Wiosną słońce topi śnieg, kałuże wody utrudniają przejście suchą nogą. Zimny, porywisty wiatr stawia opór, sugerując, że lepiej będzie zaszyć się w ciepłej izdebce. Wychodząc z domu nie wiemy, czy trafimy na aurę zanikającej zimy, czy spotkamy zwiastuny lata, co nasi przodkowie ujęli w znane przysłowie: Kwiecień, plecień, wciąż przeplata, trochę zimy, trochę lata. Ale wiosna to nie tyle nasze kłopoty z dostosowaniem się do klimatu, a przede wszystkim wspaniały czas odradzania się zaspanego zimą życia. To owocny czas narodzin przyrody.
O ile wiosna obfituje w życiodajną wodę z udziałem delikatnych promieni słońca, o tyle władanie latem przejmuje słońce, pozwalające na to, by to, co wyrosło na wiosnę, dojrzało na tyle szybko, by zdążyć przed nadejściem jesieni. Bywa, niestety, że z przyczyn od nas niezależnych, naturalny rytm przyrody zostaje zmącony. Albo wiosna otworzy zbyt śmiało zbiorniki wody i powodzie zniszczą plony ziemi, albo słońce nadmierną i zabójczą siłą promieni spali je na nieużyteczny popiół. Nawet kiedy znamy przyczyny tych klęsk żywiołowych, nie zawsze możemy zabezpieczyć się przed ich niszczycielskim działaniem.
Na ogół lato ma najwięcej zwolenników. Ciepło, słońce, urlopy, wypoczynek, wycieczki w góry, łany pełne zboża, radość z obfitych plonów - wszystko to składa się na dobrą opinię dla lata, nawet wtedy, kiedy przeplatane jest burzami.
Wydaje się, że jesień nie cieszy się uznaniem. Przerywa sielankę lata: słońce słabnie, oddaje pole wiatrom i deszczom. Mokro, wietrznie, zimno. Ten nastrój jesieni lirycznie ujął Leopold Staff: O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny/ I pluszcze jednaki, miarowy, niezmienny,/ Dżdżu krople padają i tłuką w me okno…/ Jęk szklany… płacz szklany, a szyby w mgle mokną/ I światła szarego blask sączy się senny/ O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny.
Nie powinniśmy jednak ulegać temu nastrojowi, choć jest wzięty z życia. Jesień ma do zaofiarowania mnóstwo wspaniałych darów. Warto wyjść poza miasto, bo w nim nastrój przygnębienia najbardziej nabrzmiewa. Ale i w mieście jesień umie się ustroić. Deszcz, chłodno, a Planty krakowskie, zasnute dywanem wielobarwnych liści, okraszonych opadłymi kasztanami, zawsze robią wrażenie. A cóż powiedzieć o górach, lasach i polach?
Choć żegnają się z obfitością zieleni, to przecież malują się w tak cudne kolory, że żadna szminka, nawet najbardziej markowa, nie potrafi zadbać o piękno tak, jak to robi przyroda. Niby obumierająca, a przecież urzekająca, chyba dlatego, że ma świadomość zmartwychwstania. Co więcej, jesień wymarzona, złota, może nas zaskoczyć i konkurować z najlepszym latem, mając wszelkie szanse na zwycięstwo.
Zima to osobny temat. Nie ma śniegu, narzekamy: Jakże to, Boże Narodzenie bez gwiazd i bez skrzypiącego pod butami śniegu w drodze na Pasterkę? W domu ciepło, a za oknem morze białego puchu. Raj dla dzieci i dla narciarzy, ale na ulicach ślizgawica albo brudne sterty śniegu. A przyroda zapada w zimowy sen, odpoczywa. Mróz przejmuje grzejącą funkcję słońca, wciskając zimno do każdej szpary i zamieniając wodę w lód, który ma także właściwości lecznicze dla przyrody i dla człowieka. Jak w lecie ściągamy z siebie prawie wszystko, tak w zimie otulamy się czym można. Z mieszkańców równikowej Afryki stajemy się Eskimosami.
Ale nie możemy zrezygnować z zimy, ma zbyt wiele zalet. Łatwiej lepić bałwany ze śniegu, niż formować je z piasku. No i nie ma nic bardziej kojącego jak krajobraz, zwłaszcza górzysty, przykryty płaszczem białego puchu, którego jeszcze nikt nie dotknął.
Cieszmy się, że mamy tak zróżnicowany klimat, że świat ukazuje nam swój urok w tylu odsłonach. Każdą z nich można polubić, każda z nich jest nam potrzebna.