Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Daria umierała w karetce, a lekarz gdzieś... zniknął

Artur Drożdżak
Artur Drożdżak
Oskarżony Maciej W. przed krakowskim sądem razem z dr Teresą B. ( tu nieobecną) odpowiada na narażenie dziecka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia.  W prokuratorskim śledztwie nie przyznawał  się do winy i mówił, że „został paskudnie wrobiony”
Oskarżony Maciej W. przed krakowskim sądem razem z dr Teresą B. ( tu nieobecną) odpowiada na narażenie dziecka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia. W prokuratorskim śledztwie nie przyznawał się do winy i mówił, że „został paskudnie wrobiony” Artur Drożdżak
Teresa B. i Maciej W. dwoje lekarzy z zakopiańskiego szpitala odpowiada przed krakowskim sądem za narażenie 9-miesięcznej Darii na niebezpieczeństwo utraty życia. Dziewczynka, u której rozwijała się sepsa, nie przeżyła, choć karetką przetransportowano ją z Zakopanego do lecznicy w Krakowie. Gazeta Krakowska pierwsza pisała o sprawie w 2014 r. Na procesie medyków miał zapaść wyrok 13 października br., ale sąd wznowił przewód i dopuścił jeszcze przesłuchanie jednego świadka, rozprawę odroczono do grudnia .

FLESZ - Dopłaty do cen energii

od 16 lat

Tamtego 4 stycznia 2014 r. Anna i Adam Bugajowie z Żywca z 9-miesięczną córką Darią odpoczywali w Białce Tatrzańskiej na Podhalu. Wieczorem niespodziewanie dziecko dostało wysokiej gorączki i trafiło do szpitala powiatowego w Zakopanem.
Dr Teresa B. przyjęła dziecko na Oddział Dziecięcy na obserwację, choć mała mała tylko wysoką gorączkę ponad 39 stopni. Zrobiła wnikliwy wywiad, dowiedziała, ze że w grudniu po Wigilii rodzice byli z małą w szpitalu w Żywcu, bo Daria miała jakiegoś wirusa. Gdy się polepszyło wybrali się na Podhale, by odpocząć.

Niespodziewanie wylądowali z córką w zakopiańskim szpitalu. A z nią było coraz gorzej tamtej nocy. Doszły wymioty, około 2.00 w nocy matka ujrzała plamy na brzuchu dziecka. Lekarka podejrzewała ogólne zakażenie, czyli groźną sepsę.
Coraz gorszy stan
Darii pobrano krew, podłączono antybiotyk w kroplówce. Pojawiły się dodatkowo katar i opuchlizna na twarzy. I coraz więcej wybroczyn.

Zapadła decyzja o transporcie dziewczynki do krakowskiego szpitala. Rodzice prosili o transport lotniczy, ale w nocy śmigłowiec nie lata.

- O godz. 4.40 dostałem od żony telefon, że stan córki gwałtownie się pogarsza. Lekarze stwierdzili szybko postępującą sepsę i zdecydowali o transporcie do Krakowa

- mówił nam przed laty Adam Bugaj, ojciec Darii.
Wsiadł w samochód i z Białki Tatrzańskiej ruszył do Zakopanego (ok. 25 km).
Wchodząc do szpitala, zwrócił uwagę na mężczyznę parkującego samochód pod szpitalem. Na oddziale zobaczył jęczące z bólu swoje dziecko, przerażoną żonę i pełniącą dyżur lekarkę, która kilkakrotnie dzwoniła ze stanowczymi ponagleniami o przygotowanie karetki.

- Wręcz krzyczała do słuchawki - mówił ojciec. Dodał, że 15 minut później faktycznie zjawił się lekarz, który miał jechać z Darią do Krakowa.
- To był ten sam człowiek, z którym minąłem się na parkingu. 15 minut zajęło mu dojście na oddział - denerwował się Adam Bugaj.
Karetka była na miejscu, ale ciągle oczekiwano na nigdzie się nie spieszącego lekarza Macieja W., kierownika zespołu transportowego szpitala. Gdy się pojawił doszło do kłótni z dr Teresą B. Brakowało noszy więc ojciec chorej na rękach przeniósł ją do karetki.

Lekarz sobie zniknął

**
Potem jeszcze szukano w karetce sprzętu dla niemowlaków i lekarz niespiesznie się po niego udał. Biegli wyliczyli później, że od momentu podjęcia decyzji o transporcie do wyjazdu karetki minęły 42 minuty, a gdy pacjent ma sepsę liczy się każda chwila. Jazda trwała godzinę, ostatnie 4 minuty to była już dramatyczne walka o życie Darii, bo gdy ekipa dotarła do Uniwersyteckiego Spitala Dziecięcego w Krakowie Prokocimiu stan dziecka był krytyczny.
Gdy ratowniczka zaczęła reanimować dziecko pomagał jej w tym tylko kierowca karetki, bo dr Maciej W. wziął dokumenty i gdzieś sobie poszedł. Na krzyk matki dziewczynki przybyli ratownicy z Prokocimia, ale na pomoc było już za późno. Podczas reanimacji udało się przywrócić dziecku czynności życiowe, po czym przewieziono je na oddział intensywnej terapii, a tam po godzinie dziecko zmarło.

W

kracza prokurator

**
Sprawą zajęła się prokuratura. Jeden biegły z Krakowa poproszony o opinię nie dostrzegł błędu lekarzy z Zakopanego, ale wskazał na konieczność oceny przekazania dziecka, jakość transportu pacjentki i trwania procedury transportowej. Biegli z Katowic uznali działania medyczne lekarzy z Zakopanego za prawidłowe. Nieco odmiennie uważał z kolei biegły z Łodzi wskazując jednak na błędy w leczeniu farmakologicznym w diagnostyce w zakopiańskim szpitalu.
Kompleksowa ekspertyza
Śledczy poprosili więc o ekspertyzę kompleksową biegłych Wrocławia. Oni wskazali, że Teresa B. prawidłowo rozpoznała sepsę, ale zauważyli, że powinna szybciej podać antybiotyki i niewłaściwe było jednak kontynuowanie płynoterapii, bo przetoczenie 1000 ml płynów infuzyjnych nie jest zalecane w sepsie, a nawet niewskazane. To sprzyja obrzękom. Zauważyli, że brak było pomiarów ciśnienia i założenia cewnika co ułatwiłoby rozpoznanie wstrząsu septycznego. W sposób niepełny pediatra monitorowała podstawowe czynności życiowe chorej.
Transport był spóźniony**

Ponadto przed długą ponad godzinną jazdą pacjentki, zdaniem biegłych, miała obowiązek się skonsultować z anestezjologiem. Jako pediatra powinna zakładać pogorszenie i załamanie się stanu pacjentki wobec objawów sepsy
Analizując prawidłowość i przebieg transportu biegli uznali, że był opóźniony bez uzasadnienia.
Niedopuszczalne było, by pacjent w ciężkim stanie był niesiony na rękach opiekuna, a nie na noszach.
Oceniając działania Macieja W. biegli napisali, że wbrew zasadom nie ocenił samodzielnie stanu pacjentki, podjął się transportu niewłaściwie zabezpieczonego dziecka nie będąc specjalistą. - Jego kompetencje i umiejętności nie były wystarczające do bezpiecznego transportowania niemowlęcia w stanie zagrożenia życia - zauważyli. Uznali postępowanie lekarza za nieprawidłowe, bo dziecko nie miało monitorowanych parametrów życiowych, w trakcie transportu nie rozpoznano wstrząsu septycznego i nie zastosowano odpowiedniego leczenia uwagę biegłych zwrócił brak decyzyjności lekarza, który nie zareagował na gwałtowne pogorszenie się stanu zdrowia dziecka bezpośrednio poprzedzające zatrzymanie krążenia i oddychania.
Niedopuszczalne zniknięcie
Za całkowicie niedopuszczalne uznali oddalenie się lekarza z karetki po jej zatrzymaniu się, a tym samym odstąpienie od udziału w czynnościach ratunkowych zwłaszcza, że nie było drugiego ratownika w zespole. Biegli uznali, że nie było jednak związku między nieprawidłowościami, a zagonem Darii, bo on był skutkiem choroby, a nie błędów lekarskich.
Prawidłowe działania medyczne dawały tylko szansę, ale nie gwarancje uratowania dziewczynki.
W odrębnym trybie niż prokurator Sąd Lekarski w prawomocnym orzeczeniu w 2018 r. uznał, ze dr Maciej W. jest winny nie dochowania należytej staranności i faktu, że nie podjął reanimacji dziecka po zatrzymaniu akcji serca.
Za to przewinienie lekarskie zawiesił go w prawach wykonywania zawodu.

Przed wyrokiem

Oskarżeni w prokuratorskim śledztwie nie przyznali się do winy, Maciej W. twierdził jednie, że „został paskudnie wrobiony”.
Był karany za łapówki w 2015 r. przez nowotarski sąd. Teraz prokurator chce dla niego bezwzględnej kary półtora roku więzienia, zakazu wykonywania zawodu lekarza przez 10 lat i 10 tys. złotych na Fundusz Pokrzywdzonych.
Dla Teresy B. oskarżyciel publiczny chce grzywny 2500 zł oraz roku więzienia w zawieszeniu na rok. Oskarżeni wnieśli o uniewinnienie. Anna i Adam Bugajowie chcą kary, ale wyłącznie dla Macieja W. Ojciec Darii nie zgadzał się na przesłuchanie dodatkowego świadka, o co wniósł oskarżony. Okazało się, że ma nim być była żona lekarza, także zatrudniona w zakopiańskim szpitalu w 2014 r.

- Wysoki sądzie wnoszę o oddalenie tego wniosku- mówił Adam Bugaj. Dodał, że dziś 13 października są 7 urodziny jego drugiej córeczki Liliany, która przyszła na świat w tym samym roku, w którym zmarła Daria. - I ta sprawa toczy się już tyle lat ile ma moja córka, przecież było wystarczająco dużo czasu, by przesłuchiwać świadków chciałbym już zamknąć ten rozdział w moim i żony życiu- nie krył mężczyzna. Sąd odroczył proces do grudnia i wtedy pewnie zapadnie wyrok.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska