Mówię o wróblu. Kiedy ostatni raz widzieliście wróbla domowego? Zwyczajnego, pospolitego szarego ptaszka wielkości zaciśniętej pięści? Pilnie potrzebowałem fotografii i ruszyłem w miasto. Zadanie wydawało się być łatwe. Ogólnodostępny karmnik w miejskim parku okupowały synogarlice, gołębie i zięby.
Przebiegłem przez osiedle jednorodzinnych domów, gdzie małe ogródki otaczały gęste, ligustrowe żywopłoty. Kilka lat temu był tam prawdziwy matecznik. Nigdzie ani żywego ducha. Koniec końcem zdjęcie dostałem od znajomego ornitologa. I lokalizację dwóch kolonii w okolicy. Wróble domowe nikną w oczach. Nikt im specjalnej krzywdy nie czyni, ale wystarczy starannie pielęgnować trawniki. Nisko koszone rośliny nie wydają nasion, kiedyś znaczącego źródła pokarmu. Ktoś mi pewnie powie, że chwasty są brzydkie a kwitnące trawy sypią alergicznym pyłkiem.
Można założyć kwietne łąki koszone raz góra dwa razy w roku. Ocieplone strychy zabrały miejsca na gniazda i przytulne zimowiska. Niedobitki wróbli giną w szponach pustułek i krogulców, które po dekadach nieobecności wróciły do miast. Jeszcze tylko chwila, a najpospolitszy, upierzony mieszczuch przejdzie do historii.
- Tak wyglądał Kraków ponad 100 lat temu z lotu ptaka. Wielu z tych miejsc już nie ma!
- Najmodniejsze świąteczne wianki na drzwi z okazji Bożego Narodzenia 2024
- Tak świętowano andrzejki w PRL. Wróżby, wosk i śpiew. Zobacz archiwalne zdjęcia
- MOJE MIEJSCE W KRAKOWIE. Andrzej Sikorowski: Od lat bywam tu prawie codziennie
