Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dziś Dzień Transplantacji. A chorzy czekają

Marta Paluch
Pani Dorota może dziś normalnie żyć z nową nerką
Pani Dorota może dziś normalnie żyć z nową nerką Jan Hubrich
39-letnia Dorota Ligęza z Wieliczki jest rekordzistką - 20 lat na dializach, śmierć kliniczna, w końcu - przeszczep nerki. Teraz dziękuje za każdy dzień, gdy może wyjechać i nie martwić się, czy szpital blisko. Dziś, w Dniu Transplantacji zachęca, by ludzie nie nie bali się oddawać narządów swoich bliskich po ich śmierci. - Przeszczep ocalił mi życie. Dwa tysiące osób w Polsce nadal czeka - podkreśla.

Czytaj także: Znów podwyżki biletów MPK. Zobacz cennik

Najgorsze w nerkach jest to, że nic nie boli. A choroba spada, jak grom z jasnego nieba. Tak było z Dorotą. W 1991 r., tydzień po studniówce, dostała krwotoku z nosa. Po siedmiu godzinach zaczęła tracić przytomność. W szpitalu usłyszała wyrok - niewydolność nerek. Obu naraz, w stu procentach. - Nie wierzyłam. Byłam młoda, zdrowa, niedługo miałam iść na studia. Wszystko się zawaliło - wspomina kobieta.

Gdy zakładali jej cewniki do dializy, bolał ją każdy centymetr ciała. Chodziła na dializy otrzewnowe do szpitala - trzy dni w tygodniu, po 14-16 godzin. Maturę zdała, ale o studiach na jakiś czas mogła zapomnieć.

Najbardziej męczące było ograniczenie picia. Litr dziennie, włączając w to owoce, warzywa i zupy. Za dużo wody w organizmie powoduje bolesne skurcze mieści podczas dializy. Taki szlaban przez 20 lat. Wielkie wiadro wody śniło jej się po nocach.

Trzeba też było przejść na ścisłą dietę. Każdy pomidorek liczyć, bo potas (jest groźny przy niewydolności nerek). Raz prawie przez to umarła. Wszystko przez głupią sałatkę. - Z serem feta. Nie zauważyłam, że był sojowy, dużo potasu... Upadłam na schodach, nie mogłam się podnieść - opowiada. Serce nie wytrzymało. Uratował ją jej pies - Małysz. Rabanu narobił i zabrali ją do szpitala. Tam przeżyła śmierć kliniczną.

- Czułam, jakbym się zapadała pod lód, zimno i ciemno, aż bolało. Potem zrobiło mi się tak dobrze, że nie chciałam wracać. Obudziłam się po trzech dniach - wspomina. Śniło jej się, że jechała na motorze.
- A przecież nigdy w życiu nie jeździłam - dziwiła się.

Przeszła gehennę czekania w kolejce biorców, fałszywych alarmów i nieudanej próby przeszczepu od mamy. Do tego dochodziły uciążliwe badania potrzebne do operacji. Laryngolog, stomatolog, okulista... Po roku, gdy komplet był gotowy, część z nich traciła ważność. Ale pani Dorota czekała. - Dobrze, że byłam młoda, bo dla np. 50-latków dializ wtedy nie było. Umierali. Dziś wszyscy mają dostęp do dializy - tłumaczy.

W końcu przyszedł październik 2009 r. To był czwartek, godz. 9 rano. Telefon ze stacji dializ w Krakowie. Jest dawca. - Zadowolona, szczęśliwa, pakuję się. I gdy leżę już na stole operacyjnym, bach! - brakuje czterech badań. Ściągają mnie ze stołu. Myślałam, że z rozpaczy skoczę do Wisły - wspomina. Po prostu ktoś zapomniał.

Znowu czekanie. 11 października 2010 r., druga w nocy - telefon z Lublina. Motocyklista się zabił, jest nerka. - Zajeżdżam, a lekarz mówi, że na operację może być za późno, bo za długo mnie dializują! Załamałam się - opowiada pani Dorota. Była gotowa klęknąć przed doktorem. Ale w końcu podjęli się ryzykownej operacji.

Drugą nerkę dostał Robert, żołnierz z Kosowa. To jej "bliźniak", dziś się przyjaźnią. On szybko doszedł do siebie, ona dopiero niedawno. W międzyczasie przez trzy miesiące nie chodziła - dializy zniszczyły kości. - Lekarze z SOR-u traktowali mnie jak trędowatą. Bali się cokolwiek przepisać, by nie zniszczyć nerek. A przecież można się było skonsultować - irytuje się. W końcu miała operację kręgosłupa
Dopiero od niedawna żyje w miarę normalnie. - Nie jestem już uwiązana jak pies do budy, mogę wyjechać, piję trzy litry wody dziennie. Zupełnie inne życie, choć wiem, że nerka może funkcjonować 10 lat, ale też dwa.

Skończyła studia, od sześciu lat wspiera ją mąż Daniel. - Dobrze nam razem. Teraz trzeba tylko uśmiechnąć się i żyć - kwituje.

Dziś Dzień Transplantacji
Dzień Transplantacji obchodzony jest w rocznicę pierwszego udanego przeszczepu nerki w 1966 roku w I Klinice Chirurgicznej Akademii Medycznej w Warszawie. Był to wtedy 621 taki zabieg na świecie (pierwszy miał miejsce w roku 1954). Narząd został pobrany od chorej po ciężkim wypadku (uraz mózgu), kiedy jej serce przestało pracować i nie udała się próba reanimacji. Chora zmarła, a na pobranie jej nerki była konieczna w tamtych czasach zgoda prokuratora. Biorcą była 19-letnia dziewczyna.

W Polsce do dziś nerki do transplantacji pochodzą przede wszystkim od dawców zmarłych, choć na świecie 45-50 proc. tych narządów pochodzi od żywych dawców.
(mp)

Wybieramy najlepszego piłkarza i trenera Małopolski! Weź udział w plebiscycie!

Konkurs dla matek i córek. Spróbuj swoich sił i zgarnij nagrody!

Która stacja narciarska w Małopolsce jest najlepsza? Zdecyduj i oddaj głos!

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska