałem, że przyznanie się np. do zabójstwa jest wielką odwagą i pierwszą przesłanką do tego, że przestępca może się zmienić.

Powinien uzyskać w związku z tym niższą karę?

Moim zdaniem tak. Bo są też przecież ludzie bezczelni, spryciarze, którzy często korzystają z zasady: wątpliwości rozstrzygać na korzyść oskarżonego. Miałem kiedyś rozmowę z mężczyzną, który włamał się do samochodu, ale zdaniem sądu zabrakło dowodów, aby stwierdzić, że na pewno to zrobił. Rozmawiam z nim i pytam: Marek, przecież to ty się włamałeś do tego auta, prawda? Odpowiedział: no ja. I kto jest głupi? Sąd, bo się nabrał. Wielu przestępców uważa się za mądrzejszych od sądów, które są zniewolone przepisami.

Prokuratorzy, sędziowie: chyba nie miał pan wśród nich zbyt wielu przyjaciół?

Większość uważała, że jestem nienormalny. Ale z drugiej strony umiałem trafiać do ludzi. Doceniali to, że gdy odkryłem prawdę, potrafiłem stać przy niej, bronić jej: w sobie i przed innymi. Był taki francuski malarz: Henri Rousseau. Z jego obrazów wszyscy się wyśmiewali. Był obiektem kpin. Dziś nikt nie pamięta tych osób, które drwiły z Rousseau, bo przepadli. A on jest uważany za prekursora sztuki nowoczesnej. Umiał obronić swoją prawdę, którą przedstawiał na obrazach, przed wieloma znawcami sztuki. Nikt nie kupował od niego obrazów, a dziś są na piedestale.

Z pana początkowo też się śmiali?

Myślę, że do tej pory się śmieją.

Zawsze stał pan przy prawdzie?

Nie od samego początku, i to był mój błąd. Starałem się w sposób mało agresywny przekonywać do tej prawdy, walczyć o prawa osoby pokrzywdzonej. A tak się nie da. Jest mi głupio, że na początku nie potrafiłem stawiać wszystkiego na jedną kartę, gdy byłem czegoś pewny.

W sprawie głośnego zabójstwa krakowskiej studentki od początku stał pan przy prawdzie?

Wiedziałem, kto to zrobił: już w 2000 roku. Ale cały czas miałem rzucane kłody pod nogi, m.in. przez swoich starszych kolegów po fachu. Odbijałem się również od stopni naukowych, tytułów profesorskich. A ja przecież kim wtedy byłem? Młodym człowiekiem, a dla wielu po prostu nikim. Mówiłem, co widzę, ale nikt nie chciał słuchać.

O śladach na duszy ludzkiej też już wtedy pan mówił?

Jeszcze wtedy nie głosiłem tej teorii, ale powoli zmieniałem nastawienie do procesu wykrywczego i materiału dowodowego. Dostrzegałem znaczenia pewnych słów, gestów, zachowań, ale nie nazywałem ich jeszcze śladami na duszy ludzkiej. Z biegiem czasu zorientowałem się, że te gesty, zachowania, mają kolosalne znaczenie dowodowe. I tak w końcu narodziła się teoria o kryminalistycznych śladach na duszy ludzkiej.

Jak konkretnie się narodziła?

Dochodziłem do niej latami. Matką chrzestną tej teorii jest doktor Joanna Stojer-Polańska - wykładowczyni kryminalistyki, dobry duch tej dziedziny naukowej, i jedna z nielicznych osób, która rozumie moje przesłanie w kryminalistyce. Asia zaprosiła mnie do uczestnictwa w organizowanej przez siebie konferencji naukowej na Uniwersytecie SWPS w Katowicach. Siedząc na auli i słuchając kolejnych prelegentów, przyszła mi nagle do głowy pewna myśl. Stwierdziłem, że takie instrumenty jak wiolonczela, skrzypce, mają duszę. I uświadomiłem sobie, że o człowieku już w tym kontekście bardzo rzadko się dziś mówi. Jest psychika, ciało, jakieś procesy psychologiczne. A gdzie miejsce dla duszy? A przecież jest ona tak ważna w człowieku, tak samo jak ślady, które można na niej dostrzec. Takimi śladami na duszy ludzkiej są: brak miłości, a z drugiej strony nadmiar czegoś. Gdy sobie to uświadomiłem, moja teoria się krystalizowała, a rok później, na kolejnej konferencji, dzięki pomocy Asi, miała swoją premierę.

Ale śledczy z reguły szukają na miejscu np. odcisków palców, a nie śladów na duszy ludzkiej.

Komuś się wydaje, że ślady na duszy są mniej pewne niż ślady materialne, bo tych pierwszych nie da się zważyć, zmierzyć, powąchać. Ale nie można brać śladów materialnych za pewnik. Jeden z prokuratorów posługiwał się określeniem: twardy dowód. Nie ma czegoś takiego. Proszę spojrzeć na sprawę Tomasza Komendy. Jak na tamte czasy cały proces sądowy opierał się na bardzo nowoczesnych metodach: m.in. opinii dentystycznej - jednym z głównych dowodów, który doprowadził do skazania niewinnego człowieka, był odcisk szczęki na ciele ofiary. I do czego doprowadził ten materialny dowód? Do dramatu człowieka.

Czyli w kryminalistyce też trzeba patrzeć na człowieka jako na całość: dusza i ciało?

Tak. Proszę popatrzeć na sprawę śmierci Jarosława Ziętary. Przed zaginięciem użalał się, że boli go żołądek. To był bardzo ważny ślad. Odczuwał ból, bo się bał, był zastraszany, szantażowany. Denerwował się, a przecież właśnie wtedy często odczuwamy ból żołądka. To niby objaw somatyczny, ale ja go postrzegam również jako jeden ze śladów na duszy ludzkiej.

To trochę taka daktyloskopia duszy.

Tak, ale to nie znaczy, że materia nie jest dla mnie ważna. Przecież też mam ciało, składam się nie tylko z duszy, ale i materii. Nie odrzucam tej drugiej. Ale to opakowanie. Natrafiłem kiedyś na opowieść z Dalekiego Wschodu. Opowiadała o pewnym mędrcu, który napisał książkę. Wszyscy myśleli, że umieścił w niej sedno tego świata. Całą prawdę o naszym życiu. Nikogo jednak do niej nie dopuszczał. Dopiero gdy zmarł, ludzie mogli zobaczyć, co rzeczywiście się tam znalazło. A tam było jedno zdanie: „potraf rozróżnić opakowanie od zawartości”.

Te oraz inne teorie zostawił pan swoim następcom. Pan już pożegnał się z Archiwum X. Zespół został bez głowy?

Nie, na pewno nie. Starałem się tym ludziom pokazywać, jak należy spojrzeć na materiał dowodowy, by dojść do prawdy. A przede wszystkim powtarzałem im jedno: nie jestem geniuszem, nie mam wybitnych umiejętności. Wierzyłem po prostu, że się uda. Choć nie zawsze było łatwo.

Dalej będzie pan pomagał?

Tak. Powstał już specjalny kanał na Youtubie: Polskie Archiwum X, łączący dwa światy ludzi poszukujących prawdy: policjantów i dziennikarzy. Pokażemy - wspólnie z Mariuszem Nowakiem, współtwórcą krakowskiego Archiwum X, oraz Dawidem Serafinem i Joanną Urbaniec, zbrodnie, które udało się wyjaśnić. Przedstawimy teorię o śladach na duszy ludzkiej w praktyce. Chcemy też przedstawiać sylwetki najwybitniejszych przedstawicieli polskiej kryminalistyki - biegłych wielu dziedzin tej nauki, bez których wiedzy i doświadczenia nie udało by nam się rozwiązać tylu tajemnic sprzed lat. Docelowo chcemy jednak dalej pomagać ludziom w rozwiązywaniu kryminalnych zagadek, które do dzisiaj nie doczekały się finału w prokuraturze, sądzie.

Ktoś już zgłosił się do was z prośbą o pomoc?

Pierwsza sprawa, jaką się zajęliśmy, to zaginięcie Andżeliki Rutkowskiej. Pani Iza, matka chrzestna dziewczynki (Andżelika była dzieckiem, gdy ślad po niej zaginął), od ponad 23 lat szuka prawdy o zaginięciu swojej siostrzenicy. W styczniu 1997 r. dziesięcioletnia Andżelika wyszła na podwórko pobawić się z dziećmi. Do domu nie wróciła. Trzy miesiące później umorzono śledztwo w sprawie jej uprowadzenia. Do dziś nie wiadomo, co się stało. Moja analiza trafiła już do prokuratury. Czekamy na ruch śledczych.

Powtarzał pan: każda sprawa ma swój czas. Przyszedł czas, że pani Iza pozna prawdę?

Tak uważam. Potrzeba cierpliwości, ale myślę, nadszedł czas rozwikłania tej zagadki...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska