Ostatnie tygodnie były dla kibiców Chelsea próbą nerwów. Roman Abramowicz ogłosił, że klub jest na sprzedaż, następnie brytyjski rząd nałożył na niego sankcje godzące również w klub, m.in zamrożenie aktywów rosyjskiego oligarchy i zakaz sprzedaży biletów na domowe mecze The Blues (później pozwolono mu jednak przelać ok. 30 mln funtów, by drużyna mogła funkcjonować do końca sezonu, a kwestię biletów ograniczono do spotkań Premier League). Do tego kryzys przechodzili piłkarze. Po trudnej do wytłumaczenia porażce 1:4 z Brentford - choć do 50. minuty The Blues prowadzili! - przyszła klęska 1:3 z Realem Madryt w ćwierćfinale Ligi Mistrzów. Oba mecze rozegrano na Stamford Bridge.
Wielu zastanawiało się, jak drużyna Thomasa Tuchela zareaguje na trudny okres. W sobotę Chelsea grała na wyjeździe z Southamptonem, któremu nie grozi już w tym sezonie ani spadek, ani awans do europejskich pucharów. Nawet biorąc na to poprawkę trudno było jednak przewidzieć, że The Blues sprawią rywalom aż taki łomot.
Już do przerwy było 0:4, a to i tak niski wymiar kary, bo sam Timo Werner trzykrotnie obił słupek i poprzeczkę. Niestety, przy dwóch bramkach palce maczał Jan Bednarek, który rozegrał 90 minut w drużynie Świętych. Najpierw przegrał pojedynek biegowy z Wernerem, choć na starcie miał nad Niemcem dobre kilka metrów przewagi. W kolejnej sytuacji umożliwił oddanie 26-latkowi strzału, który odbił się od słupka i trafił pod nogi Kaia Havertza, a ten bez problemu skierował piłkę do siatki. W drugiej połowie, w której Southampton stracił dwie kolejne bramki, polski stoper został jeszcze upomniany przez sędziego żółtą kartką.
To zresztą kolejny mecz, o którym Bednarek będzie chciał jak najszybciej zapomnieć. W dwóch poprzednich sezonach 25-latek uczestniczył w innych kompromitacjach drużyny z hrabstwa Hampshire. W rozgrywkach 2020/21 przegrali 0:9 z Manchesterem United, a rok wcześniej takim samym stosunkiem bramek rozgromili ich piłkarze Leicester.
Zupełnie inne nastroje panują w szatni Chelsea. Tuchel przyznał, że po porażce z Realem nie mógł zasnąć i analizował spotkanie, zajadając hurtowe ilości czekolady dla ukojenia nerwów. Postawa jego piłkarzy daje przed rewanżem powody do optymizmu, choć o dwubramkowe zwycięstwo na Santiago Bernabeu będzie niezwykle trudno.
- Ten mecz pokazał, że nie jesteśmy w stanie prześlizgiwać się z korzystnymi wynikami dając z siebie 90 czy 80 procent energii i zaangażowania. Kiedy nasze priorytety są właściwie ustawione, jesteśmy jednak wyjątkową grupą. To podstawa piłkarskiej jakości Chelsea - przyznał niemiecki trener.
Tuchel przed wtorkowym rewanżem w Madrycie ma o czym myśleć. Z Southamptonem nie zagrali m.in. Cesar Azpilicueta i Romelu Lukaku. Hiszpan miał pozytywny wynik testu na koronawirusa, z kolei absencję Belga trener tłumaczył problemami ze ścięgnem Achillesa. Nie jest jednak tajemnicą, że napastnik, który latem trafił do Londynu z Interu Mediolan za 113 mln euro, ma słabą pozycję u trenera. Przez cały sezon strzelił tylko 12 goli w 36 meczach. Stracił miejsce w składzie na rzecz Havertza i niewykluczone, że latem spróbuje wrócić do Włoch.
Większym problemem dla sztabu szkoleniowego Chelsea może być... Ramadan. To właśnie miesiącem muzułmańskiego postu, który w tym roku trwa od 1 kwietnia do 1 maja, Tuchel tłumaczył słabszą formę N’Golo przeciwko Realowi. Niemiec już w przerwie zdjął z boiska pomocnika, który w zeszłym roku był wybrany MVP finału (1:0 z Manchesterem City) i obu półfinałów (1:1 i 2:0 z Realem) Ligi Mistrzów.
- N’Golo to wyjątkowy piłkarz. W tym sezonie nie pokazuje stabilnej formy przez kontuzje i choroby. Teraz pości z powodu religii, może to kolejny powód. Nie robi tego pierwszy raz, ale gdy nie jesz cały dzień, po jakimś czasie musi to się na tobie odbić - skomentował.
ZOBACZ TEŻ:
