Przywołujemy ich naszą bezinteresowną wdzięcznością. Bezinteresowną do tego stopnia, że zaciera się podział na zmarłych ‘swoich’ i ‘obcych’. Na opuszczonych grobach pojawiają się światełka zapalane w imię solidarności żywych z umarłymi, a obok modlitw wspominkowych, westchnienia skierowane w stronę tych, którzy budowali drogi po których chodzimy, pisali wiersze, które nas zachwycają, wznosili domy w których mieszkamy, sadzili drzewa pod którymi dziś my znajdujemy cień.
To poczucie wspólnoty ponad upływającym czasem bierze się tyleż z chrześcijańskiej doktryny świętych obcowania, co z podskórnie w nas trwającej archaicznej wrażliwości lekceważącej podział na ducha i materię, łączącej w jedno, co żywe i mineralne, co było, jest i będzie.
Łagodna melancholia, jaką uwalniają w nas te dni, koi cywilizacyjny stres i jest odtrutką na galopadę codzienności. Tylko dajmy sobie czas. Bo zdarza się, że spieszymy się nawet na cmentarzu. Podobnie spieszą się Niemcy, Francuzi, Belgowie i cały Zachód. A my ich gonimy. Niestety doganiamy ich również w ilości nerwic i depresji.
Tymczasem niektóre media konsekwentnie pielęgnują swe obsesje. Co rusz widzę tekst, który usiłuje mnie przekonać, że z dniem Wszystkich Świętych wszystko jest nie tak. Że to święto śmieci i zatruwa planetę. Znicze produkują ślad węglowy i tony lichego szkła. Cóż, my od dawna używamy tych samych, co roku czyszczonych zniczy. Więc się nie poczuwam. Ja nie śmiecę. Za to widzę jak z roku na rok rosną góry plastiku po kościotrupach, przebierańczych maskach i elektrośmieciach używanych do zabaw z importu.
Przygotujcie się też na wątek troski o katolickie dusze. Otóż, proszę Czytelników, Wszystkich Świętych miałoby być świętem pogańskim, a na cmentarzach miałby unosić się zabobon. Oczywiście, że pamięć o zmarłych i tęsknoty do kontaktu z zaświatami istniały od zawsze, od czasów prehistorycznych. Chrześcijaństwo głosi „świętych obcowanie” - jasno sformułowane już w Credo, czyli najstarszym wyznaniu wiary. A świętych Kościół przez wieki nagromadził sporo. Kłopot w tym, że się święci ‘upomnikowili’ – zaczęli być utożsamiani ze zbiorem niedostępnych herosów, królów, czy męczennic epoki starożytnej. Aż dostrzegł to zjawisko papież Wojtyła, który kanonizował również ludzi najzwyklejszych: gospodynie domowe, studentów, nauczycieli… A przecież poza ołtarzami, każdy z nas spotkał wielu ludzi wspaniałych i dobrych. O nich też myślimy w dniu Wszystkich Świętych obchodzonym od pierwszych wieków, choć przypisał je do 1 listopada dopiero papież Grzegorz IV w roku 741.
Mówi się też , że Wszystkich Świętych ma być ‘trudne’ do przeżycia, bo wywoływać może smutne myśli. Na tę okoliczność mamy psychologów i ich porady. Ja w tym widzę oznakę wyuczonej bezradności wobec wszystkiego, co zakłóca rutynę człowieka zredukowanego do „pracować, jeść i znów pracować”. Kiedy pojawia się pytanie o sens bezdusznej rutyny, ludzie czują się nieswojo. A przecież te właśnie pytania są częścią człowieczeństwa. Może zatem trzeba na sprawy te spojrzeć inaczej? Może problemem nie jest stosunek do zmarłych – i ich święta - tylko kulejące relacje z żywymi?
Znakomicie opisała ten dzień pani Barbara:
"Moje dzieci zapamiętały Wszystkich Świętych jako wesołe święto.
Krzątanina od rana
Zjeżdżała się cała rodzina z Krakowa
Wspólne wyjście na cmentarz
Grzebanie w zniczach i w konsekwencji upaprane i okopcone ubrania
Stłumione chichoty
Gołąbki na blasze węglowego pieca; po powrocie z cmentarza wszyscy się przy nim ogrzewali
Przy grobach spotykało się bliskich, których nieczęsto widywaliśmy
Wspominaliśmy zmarłych i miałam wrażenie, że nieżyjące ciotki czy wujkowie są wśród nas i uważnie słuchają naszych wspomnień
Co chwila ktoś wybuchał śmiechem
W tamtych czasach groby nie były tak bogato dekorowane, jak teraz."
