Myślenie, że przeciwnik jest gamoniem, jest błędem kardynalnym. Tymczasem wpierw serwowano nam kawałki o tym, że Putin zwariował, a teraz opowieści, że głód będzie przypadkowym skutkiem wojny. Rosja zablokowała porty, łupi magazyny ukraińskiego zboża, bombarduje zasiane pola i niszczy wielkie gospodarstwa z silosami i maszynami rolniczymi. To nie jest żadna wiedza tajemna - wszystko jest udokumentowane i każdy może zobaczyć filmy z polami wschodzącej pszenicy poszatkowanymi lejami po ostrzałach. Nie ma wątpliwości, że Rosja zaplanowała użycie żywności jako broni. Zresztą pisałam, że tak będzie już 2 miesiące temu. Kremlowscy decydenci są złodziejami i zbrodniarzami ale nie głupcami.
Rosyjskie i ukraińskie zboże zapewniało około 30 % światowego rynku. W Nigerii, Sudanie, Maroku, Tunezji, czy Algierii ceny chleba są uzależnione od tych dostaw. Egipt importował z tego kierunku 85% potrzebnej pszenicy. W wielkich ilościach sprowadzały pszenicę Turcja, Bangladesz, Pakistan i wiele innych państw. Tuż przed wojną minister rolnictwa Roman Leszczenko zapowiadał, że Ukraina w roku 2030 będzie mogła wyżywić miliard ludzi. To już nieaktualne.
Żywność jest potężną bronią i potężnym instrumentem nacisku. Kiedy w 2010 r. Rosja wstrzymała eksport światowe ceny wzrosły o 50 %. A potem przyszła Arabska Wiosna, której zapalnikiem był wzrost cen chleba. Tymczasem eksperci PIE przewidują, że ceny pszenicy w 2022 roku będą najwyższe od 20 lat. W dodatku, jakby wojny było mało, Indie właśnie zablokowały eksport (10 milionów ton), ponieważ panująca tam susza sprawia, że może im nie starczyć zboża na własne potrzeby.
Europie głód nie grozi – co najwyżej żywność będzie drożeć. Natomiast rewolty głodowe w Afryce bardzo by Kreml urządzały. Paryż, Rzym i Madryt ale też Berlin i Bruksela, odwróciłyby oczy od Ukrainy i musiały zająć sąsiadami zza Morza Śródziemnego oraz wielomilionową rzeką uchodźców.
Europa Zachodnia zrobi wszystko, żeby tego uniknąć. Putin to wie. Nie mógł nie skorzystać z okazji.
Przyczyn niezwykłej koncyliacyjności prezydenta Macrona i kanclerza Scholtza wobec Kremla upatruje się w fascynacji Rosją oraz w zagrożonych interesach. Jasne że każdy miliard euro się liczy, ale nie przesadzajmy: poza tanią ropą i gazem, większe interesy Paryż i Berlin robią w innych krajach. Mocarstwa – te realne i te pretendujące – grają na wielu fortepianach. Macron, a w pewnej mierze też Scholtz, mają realne powody by obawiać się skutków destabilizacji w Afryce, na Bliskim Wschodzie i w Azji. Nie tylko potworność głodu, ale jego skutki - wizja milionów biedaków szturmujących granice Unii oraz politycznego zamętu - musi spędzać sen z oczu obserwatorom.
I świetnie to rozumiem. Natomiast nie rozumiem, jak można handlować nieswoim terytorium. Jak można zakładać możliwość rozbioru Ukrainy? Jeśli zachodnich decydentów paraliżuje lęk przed potęgą rosyjskiego niedźwiedzia, to niespodziewanie skuteczny, zuchwały opór Ukraińców powinien ich strach temperować. Nie wiemy kiedy Ukraińcy tę wojnę wygrają, ale już dowiedli, że Rosję można pokonać. Tylko wtedy Europa może mieć pokój i spokój na dłużej.
