Padł koń wiozący turystów do Morskiego Oka [ZDJĘCIE]
Pęknięcie aorty i zawał serca - to bezpośrednia przyczyna śmierci 7-letniego Jukona, konia, który w niedzielę zdechł na szlaku do Morskiego Oka. Sekcję zwłok zwierzęcia przeprowadził wczoraj biegły sądowy lekarz weterynarii z Nowego Sącza.
- Według specjalistów, przyczyną mogły być uwarunkowania genetyczne, poinfekcyjnie lub pourazowo osłabiona ściana aorty, czy też rozwarstwiający się tętniak aorty. Prawdopodobieństwo, że przyczyną zgonu był wysiłek jest niewielkie - przedstawia wyniki Szymon Ziobrowski, dyrektor Tatrzańskiego Parku Narodowego.
Aktywiści: dlaczego zdrowe zwierzę zdycha?
O tym, że śmierci konia nie jest winne jego przemęczenie, ma też świadczyć fakt, iż jeździł do Morskiego Oka dopiero od kwietnia. Ziobrowski zaznacza, że Jukon był badany przez weterynarzy kilka tygodni temu. - Wyniki wysiłkowe miał ponadprzeciętne - podkreśla kolejny raz dyrektor TPN.
Takie wyniki sekcji zwłok nie satysfakcjonują organizacji prozwierzęcych. Beata Czerska z Tatrzańskiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami mówi wprost: skoro był zdrowy, to dlaczego tak nagle padł?
Czerska złożyła na policji zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez fiakra. Według niej, góral miał znęcać się nad koniem, zmuszając go pracy w przeciążeniu i w dużym stresie.
Internauci: niech turyści zrobią bojkot fasiągów
Gdy Tatrzański Park Narodowy w niedzielę opublikował na swoim facebooku informację o tym, że Jukon padł, internauci nie kryli swojego oburzenia w komentarzach. Za nieprawidłowe traktowanie koni winili oni jednak nie tylko flakrów i ich nadzorowanie przez park, ale przede wszystkim "leniwych turystów".
- Dlaczego góry w takim razie? Można jechać nad morze, położyć się na plaży jak foka, nigdzie nie trzeba chodzić i się męczyć i przy okazji krzywdzić! - wytykała internautka o pseudonimie Pati White.
W trakcie gorącej dyskusji pod niedzielnym wpisem TPN-u pojawiły apele, żeby turyści zbojkotowali jazdę fasiągami do Morskiego Oka.
Turyści: musimy jechać, bo nie damy rady iść
Problem w tym, że turyści do bojkotu się nie palą. Wczoraj w kolejce do fasiągów trzeba było czekać około godziny. Jedni przyjezdni wiedzieli o niedzielnym wypadku, inni nie. Właściwie to bez znaczenia, bo przypadek Jukona i tak nie miałby wpływu na ich decyzję o transporcie konnym zaprzęgiem do Morskiego Oka. Każdy ma bowiem jakiś powód, dla którego nie może iść pieszo...
Zdrowie: - Nie damy rady iść, decyduje o tym wiek. Wybieramy taki transport, jaki nam służy - mówi pan Jacek z Sandomierza. Dlaczego inna wycieczka nie wchodzi w grę? - Chcemy być właśnie nad Morskim Okiem. Konie to nie nasza sprawa. Dlaczego nie ma tu służby, która kontrolowałaby sytuację? To jest wina woźnicy, bo chce jak najwięcej zarobić i dlatego tak jeździ do upadłego.
Zmęczenie wcześniejszymi wyprawami: - Mamy bardzo duży program chodzenia po górach. W jeden dzień duża trasa, w drugi odpoczynek. Wczoraj był Giewont, jutro Rysy. To dzisiaj mamy luz. W sumie mogliśmy zostać na Krupówkach, ale stwierdziliśmy, że zrobimy sobie taki relaks, żeby nogi zaoszczędzić. Inaczej byśmy się zaorali. Żeby zaliczyć jedno i drugie, to trzeba robić to z głową - rozprawia pan Tomek z Konina. - Góry się zdobywa głową, a nie nogami. Oczywiście, że pomyślałem o tych koniach. Ale to jest praca służb weterynaryjnych i kontrolnych. Ktoś powinien nad tym panować. Co mnie tam wciągnie, jest mi zupełnie obojętne: bus spalinowy, kolejka elektryczna czy koń. Mnie, jako turyście, chodzi o nogi.
Dzieci: - To są te dwa powody, dlaczego wybraliśmy przejazd wozem - powiedział pan Mirosław z Lubelszczyzny wskazując na dwoje dzieci. - A głównie to ten - 3,5-letni. Chcieliśmy dzieciom pokazać to Morskie Oko, my już byliśmy.
- Wtedy chodziliśmy piechotą! - dodaje żona.
- Wychowywałem się w gospodarstwie, gdzie był koń. Jak jest zadbany, to się aż tak nie przemęcza - kontynuuje pan Mirosław.
Są też tacy, którym po prostu się nie chce iść. Nie potrafią wyjaśnić, dlaczego.
- Czekamy na wóz, bo córka nie chce iść. Gabrysia leniuszek! - mówi pani Anna z Płocka.
- Ja tam idę pieszo - włącza się jej siostrzeniec Kamil i zwraca się do kuzynki: A może przez ciebie padnie kolejny koń?
- Trudno! - odpowiada Gabrysia. - Nie denerwuj mnie, czwarty raz nie pójdę pieszo.
Konie to nie problem turystów, tylko wozaków
Turyści pytani o niedzielny wypadek 7-letniego konia nie wydają się wstrząśnięci śmiercią zwierzęcia. Wysnuwają za to przeróżne wnioski.
- To nie jest tania atrakcja. Skoro wozacy tyle pieniędzy zarabiają, to mogliby jakoś chyba o te konie zadbać. Turyści też mają wpływ na stan koni, bo gdyby nie chcieli jechać, to nie byłoby problemu - mówi pani Anna z Łódzkiego. Po 15 minutach wsiada do powozu.
- Koń się wykończył? No, to niedobrze… Muszą zamienić konia i wziąć nowego - sugeruje pan Adam z Bytomia. Włącza się jego żona: - Chyba wozacy nie zrobili nic takiego, żeby tego konia zamęczyć...
- Ludzie też się męczą, idąc na Morskie Oko. Był kiedyś przypadek, że zmarł jeden mężczyzna na zawał serca. No i tak samo z koniem jest - zauważa pan Zbigniew z Poznańskiego.
- Konie w wyścigach biorą udział i też im się nic nie dzieje - powiedział nam pan, który nie chciał zdradzić ani imienia, ani tego, skąd przyjechał.
- Skąd ja mam wiedzieć czy to jest świeży koń, czy chodzi już osiem godzin?! Jeżeli jest popyt, to trzeba więcej koni i dorożek - uważa głowa rodziny z Darłowa.
Czy można oszczędzić koni? Meleksy albo elektryczna kolejka - ten pomysł popiera zdecydowana większość turystów. Ich zdaniem byłoby to rozwiązanie zadowalające wszystkie strony.
Zmiany nie są wykluczone. W najbliższy czwartek w dyrekcji TPN odbędzie się spotkanie w sprawie przyszłości transportu do Morskiego Oka. Mają tam pojawić się lekarze weterynarii, organizacje prozwierzęce oraz przedstawiciele TPN. a
Współpraca: Łukasz Bobek.
CO TY WIESZ O WIŚLE? CO TY WIESZ O CRACOVII? WEŹ UDZIAŁ W QUIZIE!"
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!