Niemal 2100 osób w Gorlickiem zachorowało w styczniu na grypę i choroby grypopodobne. Sytuacja jest poważna. W szpitalu, choć jeszcze nie wprowadzono zakazu odwiedzin pacjentów, to apeluje się o ograniczenie wizyt do minimum. Wszystko po to, aby uniknąć rozprzestrzeniania się wirusów.
- Dla porównania, w styczniu minionego roku mieliśmy niewiele ponad 1400 przypadków zachorowań, różnica jest więc wyraźna - przyznaje Maria Bryg, szefowa gorlickiego sanepidu.
Choroby pokonały szkoły i... korowód kolędników
Bogdan Malesza, szef stowarzyszania Persiina z Kobylanki planował na minioną niedzielę wielki korowód kolędników. Przygotowania trwały od kilku tygodni. Miało być wesoło, kolorowo i z rozmachem.
- Plany zostały na papierze - mówi pan Bogdan. - Gdy na początku minionego tygodnia zaczęliśmy wszystko spinać, okazało się, że nie ma ponad połowy uczestników. Jedni leżeli z taką gorączką, że nie wiedzieli wiele o bożym świecie, inni byli tuż po chorobie, nie mieli po prostu siły, by ruszyć się z domu. Z takim obrotem sprawy, jak w tym roku, jeszcze się nie spotkałem - dodaje.
Z kolei Bogusław Moroń, dyrektor szkoły w Sitnicy, z utęsknieniem czekał na zimowe ferie. Choroba wręcz dziesiątkowała jego podopiecznych.
- Bywały dni, że w klasach brakowało nawet połowy uczniów - przyznaje. - To jest po prostu pogrom. W pewnym momencie w jednej z klas miałem dwóch uczniów. I tak naprawdę nie wiadomo, co robić: czy przerabiać program, czy powtarzać, co już było, a z nowymi zagadnieniami czekać, aż reszta wyzdrowieje - zaznacza.
Rodzice, którzy dzwonili do szkoły, by usprawiedliwić pociechę, mieli jedno do powiedzenia: syn, córka ma wysoką gorączkę, kaszle.
- Mieliśmy akademię z okazji Dnia Babci. Dzieciaki przygotowywały się do tego wydarzenia z wielkim zaangażowaniem, ale nie wszyscy mogli w niej uczestniczyć - opowiada dalej dyrektor. - Wyjątkowo zjadliwy wirus nam się przytrafił.
Ma nadzieję, że po feriach wszystko wróci do normy i dzieci wrócą do nauki będąc w pełni sił, a stracony czas da się nadrobić.
Mniej dzieci w szkołach, mniej też zachorowań?
Od 1 do 22 stycznia 2017 w województwie małopolskim zgłoszono 64 418 przypadków zachorowań lub podejrzeń zachorowań na grypę oraz 218 hospitalizacji z powodu grypy lub podejrzenia grypy. W 2016 r. w tym samym okresie zgłoszono 23 005 zachorowań lub podejrzeń zachorowań na grypę i 109 hospitalizacji.
Jarosław Foremny, małopolski wojewódzki inspektor sanitarny spokojnie ocenia sytuację. Mówi, że w poprzednich latach wzrost zapadalności na grypę też widoczny był na przełomie lutego i marca.
- W bieżącym sezonie wyraźny wzrost zachorowań nastąpił wcześniej, bo już z początkiem stycznia - przyznaje Foremny.
A w samym Gorlickiem? Do 23 stycznia mieliśmy dokładnie 2067 przypadków zachorowań na grypę i grypopodobne. To o 650 przypadków więcej, niż przed rokiem.
Dane, które przytacza, oparte są na zgłoszeniach, które stacja otrzymuje od lekarzy. Trzeba zakładać, że przypadków może być więcej. Nie wszyscy chorzy trafili na konsultację, bo z chorobą radzili sobie w domu sami.
- Sądzę, że swego rodzaju hamulcem będą ferie. Na dwa tygodnie szkoły opustoszeją, w miejscach publicznych będzie mniej ludzi - ocenia dyrektorka.
We znaki daje nie tylko grypa. - W całym województwie notuje się zwiększoną liczbę hospitalizacji w oddziałach chorób wewnętrznych, kardiologii oraz oddziałach urazowych. Z podobnymi problemami zmagają się wszystkie województwa ościenne - mówi Marek Rut, dyrektor Wydziału Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego Małopolskiego Urzędu Wojewódzkiego.
Dodaje: aktualna sytuacja przypomina sinusoidę: raz jest więcej, raz mniej zachorowań, ale na pewno nie mamy do czynienia z sytuacją kryzysową.
Gorączkujące dzieci? To wcale nie musi być grypa
O ile dorośli jakoś sobie radzą, to najsmutniejszy jest widok chorych dzieci. Szczególnie tych najmniejszych, które nie bardzo rozumieją, co się z nimi dzieje. Mała Zuzia (na zdjęciu u góry) trafiła do szpitala w Gorlicach po tym, jak dostała wysokiej gorączki. Do tego wymiotowała.
- Początkowo myślałam, że to właśnie grypa - opowiada Dorota Cieśla, mama dziewczynki. - Poszliśmy jednak do lekarza, a ten po krótkim badaniu od razu skierował nas na oddział do szpitala - dodaje.
Okazało się, że dziewczynka ma zapalenie płuc i wymaga hospitalizacji.
Podobnie było z małym Antosiem z Gorlic: gorączka przekraczająca 40 stopni, która dawała się zbić tylko na kilka godzin. Potem wracała. - Lekarz pierwszego kontaktu, który badał syna, uspokajał mnie, że jest osłuchowo czysty - mówi nam Magdalena Pawłowska, mama chłopca. - Nie dawało mi spokoju, że gorączka utrzymuje się tak długo.
Trafili w końcu na Szpitalny Oddział Ratunkowy. Tam chłopczyk miał zrobione dodatkowe badania. Okazało się, podobnie jak w przypadku Zuzi, że ma zapalenie płuc.
Z babcinej apteczki
Teresa Pyrcioch z Koła Gospodyń Wiejskich Zagórzany
Na wszelkie choróbska typu grypa czy przeziębienie serwuję herbatę z kwiatu lipy. Do tego kubek mleka z miodem i czosnkiem. Ząbek można ewentualnie drobno pokroić na kanapkę. Kiedyś stawiało się też bańki ogniowe. Teraz, z racji dostępności łatwiejszych w obsłudze baniek próżniowych, rzadziej się je używa, choć na pewno są skuteczniejsze. Polecam jeszcze syrop z cebuli. Łatwy w przygotowaniu - trzeba tylko pokroić cebulę, zasypać ją cukrem i zostawić na 24 godziny. Pomaga na męczący kaszel.