Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Feniks" przy ul. św. Jana. Hulanki, piruety, swawola!

Redakcja
W "Fenikisie" przy ul. św. Jana zabawa trwa!
W "Fenikisie" przy ul. św. Jana zabawa trwa! Wojciech Matusik
"Feniks" przy ul. św. Jana w Krakowie łączy pokolenia. Na sali obok osób pamiętających budowę Nowej Huty tańczą i piją dwudziestolatkowie. Tu się gra muzykę od Gomułki po Tuska - w kultowym lokalu popracował - Piotr Rąpalski.

Czytaj także: Hity czy kity? Oceniamy hasła wyborcze małopolskich kandydatów

Lokal przy ul. św. Jana w Krakowie jest jak wehikuł czasu. Służy tym, którzy zagubieni w łomocie dzisiejszych klubów muzycznych, chcą wrócić do lat swojej młodości, do PRL. Co ciekawe, monotonia nowoczesnych dyskotek nudzi już też niektórych młodych. Ci również przychodzą do "Feniksa", aby posłuchać tego, przy czym piruety wywijała ich babcia, przodownica pracy, i popić śledzika wódką. Ale ja do tego kultowego miejsca poszedłem po prostu za robotą.

"Feniks" - jak to działa?

"Feniksa" od nowoczesnych klubów odróżnia to, że tu naprawdę mogą się bawić wszyscy. I to niemal codziennie. Od wtorku do niedzieli od 16 do 20 trwa "five" - bal nastawiony na starszych imprezowiczów. Zaczynają i kończą wcześniej, aby odespać. Bynajmniej nie tuptają tutaj tylko nóżką do rytmu. Wirują na parkiecie do polek, mazurków, disco polo i tutejszego hitu z lat 90.: "Coco Jambo".
Później jest "nocka". Od 21 do 4 rano. Najstarsi odpuszczają, ale do gości, którzy wierzą, że życie zaczyna się dopiero po czterdziestce, dołącza młodzież - organizuje tu wieczory kawalerskie i panieńskie, imprezy urodzinowe i inne.

- Tylko styp nie obsługujemy - śmieje się prezes "Feniksa" Mieczysław Sekunda. Opowiada, że wyśniła mu się kiedyś data jego śmierci. Nikomu jej nie zdradził. - Jest całkiem do przyjęcia. Dwa dni wcześniej zrobię wielką stypę w "Feniksie". Chcę na niej być - żartuje prezes. "Feniks" działa już 56 lat. Dwadzieścia lat temu Sekunda wraz z innymi pracownikami przejęli lokal, tworząc spółkę pracowniczą. Teraz jest ich 13 i stają na głowie, aby kultowe miejsce hulało. Choć czynsz, ok. 25 tys. zł, straszy co miesiąc.

Taki szef to skarb

Pan Mieczysław, mimo że prezes, nie siedzi w skórzanym fotelu, dyrygując załogą. Jego malutkie biuro znajduje się na zapleczu przy kuchni. Liczy, księguje, dba o wszystko. - Poszedłbym już do domu swoje odmieszkać, bo od 40 lat siedzę tu nocami. Ale jak pójdę, to wszystko się skończy, a lokal pójdzie na przetarg - mówi. - A to jedyne takie miejsce w mieście. No bo gdzie mają się bawić starsi ludzie? Na Szewskiej? - pyta.

A do "Fenia" przychodzą rozwódki, małżeństwa, kawalerowie i panny z całej Polski. Lokal mieści 140 osób. - Zabawa jest kulturalna, nie ma chamstwa. Ale ludzie figlują. Jedna para z Łodzi przyznała mi się, że po nocy u nas doczekała się syna - zdradza prezes.

Do pracy, rodacy!

Czas trochę popracować. Jest 18.00. Staję na bramce z panią Karoliną. Bramkarzem jest pan Paweł. Karateka wielki jak dąb. - Aby wejść na five, trzeba kupić bon konsumpcyjny za 15 zł. Nocki kosztują 10 zł. W soboty 20 zł - tłumaczy mi kierowniczka bram PRL-owskiego raju. Nie trzeba już mieć garnituru jak za komuny, ale krótkie spodenki lub koszulka na ramiączkach ściągnięta z Ferdka Kiepskiego odpadają.
Za bon można kupić np. piwo lub drinka (10 zł), a do tego kawę (5 zł). Dalej już trzeba uruchomić własną gotówkę. Większość gości to stali bywalcy. Nie trzeba im tłumaczyć zasad. Również tej, która mówi, że nie wyrywa się do tańca czyjejś partnerki. Chyba że za oficjalną zgodą. Klienci płacą i znikają na sali obitej czerwoną skórą. Zasiadają w lożach i przy stolikach. Zaraz zjawiają się przy nich kelnerzy. To moja kolejna fucha.

Gdzie leziesz, baranie!

Kelnerzy "Feniksa" zrezygnowali z noszenia muszek. Za gorąco. Ja jednak z szacunku i pokory nowicjusza wkładam ją. Jedzenie i napitki wychodzą na salę prosto z kuchni. Polewa pani Maria, w lokalu od 42 lat! - Pamiętam Skrzyneckiego, Nowickiego i Cieślaka "007". Wszyscy tu kiedyś przychodzili - mówi sympatyczna kobieta. - Przylatywało też całe towarzystwo spod Baranów, gdy się kończył spektakl. Ech, cudne lata 70. - wzdycha. Wspomina programy artystyczne: iluzjonistów, striptiz, kabarety.
Kelner wpada i rzuca pierwsze zamówienie. Zauważam, że ma ściereczkę kelnerską przewieszoną przez rękę. Teraz już ich prawie nikt nie nosi. Dwie wódki i sok jabłkowy. Szefowa polewa, biorę na tacę i...
Zbieram ochrzan niczym serię z pepeszy. - Prawą stroną, bo albo komuś drzwiami przywalisz, albo sam dostaniesz w nos - krzyczy pan Janusz, jeden z kelnerów. Faktycznie, skrzydlate drzwi otwierają się w obie strony. Nic dziwnego, że nad nimi wisi obrazek Matki Boskiej ze słowami "Otwórz serce na cud".
Kelner Janusz to fachowiec. Od ośmiu lat w "Feniksie", ale wcześniej 26 lat przepracował w "Wierzynku". - Teraz prawdziwych kelnerów po szkołach, jak my, to już nie ma. Teraz kładzie się rzeczy na stół, a my je serwujemy - mówi mój mistrz.

Tu gra się wszystko
Lecę na salę. Podpytuję dwie panie dlaczego tu przychodzą. - Poza restauracją "Śląską" na Królewskiej to już ostatnie takie miejsce. Nikt o nas, dorosłej młodzieży, już nie myśli - żali się pani Irena. Kobiety przyznają, że nie przyszły na podryw. - Musiałabym znaleźć jakiegoś 90- latka, bo przecież chłopy lecą teraz tylko na takie o 30 lat młodsze - śmieje się druga z pań, Julia.

Ulubione szlagiery kobiet to "Kawiarenki" i "Felicita". - Ale nasi goście proszą też o Modern Talking, "Żono moja, serce moje" i inne hity. My gramy wszysto. Od Gomułki po Tuska - śmieje się DJ Andrzej. Pod sufitem dyskotekowa kula. Po ścianie biegają kolorowe promienie światła. Na parkiecie 20 par.

Trochę historii
Budynek, w którym znajduje się "Feniks", pochodzi z 1938 roku. - Była tu wtedy kasa oszczędnościowa czy jakiś bank - wspomina prezes. Po wojnie powstał "Feniks". Za PRL był o wiele większy niż dziś. Na rogu Rynku Głównego i ulicy św. Jana była sala "Zielona" - kawiarnia. Dansing znajdował się tu gdzie obecnie, w sali "czerwonej". Pracownicy wspominają, że wtedy w centrum liczyły się jeszcze tylko dwa lokale. "Warszawianka" na Dunajewskiego i "Kaprys" na Floriańskiej. - Pełno Arabów z petrodolarami tam siedziało. Doiły ich eleganckie lufy, znaczy laski - objaśnia prezes.

Zmiana warty
Realizuję kolejne zamówienia. Coraz dziwniejsze. Jeden gość bierze trzy wódki i barszcz z krokietem. Bez popitki. Mam nadzieję, że ma znajomego dobrego gastrologa. Tutaj leje się po 50 ml, a nie "babskie" 40 ml. W lokalu nie ma upijania się. Zasada: "nasz klient nasz pan", nie obowiązuje. Kelnerzy decydują, kiedy dość i czas na kawę.

O 20 przerwa. Starszyzna idzie do domów. Schodzą się młodsi. Przychodzi też 20 osób na wieczór panieński. Panna młoda, 25 lat, prosi kelner a o kolejkę. Na rozruch. - Tutaj codziennie jest jak na weselu - krzyczy mi do ucha, kiedy zaczyna grać kapela.

Na żywo.

Wybieramy najpiękniejszą kandydatkę do Sejmu z Małopolski [ZDJĘCIA]. Zdecyduj, kto powinien wygrać!

Prawybory. Kto powinien zostać posłem? Głosuj: Małopolska Zachodnia okręg 12, Kraków okręg 13, Podhale Nowy Sącz okręg 14, Tarnów okręg 15.

Mieszkania Kraków. Zobacz nowy serwis

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska