Dziś Biton ma 35 lat, gra na zapleczu izraelskiej ekstraklasy w Maccabi Jaffa (na zasadzie wypożyczenia z Maccabi Petah Tikwa). Przyznaje, że nieźle zarabia, jednocześnie podkreśla, że dba o formę - ma trenera personalnego, rehabiltanta, przywiązuje wagę do odżywiania. I jest zadowolony z tego, co zdołał osiągnąć.
- Wychowywałem się na dzielnicy, u babci, rodzice byli rozwiedzeni. Należałem do dzieci, które marzyły o związaniu końca z końcem i o tym, żeby pomóc rodzinie, przede wszystkim finansowo. Zagrać w Europie... - opowiada w długiej rozmowie z sport5.co.il. - Nie mam wątpliwości, że spełniłem większość swoich marzeń i jestem bardzo dumny ze swojej kariery. W Izraelu tak naprawdę ludzie nie mają świadomości, ale byłem w naprawdę dużych klubach. A w niektórych z nich odnosiłem sukcesy.
Biton przyznał, że jego pierwszy wyjazd do klubu poza Izraelem był początkowo bardzo trudnym doświadczeniem. To była zima 2010/2011, trafił wówczas do Belgii. - Wszędzie było biało, a ja wtedy pierwszy raz widziałem śnieg. Miałem 22 lata. Było ciemno, Charleroi nie jest zbyt ciekawym miastem, nie czułem się tam dobrze. Chciałem zrezygnować z kontraktu i wrócić do Izraela - wspomina.
Temat przepracował m.in. z psychologiem. Został i zaczął strzelać bramki. - Sezon w Charleroi skończyliśmy spadkiem z ligi. Ale ja miałem tam dobre pół roku. Pod koniec sezonu menedżer rozmawiał ze mną o Wiśle Kraków. Powiedziałem mu: "Póki jeszcze się tu nie zaaklimatyzowałem, zostaw mnie w Belgii".
Jednak Dudu Dahan postawił na swoim. Do przyjazdu do Krakowa zachęcił Bitona inny piłkarz, którego karierę Dahan pilotował - mowa oczywiście o Maorze Meliksonie. - Melikson porozmawiał ze mną. Powiedział, żebym nie zadawał pytań i przyjeżdżał. Stwierdziłem: „Dobra, chcę przyjechać".
Biton wspomina moment, w którym został piłkarzem "Białej Gwiazdy". - Udaliśmy się do prezesa Wisły - ja, mój ojciec i Dahan. Kontrakt był wyższy niż się spodziewałem. Byłem zachwycony. Dahan dał prezesowi czekoladę i powiedział: „Gratulacje, pozyskałeś izraelskiego Drogbę”.
Na Reymonta Dudu Biton trafił na zasadzie rocznego wypożyczenia z Charleroi. Od 30 lipca do 23 października 2011 roku strzelił 13 bramek. W sumie w całym tamtym sezonie, w różnych rozgrywkach, bramkarzy pokonywał 16 razy.
- To wielki klub, a miasto tętni życiem. Miałem tam świetny czas - podsumowuje dziś. - Melikson był tam idolem, gwiazdą i bardzo mi pomógł. Zacząłem piorunująco, tak jak w Hapoelu Petah Tikva. Szalony czas. Ale już w tamtym sezonie klub miał problemy finansowe. Zbudowali naszą drużynę, żebyśmy awansowali do Ligi Mistrzów. Byliśmy świetnym zespołem i mieliśmy wspaniałą kampanię w Lidze Europy. Było wielu obcokrajowców, duży budżet, klub wpadł w kłopoty. Na końcu Wisła nie skorzystała z możliwości wykupienia mnie, bo byłem kosztowną opcją. Ja i Melikson byliśmy zawodnikami sezonu w Krakowie. Do dziś kibice Wisły przysyłają mi wiadomości. Od tamtej pory Wisła nie odniosła sukcesu, mają tamte wspomnienia.
I Biton też takie ma. W izraelskim portalu ten wywiad opatrzony jest tytułem, w którym pada nazwisko Lewandowski. Niech więc Dudu wyjaśni, skąd się to wzięło:
- To było w moim najlepszym okresie w Wiśle, w 2011 roku. Menedżer był na spotkaniu w Dortmundzie i wyciągnął płytę z moją grą. Byłem wtedy w szczycie, strzelałem bramki w Lidze Europy. Zaproponował im moje usługi. Usłyszał, że niedawno kupili napastnika z Lecha Poznań i chcą go promować. Mój agent odparł: "Nie, mój napastnik jest lepszy... Zaraz, jak tamten się nazywa?". To był Robert Lewandowski.
20 października 2011. Wydarzenia z tego dnia i następnego dla Bitona wiążą się z wyjątkowymi wspomnieniami. Z najbardziej ekscytującym momentem kariery.
- Mecz z Fulhamem w Lidze Europy. Na swoim stadionie, przy pełnych trybunach, wygraliśmy po moim golu 1:0. Piękna bramka z 25 metrów - przypomina Dudu (choć czas zaciera wspomnienia, bo trybuny pełne nie były). - Tamtej nocy przyjeżdżała moja żona, nie położyłem się spać. Kiedy poszedłem ją odebrać, widziałem po drodze gazety. Łzy cisnęły mi się do oczu, to było jak sen... Prawdopodobnie żaden gol w karierze nie dał mi takich emocji.
